Dzień 15 sierpnia to data o znaczeniu bardzo wieloznacznym dla mojej rodziny. Tego dnia, jako Katolicy, świętujemy Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Tego dnia odbywa się najwiekszy odpust w naszej parafii - pod tym właśnie wezwaniem. Tego dnia jednak nasza ojczyzna świętować powinna jeden z największych swoich zwycięstw. Powinna a jednak słabo świętuje. Z roku na rok niby lepiej nam, Polakom, to wychodzi, ale jednak wciąż nie jest to (oficjalnie) wystarczająco ważne, wielkie i odpowiednio oprawione, święto.
Moja rodzina tego dnia idzie do kościoła na mszę, bo odpust, święto religijne itd. Idzie na tę mszę na cmentarzu, bo tam tego dnia się odprawia - za polskich patriotów poległych w 1920 roku. Idziemy akurat na tę mszę ze względu na naszych zmarłych - jednego z walczących, zwycięskich Polaków - stryja mojej matki i drugiego - mojego brata, który zmarł tego dnia kilka lata temu. Zatem jest to data z wielu względów bardzo istotna dla mnie i moich bliskich. Trudno więc byśmy w jakiś sposób mogli ją zlekceważyć. Tym bardziej jednak boli mnie, że wszystko, co dzieje się w naszej przestrzeni publicznej, wydaje się właśnie lekceważyć ten dzień. Niby mówi się o dojściu pielgrzymek na Jasną Górę, o mszy na jasnogórskim szczycie, o rocznicy Bitwy Warszawskiej. Niby. Jednak od lat mam wrażenie, że to, co się mówi i sposób prowadzenia narracji na ten temat przypomina komunistyczny prazdnik - po łebkach, byle nie wnikać w istotę rzeczy, nie wyciągać głębszego sensu... Wspomnieć i zapomnieć. Wyjątkowo, próbuje się to święto sprowadzić do religijnej strony - do jakichś religijnych manifestacji wewnętrznych przeżyć uczestników pielgrzymek. Ich poświęcenie wyprane jest jednak z motywów religijnych a stają się niejako turystyczno-sportową atrakcją, sposobem na letnie wakacje... Relacje osób, które szły w określonej intencji wyprane są ze wszelkich przejawów ich wiary, którą mogliby kogokolwiek zarazić i stają się w oczach odbiorców jakimś rodzajem szamańskiego rytuału, zabobonu itp. Uroczystości na Jasnej Górze jawią sie dla wielu wielkim spędem religijnym głównie dla oszołomów, dla tej nawiedzonej części polskich katolikow.
W drugiej odsłonie, mówi się o zwycięstwie myśli technicznej i strategii polskich przywódców (bez eksponowania szczególnych nazwisk - po co mają wpadać w pamięć narodowi i dobrze sie kojarzyć, skoro są synonimem tego, co złe i z tym, co złe - PiS - się dzisiaj wielu kojarzą). Tu nie mówi się o cudzie lub jedynie o symboliczności słowa CUD. O pewnej figurze retorycznej. Unika się łączenia znaczeń, wielowymiarowości. Nie ma mowy o współpracy Boga i człowieka w walce ze złem, o Boże opiece, interwencji jako odpowiedzi na ludzkie błagania i pokładane w Bogu nadzieje. Nie ma mowy. Bo bez przesady...
Mówi się o Bitwie Warszawskiej, o Cudzie nad Wisłą. Owszem, mówi. Mówi się o tym tak, jak się mówi o legendach. I taka narracja tu dominuje. Co roku przekonuje się Polaków o tym, że tak naprawdę to żadnego cudu nie było. No bo jak mógł być. Skoro swera religijności jest swerą zacofania i ciemnoty, zabobonu dla pospólstwa - wódką dla ciemnych mas, jak mawiać miał Lenin. Mówi się więc o wielkim wydarzeniu, kiedy to "trafiło się ślepej kurze ziarnko" - znaczy przypadkiem udało się głupim Polakom zwyciężyć. Ale już nie wspomina się, kogo pokonali ci ślepiokurzy Polacy. No, to jak z innymi przemilczanymi wrogami Polski - tymi z Powstania Styczniowego, Listopadowego, Kościuszkowskiego... Bo jak tu wspominać o swoim przyjacielu jako o agresorze - wrogu. Jak ta jego przyjaźń będzie wyglądać. To jawnie uderza w jego wizerunek.
