W hiszpańskiej willi zamknięto na dwa tygodnie sześciu młodych mężczyzn i jedną kobietę, meksykańską modelkę - Miriam. Był to pomysł brytyjskiego reality show, w którym najprzystojniejsi mężczyźni, wybrani z castingu, mieli za zadanie uwieść seksowną modelkę i zdobyć 10 tysięcy funtów oraz tygodniowy rejs w jej towarzystwie. Nic więc dziwnego, że w pięknej scenerii Ibizy z zapałem rywalizowali o jej względy, stosując indywidualne metody uwodzenia, które miały zapewnić im zwycięstwo. Musieli też przejść kurs masażu, salsy, przygotowania potrawy czy zrobienia striptizu, nie zabrakło także konkurencji sportowych. Zadania te miały pomóc Miriam w wyborze zwycięzcy. Program, emitowany w 2004 roku, nosił tytuł There’s Something About Miriam, co w Polsce błędnie przetłumaczono na „Wszystko o Miriam”, pomijając to „something”, o którym nie mieli pojęcia uczestnicy. Wiedzieli o tym natomiast widzowie, którzy mieli znakomitą zabawę, obserwując intymne kontakty zawodników z Miriam. W ostatnim odcinku Miriam zdradziła bowiem swoją szokującą uczestników tajemnicę, że... urodziła się jako mężczyzna i atrybut mężczyzny posiada nadal. Nie poddała się operacji płci, brała jedynie żeńskie hormony i powiększyła sobie piersi. Szok był ogromny. Zwycięzca programu, 23-letni Tom Rooke, ratownik, początkowo przyjął nagrodę, jednak po namyśle zrezygnował. Po zakończeniu realizacji programu uczestnicy podali producentów do sądu, oskarżając ich o szkody moralne i emocjonalne. A sama Miriam? Po programie spotkała się ze skrajnymi opiniami na swój temat, stała się ofiarą brutalnego napadu, po którym do dzisiaj została jej blizna, przez jakiś czas drżała nawet o własne życie i bała się wychodzić z domu. Przyjechała też do Polski biorąc udział w programie Ewy Drzyzgi i jak można wyczytać w prasie, przerzuciła się z reality show na niskobudżetowe produkcje filmowe. Zaś brytyjska stacja Sky1 zarobiła ogromne pieniądze na wielkim oszustwie.
Bo każda prowokacja jest wielkim oszustwem i manipulacją. Nie tylko prowokują stacje telewizyjne, na co dzień oszukując widzów, ale opisane w „Zwycięstwie prowokacji” Mackiewicza mechanizmy stosowane są do dziś we wszystkich dziedzinach naszego życia z zaskakującym powodzeniem i skutecznością. Wszechobecność prowokacji w kulturze, sztuce, obyczajach czy w polityce jest motorem napędowym naszego świata. Świata skarlałego, w którym nie liczą się racje, prawda, talent czy moralność, tylko krótkotrwała acz wątpliwa satysfakcja z podstępu, ośmieszenia, gnojenia przeciwnika. Jak pisze Mirosław Karwat w swojej „Teorii prowokacji”: „Prowokacje należą do działań podstępnych, w których ktoś osiąga swój cel dzięki temu, że zdobywa nad innymi osobami przewagę i dzięki niej staje się reżyserem sytuacji, panem uczuć, pragnień i wyobrażeń, inspiratorem złudzeń, wahań i decyzji, sternikiem posunięć. Ta przewaga sprawia też, że stajemy się od niego uzależnieni, tracimy kontrolę i nad sytuacją, i nad sobą”.
