Hitem tegorocznej wiosny są pikowane kurtki, jak na załączonym obrazku, w wersji zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn. Cena – jak produkt Armaniego, materiał – poliester i skay, czyli tzw. sztuczna skóra. Tylko łaty z naturalnego zamszu. Wygląd – jak kufajka Pana Tureckiego lub podstawowy strój pracownika POM-u, czyli klasy robotniczej, występujący najczęściej w zestawie z gumofilcami i beretem z antenką, zamiast, jak dziś, z ka-ka-kaskiem. Wracamy więc do korzeni peerelowskiej mody, którą, w formie zmodyfikowanej jedynie zagraniczną metką, podkupiły współczesne „elity”. Odziali się w te kurtki wszyscy sprawozdawcy TVN-u, kilku posłów z PSL i SLD, a nawet jeden autorytet od finansów, ponoć apolityczny. Political fashion jednak to nie wymysł, bo już Coco Chanel mówiła, że „moda nie jest czymś, co istnieje tylko w sukienkach. Jest na niebie, na ulicy, wiąże się z ideami, sposobem życia, z tym, co się aktualnie dzieje”. A więc musi funkcjonować również w polityce, bo jest z nią nierozerwalnie związana. Polityka kreuje modę, najczęściej za nasze, gdy są to garnitury dla rządu i sukienki dla małżonek, uniformy dla pracowników kancelarii sejmu, albo za cudze, rujnując np. przemysł futrzarski na Florydzie. Moda kreuje też politykę, począwszy od politycznych haseł na koszulkach (sprzedawanych przez „narodowców” za 52 zł), wszelkiego rodzaju gadżetów wspierających „wolność słowa”, a nawet wchodzi na filmowy ekran, kreując bohaterów „Kamieni na szaniec” na modeli z pokazu Dolce&Gabbana - wersja street fashion. Zabrakło tylko trampek Converse. Polityka wchodzi nie tylko sitodrukiem na koszulki, ale też na transparenty, w postaci haseł; ponadczasowych, jak „raz sierpem i młotem czerwoną hołotę”, czy przedwyborczych typu „Kaczyński, przeproś za Banderę”, by nie tylko zmanipulować wyborców, ale przede wszystkim, by zdyskredytować, obśmiać, zelżyć przeciwnika politycznego metodą Jasia z przedszkola, który, gdy brak mu argumentów, pluje na kolegów.
Moda więc rozszerza swoje pole oddziaływania z ubioru czy sposobu życia, oznaki statusu społecznego, na wyrażanie przekonań politycznych i jest środkiem manipulacji. Wtargnęła do języka, kreując wyrazy i zwroty modne oraz takie, których używanie jest obciachem, jak patriotyzm, pojęcie nie na czasie, wyjęte z ery leśnych dziadków, żyjących przeszłością i kojarzące się niektórym z wiecznie niezadowolonym Kaczyńskim i oszołomami z PiS-u, choć już Charles Dickens pisał, że „prawdziwym patriotą jest ten, który nie ze wszystkiego jest zadowolony w swej ojczyźnie, to człowiek, który pragnie i walczy o to, by w niej było lepiej”.
Oxford Uniwersity Press publikuje co roku ranking najczęściej używanych, modnych słów, które zdobyły największą popularność. O wyniku decyduje porównanie częstotliwości ich pojawiania się w mediach na przestrzeni minionych dwunastu miesięcy. W 2013 roku nie wygrał znajomy wszystkim "bitcoin" (potocznie: elektroniczna waluta), ale słowo „selfie", czyli "autoportret wykonany najczęściej smarfonem - zdjęcie zamieszczane zazwyczaj na portalu społecznościowym", znane w Polsce jako „słitfocia”. Najbardziej „słit” w Polsce jest oczywiście poseł Kurski. Za Oxfordem nie pozostaje w tyle nasz Uniwersytet Warszawski, (w czwartej setce rankingu szanghajskiego), którego Instytut Języka Polskiego i Fundacja Języka Polskiego od kilku lat analizują używane przez polskie media słowa, wybierając nie tylko słowo roku, ale i miesiąca, a nawet dnia. Wszystko to pod szacowną egidą tuzów polskiego językoznawstwa, dumnie wspieranych, jak piszą, przez „WordPressa”. Poprawność językowa jest widać na podobnym poziomie co poprawność polityczna, więc nie ma już wyrazu, którego nie dałoby się odmienić, nawet podwójne nazwisko bełkoczącego oszołoma w muszce, który wie, tylko nie powie, kto szkolił Majdan, ani nie ma takiego, który nie mógłby zwyciężyć. Kiedyś na polonistyce zajmowano się całkiem innymi badaniami, ale przecież czas biegnie i choć zawsze naprzód, to często na oślep.