I o to właśnie chodzi. To jest sedno sprawy. Chodzi o to, kto był agresorem i czyj wizerunek nie może być splamiony - nawet prawdą. Gdybyśmy walczyli z kim innym - OK. Ale tu idzie o tego, czyj wizerunek jest ważniejszy od naszego, nawet w naszym kraju. To dlatego sposób mówienia o Bitwie Wraszawskiej czy Powstaniu Styczniowym jest miernikiem polskości. To dlatego osobiście nie uważam za Polaka naszego prezydenta a za konfidenta, że mu przez gardło nie mogło przejść to, co jest oczywistością: na Polskę napadł wróg, Polskę zniewolił wróg - tym wrogiem była Rosja. Wszystko jedno czy carska, bolszewicka, czy putinowska. Ta sama. Tam od wieków nic się nie zmieniło w kwestii przyjaźni do Polaków. Dla nich zawsze jasne było (i jest), że "kura nie ptica a Polsza nie zagranica". Obecna władza śmiesznością, infantylnością i jałowością ochodów, pokazuje, że jesteśmy nielotem. I to ślepym. Każdy sądzi według siebie. Co nie znaczy, że sądzi prawdziwie... Nawet w momencie agresji bolszewickiej na Polskę byli u nas konfidenci skorzy do zaprowadzania bolszewickich porządków i byli oni przekonai nie tylko o słuszności swoich poglądów, ale i ich powszechności w narodzie a jednak bolszewicka zaraza została powstrzymana. Wówczas również bolszewicy, Rosjanie znaczy, byli przekonani o słuszności swoich racji i żądań i dążeń. jak dziś. I dziś i wtedy byli oni przekonani o miałkości tego, co zwie się Polskością.
Tymczasem, nawet jeśli to się niektóym nie podoba do tego stopnia, że wciąż próbuje to ukryć i zminimalizować, jesteśmy narodem świadomym swojej wielkości, godności i siły. Możliwe, że niektórych mierzi to, że młodzi ludzie są dumni ze swego pochodzenia, swojej historii, swego dziedzictwa i że chcą to pielęgnować i kultywować. Czasem pozostawiona sobie młodzież wypacza różne wzorce lub nawet zaprzecza im swoim zachowaniem, porywczością, buntem... Cóż jednak się dziwić jeśli wokół wzorców do naśladowania - godnych wzorców - nie ma. Co dziwnego, jeśli sama sobie musi dopowiadać pewne rzeczy. Nasza władza robi wszystko, by ten dzień, który, podobnie jak 11 listopada, powinien być świętem wielkiego formatu, był jednym z wielu innych świąt, by rozmyło się jego znaczenie, by przeszło bez echa... Nic z tego.
