W moim miejscu świata pola są papierkiem lakmusowym czasu , a pewnie podobnie jest i gdzie indziej. Od wieków zachowują się na nich ślady sytego ładu i szaleństwa wojen. W pierwszym przypadku są nimi zwykłe i banalne, jak się wielu wydaje –nietrwałe ścierniska i koleiny wyrżnięte w lessie czy piachu przez ładowne wozy. Drugich jest znacznie więcej , są trwalsze od pierwszych i obrośnięte brodatymi podaniami.
Brodziłem często po kolana w wietrze : tam, gdzie kiedyś stały kościoły spalone później przez tatarskie hordy. Gdzie niegdyś prężyło się miasto spalone nagle przez powracające gołębie, do których podwiązano zapalone strzały . I tam, gdzie rozmyte przemijaniem kopce mogił znaczą dziwne granice między dziś a wczoraj.
Wszystko to przywiędłe, podobne do wczorajszych kwiatów na żałobnych wieńcach, ale dzięki temu coraz bardziej zagadkowe, coraz pełniej tajemnicze dla wyobraźni, która próbuje ukonkretnić przeszłość. A myli się w tym najczęściej, bo idzie swoim utartym subiektywnym tropem zwykle całkiem różnym od rzeczywistej prawdy. To jednak pogłębia tylko tajemnicę, czyniąc ją coraz bardziej enigmatyczną, zwiewną , niedookreśloną, a tym samym twórczą. Przeszłość staje się przede wszystkim domniemana , a wszystko co nas otacza jednocześnie i prawdą i bajką w takim samym stopniu. Jedyne co jest konkretem, to przemijanie, nieuchronne i nie podlegające wątpliwościom. Słowem : historia jest baśnią, głównie w swych szczegółach, raz mniejszą raz większą w zależności od jej zachowanych resztek,( bez znaczenia nawet czy materialnych czy pisanych ), od czasu , miejsca i jej badaczy. Można naturalnie chcieć za wszelką cenę dopaść prawdy, uchwycić ją i mieć, i czasami się to zdarza. Jakiś „niepodważalny fakt” stoi potem na biurku badacza w kryształowym flakonie pewności i wywołuje zachwyt, dopóki go ktoś nie zakwestionuje, twierdząc, że w historii tylko to jest pewne, że jest niepewna. Rozpoczyna się więc wówczas
niekończący się dyskurs między nauką a baśnią, w którym raz jedna, raz druga wymieniają się swymi cechami ; a klejnot faktu raz zachwyca swym blaskiem, to znowu przygasa otaczając się skromnością jak peleryną niegdysiejszego artysty. Poznawszy trochę ten proces wybrałem w końcu baśń jako swego przewodnika po minionym czasie. Anioła z gwiazdą na czole ze sztychów Grottgera , który prowadzi widza po bezdrożach wspólnej i własnej pamięci.
Cóż mi bowiem da dodawanie faktów, mnożenie ich, poza tym, że będę miał coraz większy ich zbiór ? Jeszcze jedną „cegłę” podręcznika wątpliwej wartości.
Pola…”Wśród takich pól przed laty, nad brzegiem ruczaju,/…/ stał dwór …” Wiec pola tak, ruczaj czasem i owszem, szczególnie w roztopy, które za mego dzieciństwa były normą i w marcu woda rwała spod śnieżnych zasp na polach i przy drogach zapowiadając wiosnę. Co pamiętam wyraźnie , bo jej spuszczanie do rowów było przyjemną rozrywką po nużącej monotonią zimie.
Dwory zaś niekoniecznie, a jeśli już, to ich ruiny; wszak słupami milowymi PRL były ruiny dworów, jednego z wielkich symboli dawnej Polski. Komuniści dworów nie cierpieli, bo były solą sypaną przez przeszłość w ich oczy, zaprzeczając wszystkiemu do czego rościli sobie prawo wywiedzione z marksistowskiej fantastycznej wersji dziejów.
Dworów wiec za mego dzieciństwa było już niewiele, bo rozpoczęła się rzeczywista rujnacja Polski, ale owo niewiele robiło szczególne wrażenie, bo na moich oczach z banalnej zwykłości zmieniało się w tajemnicę.
Często domy, które jeszcze nie tak dawno niczym szczególnym się nie wyróżniały, podobnie jak łemkowskie chyże w Bieszczadach ,opuszczone nagle, zaniedbane, z zabitymi niechlujne ( bo komunizm poza wszystkim był niechlujny ) oknami już z daleka przyciągały teraz uwagę otaczającymi je resztkami świetnych jeszcze parków. Wszystko tam i one, i okolica stawały się symbolem umierających wartości. Często wielkich i dotąd nienaruszalnych.
„Świat stając na głowie” i wystawiając to wszystko, przede wszystkim w sensie moralnym, co dotąd wstydliwe skrywał na swym dole, podczas tego wiekopomnego fikołka odkrył i ukrył wyjątkowo wiele ludzkich tajemnic.
Mapa naszej historii upstrzyła się naraz i obficie wybiórczą amnezją , zwaną dzisiaj „białymi plamami”, które za moich wczesnych czasów były jeszcze transparentne.
Często spod nich przebijało to, czego nie chciano pamiętać, strasząc nocami nowych władców . Dwory też w tym były, choć próbowano pamięć ich znaczenia spacyfikować zmieniając mizerne resztki we wiejskie szkółki, internaty, mieszkania dla pracowników PGRów, składnice , magazyny , nawet chlewnie. Tak robiono niekiedy i z magnackimi rezydencjami, jak chociażby z Krasiczynem, może dlatego, że kojarzył się wtedy jeszcze zbyt mocno z niewygodnym księciem kardynałem Sapiehą…
cdn.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1769