Prowokacja jest bronią ludzi słabych, którzy posługują się nią dla osiągnięcia własnych, partykularnych celów, czy też celów własnej partii czy grupy. Jest też wyrazem braku argumentów merytorycznych w politycznej walce, narzędziem mentalnych gówniarzy, którzy nie dorastają intelektualnie do przeciwnika, z czego zdają sobie sprawę, porywając się na ten desperacki akt, gdy inną, cywilizowaną bronią, która wymaga użycia rozumu, nie podstępu, nie dysponują. Prowokacja, która jak w przypadku reality show, przynosi duże profity, głównie nastawiona jest na zysk. Pojęty bardzo szeroko, szczególnie w polityce, jako przewaga nad przeciwnikiem, zdobycie jego elektoratu nie poprzez dobra, idee, rozwiązania własne czy kreatywność, ale przez ośmieszenie i zdyskredytowanie konkurencji w oczach wyborców. Niektórzy pewnie zaprzeczą, że odmawiam kreatywności prowokatorom, którzy przecież starają się jak mogą doskonaląc, zamiast swej wyborczej oferty, własny warsztat podstępów i manipulacji. Wszyscy możemy im ulec, jako społeczeństwo, partia, lider, pojedynczy polityk czy zwykły człowiek, jak wtedy, gdy dowiedzieliśmy się, że rząd ustalił datę Szczytu Klimatycznego ONZ w dniu 11 listopada – Święta Niepodległości. To prowokacja inicjatywna, działanie zaplanowane z góry, z zaskoczenia, przebiegła i wyrafinowana, której celem było poniżenie narodu i jego historycznej pamięci. Są też prowokacje wynikające z bezgranicznej głupoty jej autorów, jak baner na stadionie "Litewski chamie, klęknij przed polskim panem" czy całokształt „działalności politycznej” J.Palikota i „jego ruchu”, niekończący się ciąg prowokacji i hucpa polityczna, który, odwrotnie do Miriam, penisa nie skrywa. Ostatniej niedzieli dołączył do niego profesor Jan Hartman (TR), który zorganizował sobie kampanię wyborczą pod szafotem, zwaną Dniami Ateizmu.
Czasami prowokacja ulega samospaleniu już na wstępie, gdy prowokator jest kiepskim performerem, zachowującym się jak senny piekarz, który pali chleb w piecu albo dosypuje za dużo drożdży samouwielbienia. Wprawdzie zaprząta na chwilę uwagę czytelników, wertujących bazę nazwisk i zastanawiających się, który polityk mógł szkolić banderowców lub dlaczego ruskim agentem jest bloger na literę „A”, skoro akurat jest na „G”, ale i tak beka, wstyd i poniżenie. Bo każda prowokacja, udana bardziej lub mniej czy całkiem spalona, jest instrumentem poniżającym jej autorów i najczęściej wywołuje prowokacją zwrotną, która jest próbą przekształcenia lub odwrócenia tego, co już nastąpiło, zwykle w celu ratowania własnej skóry i honoru. Podmiot pada więc ofiarą swej własnej prowokacji wymierzonej przeciw komuś. Tak się stało w kontekście fotomontażu, którym posłużył się portal Kresy.pl. zarządzany przez Fundację Kompania Kresowa. Na fotomontażu zamieszczonym na portalu Kresy.pl, na transparencie niesionym podczas wrocławskiej manifestacji solidarności z Ukrainą widnieją słowa "Stepan Bandera - żołnierz wyklęty". Taki baner zarejestrowała Telewizja Republika - napisał na swoim profilu społecznościowym, portal Kresy.pl. Ale to kłamstwo i prowokacja polityczna, bo nie było takiego baneru, a prowokacja miała uderzyć w przeciwników Putina, zdyskredytować Telewizję Republika a, co najbardziej podłe i obrzydliwe, posługując się Żołnierzami Wyklętymi. Wprawdzie portal skasował swój post i foto, ale wszelkie tłumaczenia odwracające wymowę prowokacji, a także skierowanie swego uderzenia na tych, którzy ją odkryli, jeszcze bardziej tylko pogrążyło prowokatorów.
Czas przedwyborczy to idealny czas na prowokacje ludzi bez honoru, niewiarygodnych, którzy nie cofną się przez żadnymi podłościami w imię realizacji swych celów. Jeszcze nie raz PiS będzie oskarżony o to, że zawiódł niepełnosprawnych, że udaje, że reprezentuje elektorat katolicki, jak przekonuje na portalu, z nazwy prawicowym, pani profesor z LPR-u, że popiera gejów, skoro popiera Unię Europejską, a także winny jest katastrofie smoleńskiej, swastykom na murach, holokaustu i banderowców, choć ich „przywódca” Ołeh Tiahnybok ma jedynie 2,5 procent procent poparcia na Ukrainie. I przypuszczam, że tak jak w reality show może to skończyć się żałośnie dla publiczności, którzy dadzą się wciągnąć w tę grę, tak i dla prowokatorów, którzy zostaną sam na sam z porażką i kompromitacją. Oraz z tym, co nadal ma pod spódnicą Miriam.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 4821
Tytuł bym zmienił na: Prowokatorzy pod spódnicą Miriam ;-)
@autor
Warto przypominać o istnieniu zjawiska prowokacji. Warto jednak pisać czarno na białym o tym kto na tych prowokacjach korzysta. W wypadku obu banerów o "Litewskim chamie" i "Banderze żołnierzu wyklętym" podejrzani nie są Eskimosi tylko Rosjanie, bo to oni najwięcej zyskują na antagonizmie polsko-litewskim i polsko-ukraińskim.