Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

Szczyt NATO: krok naprzód i obawy

Ryszard Czarnecki , 20.07.2023
Zakończony w Wilnie, za czasów I Rzeczypospolitej zwanego „Paryżem Północy”, metropolii przez wieki będącej ośrodkiem promieniowania polskiej kultury, a obecnie stolicy Litwy, szczyt NATO uczynił krok (albo kroczek) do poszerzenia Organizacji Paktu Północnoatlantyckiego o naszego wschodniego sąsiada. Rezultaty wileńskiego szczytu najsilniejszej organizacji militarno-politycznej na świecie są na pewno poniżej marzeń Kijowa, czemu początkowo dał wyraz prezydent Wołodymyr Zełenski oraz oczekiwań Polski i naszych bałtyckich sąsiadów z definicji najbardziej narażonych na kolejną agresję Rosji. Powiedzmy jednak wprost i uczciwie: polityka jest sztuką realizowania rzeczy możliwych w danym miejscu i czasie – a decyzja NATO-wskiego szczytu w sprawie Ukrainy, choć na pewno była znacząco poniżej tego, co powinno tam było zapaść, to jednak oddaje, niestety, stan nastrojów znaczącej liczby państw członkowskich Paktu. Mówiąc piłkarską metaforą: „Na tym boisku nie dało się więcej ugrać”.
Od początku było wiadome, że w sprawie pomocy dla Ukrainy – militarnej i politycznej – NATO dzieli się na dwa obozy. Jeden, „jastrzębi”, a może po prostu: realistów, składał się z Polski, USA, Wielkiej Brytanii, państw bałtyckich, a następnie zaraz po swojej akcesji doszlusowała doń Finlandia. Drugi z kolei stanowiły: Niemcy, Francja, Holandia oraz kraje Europy Południowej, zwłaszcza Hiszpania, Portugalia i Grecja – był to obóz „gołębi”, niepotrafiących zmienić starego myślenia o Rosji, z którą wcześniej czy później -ich zdaniem - trzeba się będzie dogadać.
O wyniku szczytu NATO zadecydowało przejście Waszyngtonu do obozu „umiarkowanych”, jak sami siebie określają, chcąc w ten sposób pośrednio zdyskredytować „radykałów” w Pakcie.

Zderzenie oczekiwań z rzeczywistością

To, że Ukraina nie będzie na szczycie w Wilnie do NATO przyjęta było oczywiste. Nikt nie powinien tego oczekiwać, bo kraj ten ,znajdujący się w stanie wojny z Rosją nie miał szans na szybkie członkostwo z prostego powodu: słynny Artykuł Piąty traktatu konstytuującego Organizację Paktu Północnoatlantyckiego jednoznacznie mówi o konieczności przyjścia z pomocą militarną innemu krajowi członkowskiemu, jeśli zostanie zaatakowany przez „państwo trzecie”. W oczywisty sposób oznaczałoby to konieczność zaangażowania, wprost militarnego, od krajów członkowskich. Na myśl o tym kanclerzowi Niemiec siwiały resztki jego włosów, prezydent Francji przejmował się tym bardziej niż stratami w wysokości 1 miliarda euro w wyniku wojny domowej w swoim kraju, a dla premiera Holandii była to niemal tak samo zła perspektywa, jak utrata fotela szefa rządu w Hadze (co się i tak stało).