Przez całe lata skutkowało, ale dziś już nie. I będzie coraz gorzej (dla nas lepiej). A wszystko zaczęło się zmieniać od czasu Katastrofy smoleńskiej, któeą dziś wielu już nazywa smoleńskim mordem, na wzór mordu katyńskiego, będącego niby osobnym wątkiem, ale na tej samej osnowie - ruskiej nienawiści i manii wyższości wobec Polskości. Katastrofa smoleńska okazuje się nie być krwawym żniwem a krwawym zasiewem. Tragiczne okołosmoleńskie ofiary były ziarnem a żniwa jeszcze nie nadeszły, ale już widać plon - obfity plon. Tym plonem jest obudzenie polskiej świadomości narodowej. Naród, który zaczął budzić się w 1989 roku, ale nie pozwolono mu na całkowite wybicie się ze snu i drzemał sobie na dobrą sprawę do 2010 roku, doznał nagłego porwania. Katastrofa była kubłem zimnej wody a przebudzenie jest dla wielu wstrząsającym doświadczeniem egzystencjalnym, które wzmaga doświadczenie kryzysu ekonomicznego i poczucia zdrady, utraty zaufania wyborczego. Zwłaszcza dotyczy to młodych ludzi, tak bardzo wraźliwych na idee i ideały a zwłaszcza na wierność wyznawanym idieom. To jest zresztą powód, dla którego Donald Tusk tak bardzo boi się swoich niedawnych wyborców - ludzi młodych. Bo młodych nie da się oszukać. Nawet jeśli ukryje się przed nimi wszelkie dowody i je unicestwi, fałsz sytuacji jest dla nich ciągle tak bardzo wyczuwalny, że nie pomogą żadne hasła propagandowe, obietnice i zaklęcia - odrzucą fałszerzy i zaklinaczy rzeczywistości dokumentnie. I - co ważniejsze - więcej nie dadzą się nabrać To, że młodzi ludzie coraz bardziej i silniej lgną w swoich sympatiach ku PiSowi i obozowi patriotycznemu, nie jest tylko zasługą ciężkiej pracy ludzi tegoż obozu, to też zasługa obozu rządzącego. Tak, to zasługa Donalda Tuska i Bronisława Komorowskiego, ich całej świty, sztabu PRowców, bandy propagandzistów, owych zaklinaczy rzeczywistości... tak, oni to przerostem fałszywej formy nad treścią doprowadzili do swoistego obrzydzenia, które wykazuje młode pokolenie Polaków wobec PO.
Dzień 15 sierpnia dla tego młodego pokolenia to coś na kształt symbolu, to dzień nadziei. Słowo CUD zawarte w potocznej nazwie wspomnienia wydarzeń z 1920 roku, wspomnienie nieprawdopodobnego zwycięstwa zdawałoby się liliputa nad kolosem, dokonania rzeczy zdawałoby się niemożliwej a do tego tak znamiennej w skutkach..., jest rzeczą budzącą podziw a ten podziw rodzi nieprawdopodobną siłę. To siła uczcuć patriotycznych, ale i siła patriotycznej gotowości do poświęceń i jeszcze - siła wiary we własne zwycięstwo.
To, że jest to święto podwójne - państwowe i religijne - ma też swoje znaczenie. Tym większa owa siłą, tym silniejsza podbudowa, wiara i motywy.
Wczorajszego wieczora, dzień przed rocznicą Cudu nad Wisłą, kiedy armia bolszewików została pogoniona fizycznie przez walczących Polaków i duchowo - przez ich Królową, Najświętszą Maryję Pannę, mijałam plac miejski. Na jego skaraju zauważyłam siedzącego na ławeczce starszego człowieka. Zauważyłam głównie dlatego, że ubrany był w mundur wojskowy. Wokół tego weterana II bwojny światowej, żołnierza AK, skupiła się grupa młodych chłopców. Znam wszystkich - tu wszyscy się znają - wiem, że gdyby w szkole zorganizowano spotkanie z weteranami, lub w miejskim ośrodku kultury..., żaden z tych młodych ludzi by się nie pofatygował. Tymczasem wystarczyło teraz, że ten staruszek przyszedł i usiadł na ławeczce... Obstąpili go i słuchali. A stało się tak dlatego, że oni czują, iż rzeczywistość, w której żyją jest inna, niż się ją widzi i o niej słyszy w mediach; że ona jest rzeczywistością zaklętą. Do tego słyszą, że kiedyś byli jacyś wyklęci i nadal próbuje się ich wyklinać z obiegu myśli. Oni czują, że są też rzeczy, sprawy i ludzie współcześni równie wyklęci i wyklinani. Oni czują, że z tym wszystkim, co się wokół dzieje nie da się tak po prostu wygrać, że tej rzeczywistości nie da się od tak sobie odczarować, że jesteśmy słabi w porównaniu z całą maszynerią propagandy, nacisku i przymusu, że w tym nibykolorowym świecie równości i wolności wielu rzeczy nie wolno wielu osobom. Oni czują już jak łatwo stać się jednym z tych niemogących. Oni czują, że dziś rządzi margines i realizuje jedynie interesy marginesu a nie ogółu. I czują sią poza marginesem.
