Kolejne dobre wieści dla Polski. Tym razem z Eurostatu

Unijny urząd statystyczny Eurostat przekazał dane dotyczące stopy bezrobocia we wrześniu w krajach unijnych, a także siły nabywczej w przeliczeniu na osobę - za 2022 rok. W obu przypadkach to dobre wiadomości dla naszego kraju.
Bezrobocie mamy najniższe w całej Europie (2,8 proc.) obok Malty (2,8 proc.) i Czech (2,7 proc.). A jednocześnie ponad dwukrotnie niższe niż w strefie euro (6,5%) i w całej Unii Europejskiej (6,0%). Przy czym, w porównaniu z wrześniem ub.r., liczba bezrobotnych w ciągu roku zmniejszyła się w naszym kraju z 510 do 477 tysięcy.
To tym bardziej dobry wynik, jeśli porównamy go z innymi krajami unijnymi. Okazuje się bowiem, że najwyższe bezrobocie w UE utrzymuje się w Hiszpanii i Grecji - odpowiednio 12 proc. i 10 proc.
- Dane Eurostatu potwierdzają stabilną sytuację na rynku pracy w Polsce. Wrzesień to już czwarty miesiąc, w którym stopa bezrobocia w naszym kraju utrzymuje się na tym samym poziomie. Z najnowszych danych wynika, że rok do roku liczba bezrobotnych w Polsce spadła o 33 tysiące – skomentowała minister rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg.
O przyczyny tak dużych różnic w poziomie bezrobocia między Polską, a Hiszpanią i Grecją, spytałem Piotra Bujaka, głównego ekonomistę PKO Banku Polskiego, w najnowszej rozmowie dla portalu filarybiznesu.pl.
Zdaniem eksperta różnice te wynikają z różnego stopnia konkurencyjności gospodarek poszczególnych krajów. - A gospodarki południa Europy są dużo mniej konkurencyjne, mają poważne problemy, które ograniczają aktywność gospodarczą napływ inwestycji, ponadto ich lokalne inwestycje są ograniczone. To powoduje, że nie powstają tam nowe miejsca pracy, albo wręcz są likwidowane i to generuje wyższe bezrobocie - zarówno od średniej krajów unijnych, jak i naszego kraju - stwierdził Bujak.
Przy okazji warto przyjrzeć się jeszcze innymi danymi Eurostatu, który poinformował także, iż łącznie ponad 13 mln osób w UE, z czego ponad 11 mln w krajach euro strefy, było bezrobotnych we wrześniu br. W porównaniu z sierpniem br., bezrobocie w całej UE wzrosło o 96 tys. (w tym o 69 tys. w krajach strefy euro). Warto zapamiętać te dane w kontekście wciąż pojawiających się, także w kontekście ostatnich wyborów, pomysłów przyjęcia naszego kraju waluty euro w miejsce złotego.
Niestety, jak widać, euro nie tylko nie stanowi żadnej cudownej recepty na uniknięcie rozmaitych negatywnych zjawisk w gospodarce, ale wręcz, w przypadku takiego kraju, jak Polska, wciąż doganiającego te najbogatsze, może być postrzegane jako instrument, który może opóźniać doganianie poziomu gospodarczego krajów najbardziej rozwiniętych (i najbogatszych), a nawet powodować takie negatywne skutki, jak np. wzrost bezrobocia czy poziomu inflacji.
A propos doganiania poziomu gospodarczego krajów najbardziej rozwiniętych warto sięgnąć do kolejnych, opublikowanych danych, odnoszących się tym razem do wskaźnika tzw. siły nabywczej w przeliczeniu na osobę (PPS). Jak wyjaśnił Eurostat wskaźnik ten uwzględnia podział dochodów oraz wielkość i skład gospodarstwa domowego, a także zmiany poziomu cen, co ma zapewniać porównywalność między krajami UE.
Otóż okazuje się, że PPS w Polsce w 2022 r. wyniósł 14906, tj. ok. 80% średniej unijnej (18706 PPS). A równolegle ok. 64,4% dochodu Niemiec. Co równie ciekawe nasz wskaźnik był jednocześnie wyższy niż w takich krajach, jak Portugalia, Grecja czy Węgry.
Wspomniany już Piotr Bujak z PKO BP, na moje pytanie, kiedy Polska będzie mogła dogonić pod tym względem średnią unijną wyjaśnił: - Dekada, dwie to jest ten horyzont, w którym dochód rozporządzalny w Polsce może się zrównać ze średnią unijną. Trzeba pamiętać, że im na wyższym poziomie rozwoju się znajdujemy, tym jednak trudniej gonić, tym mniejszy jest potencjał naszego wzrostu, więc będzie nam w przyszłości trudniej z doganianiem bogatszych, niż dotychczas i potrwa to wolniej niż dotąd, a zarazem przyjdzie na to dłużej poczekać.
Wiele tu rzecz jasna zależy od polityki gospodarczej, którą przyjmie rząd sformowany po ostatnich, październikowych wyborach. Wszelkie próby ograniczania, czy wręcz rezygnacji z kontynuowania rozpoczętych przez dotychczasowy rząd PiS wielkich inwestycji, takich jak CPK, rozbudowa portów, budowa gazoportu pływającego (FSRU) w Zatoce Gdańskiej, budowa sektora energetyki jądrowej czy morskich farm wiatrowych, może oznaczać, że perspektywy dogonienia czołówki krajów unijnych, w stosunku do terminu, o którym mówi główny ekonomista PKO BP, znacząco się wydłużą.