Bo takie badania i rankingi to strata czasu i podobna lipa jak nasze sondaże, wskazujące ostatnio na poukraiński wzrost poparcia Platformy, co dowodzi tylko jednego, że rządzący ignoranci nie tylko przywłaszczyli politykę braci Kaczyńskich, ale i zrobili głupków z elektoratu, zamietli po dywan przekręty i afery, strojąc się w maski bojowników o wolność i demokrację. Taki nowy, platformerski ZBoWiD, który postanowił umiejętnie popierać Ukrainę, by nie tknąć Putina, nie wspomnieć o zamachu nad Smoleńskiem ani zbrodniach NKWD na polskich oficerach, umiejętnie przekierowując nienawiść na potomków banderowców, zresztą wg dyrektywy Putina, podobnej do tej po zamachu majowym, gdy rozpoczęto kampanię oszczerczą wobec Piłsudskiego i jego rządu, oskarżając go o bratanie się z faszystami. Rządowe marionetki w rękach „niedźwiedzia” dały się nawet ograć rzekomym afrykańskim pomorem świń, chorobie, w której nie padła ani jedna świnia, tylko dwa dziki i minister Kalemba. Marek Sawicki widać szczepiony, ale co zrobi, gdy rolnicy przywiozą mu utuczone świnie przed gmach ministerstwa na Wspólnej? Czy zutylizuje, jak zapowiadał, czy może przekieruje na Wiejską?
Wracając jednak do plebiscytu. Słowem roku 2013 okrzyknięto GENDER i nawet zorganizowano mu galę, a studenci, zamiast o literaturze, przez wiele miesięcy zaciekle debatowali pod hasłem „no woman no man”, czyli, cytując klasyka: „ni pies, ni wydra”. A ja myślę, że moda na słowa tak szybko się nie zmienia, że to konkurs sztuczny i politycznie poprawny. Przez lata karmieni byliśmy hasłem „partia”, po `89 roku miała to być wolność, a wyszły afery, dziś natomiast, od sześciu lat najczęściej używanym słowem nie jest, wbrew obietnicom – Polska, demokracja, ani nawet Tusk - „Słońce Peru” czy „człowiek z zasadami”, tylko najpierw prezydent Lech Kaczyński, a teraz prezes PiS-u. Zasługa to nie tylko rządzących polityków o mentalności cinkciarzy spod Pewexu, cały czas w mentalnych kufajkach, ale i szczególnej i konsekwentnej „opiece” mediów, które do 2007 roku waliły w rząd, by później, dla odmiany, walić w opozycję.
Cóz bowiem zajmowało polityków w ostatnich dniach? Czym żyły media? Kto był bohaterem minionego tygodnia? Nie premier, nie kandydaci do parlamentu: celebryci, sportowcy, modelka Playboya, tancerka na rurze, komuchy, pedofile, pijacy i aferzyści, czyli cwaniaki w wyścigu do eurokoryta, które dla kasy zrobią wszystko, ale prezes Jarosław Kaczyński. A konkretnie jego kurtka, w której wystąpił na konferencji w Świnoujściu. Moda na opluwanie Kaczyńskiego szczególnie przed wyborami, że wystąpił w za dużej kurtce świadczy, jak nisko upadli przeciwnicy PiS-u i jak żenujący poziom osiagnęły rządowe media i portale. A ja, trawestując klasyka powiem: „Odpieprzcie się od Kaczyńskiego”. Nawet w za dużej kurtce wolę go od ubeckich pomiotów w kufajkach, czy ubierających się w Paryżu i Nowym Jorku złodziei przefarbowanych na patriotów.
Opublikowano w "Warszawskiej Gazecie"
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3743
nie zgadzam sie z jego planami co do elektrowni jądrowej...ale wiem, ze tego człowieka da sie przekonać
bo on od żadnego lobby jądrowego złomu kasy nie wziął i nie weźmie...jemu zależy, na Polsce...mnie też
i powiem brzydko, walić czy ubiera się modnie czy nie...
ważne że czysto, schludnie i jednak moim zdaniem ma pewien smak i styl...skromność...
ale to jest d****rela