Nie, nie mam dziś zamiaru pisać o kwestiach europejskich, gospodarczych, o „koncepcji polaryzacyjno-dyfuzyjnej” w szczególności, bo to jest dla przeciętnego Czytelnika (a tylko taki się liczy) niezrozumiałe, a więc – nudne i w konsekwencji nieistotne.
Ten tekst jest dokładnie o prędkości w sensie fizycznym, a zatem – czymś wymiernym i do zrozumienia łatwym.
11 listopada mogliśmy widzieć, że Premier biegł. Ba! Pędził nawet.
Dla postronnego obserwatora wyglądało to tak, „jak by (użyjmy staropolskiego porównania) go diabeł gonił”.
Hm… może coś w tym jest.
A może nie diabeł, a po prostu go czas poganiał i nie dał się, drań jeden, puścić przodem, bo taki manewr jest możliwy do zastosowania przez Czterdziestolatka, a Premier jest wszak moim rówieśnikiem (i kolegą z NZSu), czyli dobrze po pięćdziesiątce (jest).
Tak, czy inaczej - robił wrażenie, że ma krótko z czasem.
Nic więc dziwnego, że się Premier po tym biegu zmachał.
Tego samego dnia, Prezydent nie tylko nie biegł, ba, nawet nie truchtał, co się wręcz na spacer wybrał.
Nazywało się to marszem, ale przecież Prezydent nie maszerował, a szedł sobie na luzie i niespiesznie. No dobrze: w najlepszym razie - kroczył.
Wyglądało na to, że w przeciwieństwie do Premiera ma duuuuuuużo czasu….
I w konsekwencji, Prezydent, w przeciwieństwie do Premiera się nie tylko nie zmachał, ale za to sobie pomachał – o tak, jak na zdjęciu.
W rytmie wycieraczek: lewo-prawo, lewo-prawo, lewo-prawo….
Spryciula taki.
Jaki z tej opowiastki morał, Czytelnik niecierpliwy zapyta?
A taki, że na każdego przyjdzie pora, ale wygląda na to, że na Premiera, nomen omen, szybciej.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1875
Przygotowuje się do biegu (street race) na trasie kancelaria rady ministrów-Okęcie?
Tego nie wiem - ale tak patrząc praktycznie z KPRM znacznie bliżej jest do ambasady Niemiec.