Niezadane pytanie, które – nomen omen - wisi w powietrzu, brzmi następująco: - Ile czasu potrzeba, żeby naprawić wyświetlacz pokazujący parametry lotu w TU-154? Albo pytanie nieco zmodyfikowane: - Ile czasu potrzeba, żeby kupić taki wyświetlacz i zamontować w samolocie? Kwestia jak najbardziej na miejscu, bo podobno wyświetlacze w kokpicie Tupolewa były amerykańskie. Komisja Jerzego Millera badająca katastrofę smoleńską doszła do wniosku, że odpowiedź na te pytania jest następująca: 6 tygodni(słownie: sześć tygodni).
"Można powiedzieć, że informacje pokazywane na wyświetlaczu nie mają takiego koloru, jak powinny – wyjaśnia ppłk Robert Kupracz, rzecznik Sił Powietrznych. – Przekazaliśmy informację komisji, która opracowała założenia eksperymentu. Małgorzata Woźniak, rzecznik MSWiA, mówi, że komisja zaraz po tym sygnale zdecydowała się odłożyć eksperyment".
I komisja Millera odłożyła eksperyment na sześć tygodni, a za tym idzie oczywiście taka sama zwłoka w ogłoszeniu raportu komisji.To już kumpel rosyjskiego premiera Oleg Deripaska, w którego zakładach pod koniec 2009 roku poddawano przeglądowi Tupolewa, szybciej się uwinął z remontem całej maszyny.
Podawanie tak niepoważnej usterki jako przyczyny tak wielkiego opóźnienia dowodzi, że to jest jedynie pretekst do przedłużenia prac komisji. Nie trzeba dopowiadać, że nad komisją Millera wisi cień premiera Donalda Tuska, który jest władny zabronić publikacji raportu, a nawet poszczególnych jego fragmentów. To tyle na temat domniemania obiektywizmu i bezstronności tej instytucji.
Dlaczego natomiast rządowa komisja używa tak prymitywnych argumentów, tak łatwych do obalenia, to inna kwestia. Być może lepszych już nie ma, bo w worku z argumentami na winę śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, generała Andrzeja Błasika i kapitana Arkadiusza Protasiuka ukazało się dno. Snop światła rzuca na sprawę styczniowa wypowiedź Jerzego Millera w Sejmie.
„Edmund Klich pytany przez senatorów, co mogą oznaczać takie zapowiedzi min. Millera, odparł: - Badanie komisji Millera prowadzone jest bardzo głęboko. I dodał, że lotnictwo wojskowe nie wyciągnęło wniosków ani z katastrofy CAS-y w 2008 r., ani nawet po katastrofie Su-22 w 2001 r. Jerzy Miller mówił w styczniu w Sejmie, że komisja, szukając przyczyn i okoliczności sprzyjających katastrofie, cofa się o dziesięć lat”.
Ja mam uczucie deja vu – że identyczna sytuacja miała miejsce w niedalekiej przeszłości. A dokładnie przed paroma miesiącami, gdy inny protegowany Donalda Tuska trudził się dla niego w komisji hazardowej. W tej komisji przewodniczący Mirosław Sekuła wraz z partyjnymi kolegami i wiernym koalicjantem również przeforsowali badanie okoliczności dziesięć lat wstecz.. Z sukcesem – sprawę afery hazardowej w najbliższym otoczeniu premiera skutecznie zamieciono pod dywan. Co tam zamieciono, to mało powiedziane! Zamieciono, odkurzono i wybielono całą chałupę. Machinacjami Mira, Zbycha i Rycha obciążono na równi wszystkie partie i generalnie procedury legislacyjne. Zaś sam Mirosław „Miro” Drzewiecki, najbardziej prostolinijny i łatwowierny minister w dziejach III RP, który podpisywał bez czytania kwity o wartości kilkuset milionów złotych, przymierza się znowu reprezentować naród w parlamencie.
Wydaje się, że Tusk sięgnął po ten sprawdzony scenariusz, a Miller zabrał się właśnie do jego realizacji. Żeby jednak się sprawdził, trzeba czasu – przekopać tony dokumentów w kancelarii premiera oraz w Ministerstwie Obrony Narodowej i w samym wojsku. Okres dziesięciu lat obejmuje i sięga aż po rok 2000. Mieści się w nim wiele rządów: AWS, SLD, PiS i PO.
„Prawda będzie bolesna dla Polski, a nie dla konkretnej osoby –zaznaczył Miller i już nie ma wątpliwości, że scenariusz zrealizowany przez Sekułę w komisji hazardowej będzie bardzo pomocny dla Millera. Materiału do badania jest na tyle dużo i tak różnorodnego, że na każdy rząd da się znaleźć mały haczyk, a Donald Tusk ma sprawdzonych specjalistów od przekuwania małych haczyków w duże haki. Potrzebuje tylko czasu i właśnie mu go dostarczono.
Przypominam, jaki był symboliczny finał afery hazardowej. „To wspaniały mężczyzna, który został wplątany w aferę PiS” - powiedział Kazimierz Kutz o Mirosławie Drzewieckim. Nie trzeba dodawać, że analogiczny finał szykuje nam rząd w kwestii tragedii smoleńskiej. Winny ma być przede wszystkim PiS albo prezydent z PiS-u, albo rząd PiS-u. Wspaniali mężczyźni z pracowni piarowskiej rządu już rozpisują role. A Miller kupuje im czas. Niezbędny czas dla scenarzystów z kancelarii premiera Tuska.
http://www.rp.pl/artykul…
http://www.naszdziennik…
http://wyborcza.pl/1,752…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1983