Wybory w Ameryce a szczyt NATO

Charakterystyczne, że szefowie rządów i państw tych samych krajów, którzy mówili mniej lub raczej bardziej otwarcie: „Poczekajmy z wejściem Ukrainy do Unii Europejskiej”, wyrażali sprzeciw także wobec szybszego przyjęcia Kijowa do NATO. Tak było w przypadku kanclerza Scholza, prezydenta Macrona, premiera Rutte. Jedynym wyjątkiem był kanclerz Austrii Nehammer, ale tylko dlatego, że ojczyzna Mozarta ma w konstytucji zapisaną neutralność, tak jak Irlandia czy Malta i w związku z tym nie może należeć do Paktu. To, że Ukraina nie będzie przyjęta do NATO na ostatnim szczycie było wiadomo. To, że nie zostanie przyjęta nawet choćby „road map”, czyli „mapa drogowa” jej akcesji – nie było to wcale oczywiste i tak naprawdę o to toczyła się walka. Jednak postawa Waszyngtonu w ostatnim czasie była jednoznaczna. O decyzji Białego Domu, aby nie dawać zielonego światła nawet dla zarysu „drogi do NATO” naszego wschodniego sąsiada zdecydowały co najmniej dwa, a może i trzy względy.
Pierwszy wynika z sytuacji wewnętrznej i chodzi o wybory prezydenckie, które za mniej niż 16 miesięcy odbędą się w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Partia Demokratyczna wie, że dwóch głównych kandydatów na oficjalnego kandydata Partii Republikańskiej na prezydenta, czyli b. prezydent Donald John Trump i gubernator Florydy Ronald Dion DeSantis prezentują publicznie stanowisko krytyczne wobec nadmiernego, ich zdaniem, angażowania się USA w wojnę w Europie Wschodniej. Obóz Bidena obawia się, że w sytuacji, gdy obecny lokator Białego Domu będzie kontynuował jednoznaczna linię znaczącego wsparcia dla Ukrainy, to przy rosnących w społeczeństwie amerykańskim tendencjach do popierania postawy , aby przede wszystkim „Ameryka zajęła się sobą” i zmniejszyła zaangażowanie w konflikty w różnych częściach świata, w tym w naszym regionie Starego Kontynentu, a jeśli już się gdzieś angażowała, to przede wszystkim w Azję, gdzie znajduje się jej główny konkurent do światowego prymatu czyli Chiny – szereg milionów Amerykanów może poprzeć kandydata Republikanów, bo w przeciwieństwie do Bidena nie będzie on „kandydatem wojny”. Stąd Joseph Robinette Biden zastosuje zapewne ten sam manewr co Emmanuel Macron w starciu z Marine Le Pen w kampanii prezydenckim w 2022 roku. Chodziło o to, że gdy Le Pen zaczęła krytykować nadmierne zaangażowanie Francji w NATO i pośrednio USA, to Macron, żeby w tej kwestii za bardzo się od niej nie różnić i nie stracić milionów głosów Francuzów wiernych NATO-sceptycznemu i USA-sceptycznemu testamentowi prezydenta Charlesa de Gaule’a, zaczął również, choć nie tak ostro, krytycznie wypowiadać się o NATO i Waszyngtonie (to pierwsze mu przeszło po drugich zwycięskich wyborach, to drugie już zostało…). Można się więc spodziewać w kontekście Ukrainy „frankoizacji” polityki zagranicznej USA. I tu uwaga zasadnicza : o ile zapewne zasadne jest oczekiwanie większego zdystansowania się 46. Prezydenta w dziejach USA wobec Ukrainy w kampanii wyborczej, to jego i innych polityków  Demokratów i Republikanów wypowiedzi nie będą miały żadnego przełożenia na zmianę decyzji odnośnie budżetu na wsparcie militarne dla Ukrainy w roku 2024. Budżet w Ameryce - rzecz święta – został „klepnięty” i w tym obszarze pozostanie, jestem o tym przekonany, bez żadnych zmian. Może więc tu nastąpić pewien rozdźwięk między decyzjami finansowymi – dobrymi dla Kijowa – a wypowiedziami politycznymi  dla Ukrainy już znacznie gorszymi.