Sytuacja wydaje sie dla wielu tak beznadziejna a jednocześnie tak bardzo analogiczna do tej, w której znalazła sie Polska i Europa w 1920 roku, że dzisiejsze święto musi budzić skojarzenia, ale i nadzieje. Pokładanie nadziei w Tej, która uratowała Polskę przed potopem bolszewizmu w dzisiejszej sytuacji jest rzeczą naturalną i wysoce wskazaną. Młodzi czują nudę i jałowość narracji rządowej. Czują, że w tej sielankowej wizji świata, brak treści, że to zwyczajna pustka. Wiek młodzieńczy nie znosi pustki, nudy, jałowości, fałszu i ...zgredów, którzy im to próbują wcisnąć w ładnym opakowaniu.
W tym roku stanął na cmentarzu pomnik na grobie matki stryja. wreszcie. I stanęła nad nim grupka młodych ludzi, ze zniczami. Chyba sami nie wiedzieli dlaczego przyszli, ale przyszli - czuli związek jego śmierci z powojennych ran i jakąś łączność. analogię rzeczywistości w jakiej zył on i jakiej żyją oni? Możliwe, że też czują się pod ruską ścianą postawieni? Może też widzą, że trzeba poświęcić głowę i walić w ten mur? Może czują potrzebę cudu? Może chcą żyć w innym świecie niż ten, który chce im wcisnąć banda proruskich zgredów w krótkich majtkach, udająca młodych, sympatycznych luzaków, którym stawy już skrzypią a kręgosłup złożył się w harmonijkę zupełnie. Zwłaszcza ten moralny.
Okazuje się, że cała Polska, jak długa i szeroka, mimo, że media głównego nurtu o tym nie informują, nadzieję pokładała w Maryi - nadzieje społeczno-polityczne również. Bo jak widać bolszewia wciąż żywa. Wciąż napastliwa. I wciąż dokuczliwa.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3892
Amen
To piękny, refleksyjny tekst.
To niesamowite, jak w tej "wolnej" Polsce przyszło nam wzdychać wo Wolności, przy drwiącym rechocie "wolnych" mediów i beneficjentów KORYTA, głoszących, że przecież Ona wolna! Ale dopiero będzie Wolna - wolna od zdrajców i sabotażystów, od fałszerzy historii i barbarzyńców kalających nasze Świętości, stawiających pomniki najeźdźcom i grabieżcom, chroniących morderców Polskich Patriotów. Wolna od przedstawicieli tzw najwyższych władz, którzy rechoczą nad trumnami Ofiar Smoleńska, bo taki reprezentują, jako ludzie i politycy, poziom. Święcie w to wierzę, że ten brud nie może Polski zalewać wiecznie.
Dopóki jednoznacznie nie określi się
PRL jako Państwa utworzonego i rządzonego
przez zdrajców i nie przestanie traktować
jak element ciągłości państwowości polskiej
,również w aspekcie prawnym międzynarodowym.
Nie wypreparuje się zdrajców, kolaborantów
ze społeczeństwa.Niesie to za sobą poważne
problemy polityczne ,ale uzdrowienie sytuacji
bez tej podstawy nie jest możliwe.
tagore