Muzeum w Kozłówce w powiecie lubartowskim, składa się z paru ekspozycji wystaw. Częścią najważniejszą jest najlepiej w Polsce zachowane wnętrze magnackiego domu. Poza tym zwiedzający mogą obejrzeć wozownię, dwie wystawy tematyczne dotyczące edukacji i wydawnictw dla dzieci (tylko w sezonie 2016), ekspozycję tzw. sztuki socrealistycznej stworzoną ze zmagazynowanych w tym miejscu onegdajszych arcydzieł, przy kaplicy pałacowej pokoik księdza, przyszłego kardynała, Stefana Wyszyńskiego i wystawkę dotyczącą jego rocznego tu pobytu w czasie wojny.
Tego roku odwiedziłem muzeum dwukrotnie i zaskoczyło mnie powodzenie socrealizmu. W połączonych salkach było wręcz tłoczno. Wyczuwało się nastrój fascynacji. Ludzie byli jakby złaknieni patrzenia na Cyrankiewiczów, Dunikowskich, Bierutów, Stalinów, Wasilewskie. Pompowana przez dekady propaganda przenosi efekt uzależnienia się od komunistycznych form na czasy współczesne, wydawać by się mogło odległe od jednostronnej narracji czasów PZPR. Nie musimy się udawać do muzeum, wystarczy spojrzeć na treści oraz ikony jakimi naładowane są massmedia. Przedłużeniem sekwencji kamiennych i spiżowych gęb z muzeum w Kozłówce (nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to wszystko i tak zrobione jest z gipsu) są znajdujące upolitycznionych nabywców fizjonomie Schetynów, Michników, Jand, Stuhrów, Urbanów, Rzeplińskich. Obojętna część publiki też niejako zmuszana jest do patrzenia na mumie komunistycznego autoramentu i raczona jest ich przewrotnymi i gorszącymi poglądami. Przerażający skansen utrwala swoją niesławę w dziejach Polski.
Koło historii świata obraca się nieustannie i być wkrótce aktualna liczba odwiedzających pokój ks. Wyszyńskiego nie będzie wcale oceniana, tak jak dziś przeze mnie, jako mała – będzie nikłą albo znikomą. W pogodne, wrześniowe południe wiedziony niewyjaśnialnym impulsem zapragnąłem wejść do kościoła, koło którego się akurat znalazłem. Potrzebowałem otworzyć drzwi Domu Bożego i poczuć Jego obecność, rzucić okiem na tabernakulum i wieczną lampkę. Zamknięte. Poczułem zawód i polazłem coś tam kupować. Potem w drodze powrotnej znalazłem się na przystanku autobusowym, dokładnie naprzeciwko drzwi tego kościoła. Mnie i innym przyszło nieoczekiwanie długo czekać na przyjazd autobusu. Był czas, by dotarło do mnie, że odnawiana jest elewacja , że dół kościoła jest beżowy i kremowy. Piaskowa skała została tu oczyszczona z nalotu, uzyskany efekt był znakomity. Tak należało to ocenić, o ile machnęło się ręką na sentymenty i naturalną, ludzką zachowawczość. Wieża wciąż pozostawała znajomo czarna. Należy docenić starania tych, którzy podnieśli świątynię z wojennej ruiny, odnawiali ją i upiększali, ale generalnie od jakiegoś momentu zaczęto błądzić – ktoś się myli, zamykając drzwi kościoła.
Tydzień temu zwiedzałem synagogę w Lublinie. Uprzejmie zwrócono naszą uwagę na palącą się wieczną lampkę. Oznacza obecność Tory. Ta nowa dla mnie wiedza przeskoczyła raptem na całkiem inne wymiary, jakby z przeszłości w przyszłość , wtedy gdy pobyt w jesziwie został zamknięty chwilą luźnej rozmowy. Tego dnia pod sławną, żydowską uczelnię przyjechały cztery autobusy z młodymi ludźmi z Izraela. Nikt z nich nie wysiadł. Tylko przewodnik z ochroniarzem zrobili sobie zdjęcie na tle fasady budynku i pojechali dalej.
Nutę rozczarowania tym wszystkim osładza pewność, że reset rzeczywistości jest czymś nieuchronnym.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1194