Obawa o... rozpad Rosji

Wydaje mi się jednak, że drugi wzgląd, którym kierował się Waszyngton w kontekście decyzji szczytu NATO odnoście Ukrainy był ważniejszy niż kwestie wyborcze i polityki wewnętrznej. Zapewne wielkim paradoksem jest fakt, że pokazanie przez Rosję swojej słabości – chodzi o bunt Prigożyna i „Wagnerowców” – mógł dać asumpt do bardziej ostrożnej polityki USA. Oto bowiem od wielu lat Stany Zjednoczone i generalnie Zachód obawiają się rozpadu, dekompozycji, dezintegracji terytorialnej Federacji Rosyjskiej. Uważają one, że może wówczas powstać chaos na terytorium jednego z największych państw świata, a scenariusze możliwego rozwoju sytuacji wewnętrznej w Rosji są wielką niewiadomą. I ta właśnie obawa przed przekroczeniem przez Kreml  cienkiej "czerwonej linii” odgradzającej Moskwę od wojny domowej legła u podstaw tak jednak „umiarkowanych” decyzji szczytu NATO w Wilnie.

Jest jeszcze trzeci wzgląd, o którym jednak wiemy najmniej i nie jestem pewien jak dalece ma on wpływ na decyzje w obszarze amerykańskiej polityki zagranicznej. Chodzi o walkę poszczególnych frakcji w Białym Domu, w tym także ludzi na przykład z Departamentu Stanu, którzy chcieliby większego skoncentrowania się USA na Azji kosztem wojny w Europie Wschodniej.

Jednak o tym, co stało się w Wilnie, decydowały zapewne dwa pierwsze czynniki, a szczególnie obawa przed niekontrolowaną zapaścią w samej Rosji.

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (17.07.2023)
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 1165
u2

u2

20.07.2023 18:07

Obawa o... rozpad Rosji
Ano, to jest realne. Przytaczałem wizje Mariana Węcławka z Leszna. Rosja Putlera okazała się być kolosem na glinianych nogach. Z przeciwnikiem teoretycznie wielokrotnie słabszym, ale nie tak słabym jak Czeczenia, Rosja ewidentnie nie może sobie poradzić. Zresztą i z Czeczenią by sobie nie poradziła, gdyby nie Kadyrow, który przeszedł na ich stronę.
wielkopolskizdzichu

wielkopolskizdzichu

21.07.2023 00:15

Nie Wilno tylko Warszawa była Paryżem Północy i to nie z powodów architektonicznych tylko z przyczyn natury zgoła innej. Paryż i Warszawa uchodziły za zamtuzy, aczkolwiek nie przypominam sobie miasta które za honor poczytywały sobie, być Warszawą Południa.
Ryszard Czarnecki
Nazwa bloga:
Blog autorski

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 6, 818
Liczba wyświetleń: 8,068,026
Liczba komentarzy: 10,976

Ostatnie wpisy blogera

  • SZANSA, ALE...
  • AMERYKANSKA PRESJA NA EUROPE
  • BRAK KOMFORTU =LEPSZE WYNIKI...

Moje ostatnie komentarze

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • EKSHUMACJA ŚP. WASSERMANA I MILCZENIE PIĄTEJ KOLUMNY
  • Najnowszy kawał o Tusku i Gierku
  • Nowy kawał o Tusku i raju

Ostatnio komentowane

  • sake2020, Obecny rząd nie popełnia grzechu zaniechania,tylko grzech nadmiernego podporządkowania się. Trochę trudno więc nazwać go nawet rządem a tylko pokornym wykonawcą rozkazów.UE kazała wypychać USA z…
  • NASZ_HENRY, .,.,.,.,.,,,,,,,,,,,,,,,,,.,.,,.,,.,.,.,,,,,,,,,,,,, ****_**** ,.,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,..,,,,,,,,,,,,,,,,,,.., 😎
  • Es, I cale szczęście. Stacje sportowe dają przynajmniej odpocząć od relacji z tej niezdarnej, bezladnej i bezsensownej kopaniny oraz widoku 20 baranow ganiajacych za piłką jak burki co sie urwaly z…

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności