http://naszeblogi.pl/37255-australia-syberia-wielkiej-brytanii?
Wrażenia pańskie są niestety powierzchowne. o co trudno mieć do pana pretensje, bo trudno gruntownie poznać ten olbrzymi i skomplikowany kraj z jednej wizyty.
Gorzej nieco jest z tym, że wygląda na to, że odwiedził pan jakąś inną Australię niż ta, w której ja spędziłem już ponad pół życia, a od ponad ćwierć wieku mam przyjemność być jej obywatelem.
“Mężczyzn czekała tam ciężka i przymusowa (niczym w kolonii karnej) praca, a zabójcze tropiki, choroby, jadowite pająki, węże itp. dziesiątkowały osłabionych ludzi.”
Doprawdy? Czy pan się zupełnie dobrze czuje? Nowi emigranci przybywający do Australii po II wojnie światowej, od około 1949 roku (Polacy od 1951), mieli do odpracowania podpisany przed wyjazdem dwuletni kontrakt, najczęściej przy robotach publicznych – drogi, mosty, koleje. Za pracę otrzymywali wynagrodzenie, takie samo jak każdy inny robotnik. Tropiki w Australii znajdują się, jak sama nazwa wskazuje, na północ od zwrotnika Koziorożca (Tropic of Capricorn) w górę mapy, gdzie żadni Polacy po wojnie nie pracowali, bo niczego wielkiego tam nie budowano. Natomiast problemem klimatu w Górach Śnieżnych, stan Nowa Południowa Walia, w pd.wsch części kontynentu, gdzie Polacy w samej rzeczy budowali (jako jedna z ponad 50 narodowości), olbrzymi system hydroenergetyczny Snowy Hydro, są zaspy w zimie… Co do węży, widzialem dwa w ciągu ostatnich 25 lat, w tym jednego przejechanego. Jadowite pająki widziałem tylko za szkłem w sydneyskim Taronga Zoo. Od czasu wynalezienia antidotum na ich jad w późnych latach 70-tych, nikt nie zmarł od ich ukąszenia, a wcześniej wypadki takie były rzadkie (kilkanaście przypadków w ciągu 50 lat, w skali kontynentu - incydencja porównywalna do śmierci od ukąszenia żmii w Polsce).
Nie ma w Australii nacisku państwa na asymilację imigrantów. Przeciwnie – kluby, szkoły i stowarzyszenia społeczności narodowych, których jest tu jak gwiazd na niebie, mogą otrzymywać i otrzymują państwowe dofinansowanie rozmaitych działań mających na celu utrzymanie wlasnej kultury.
Upadek Domów Polskich nie wynika w żadnej mierze z polityki tutejszych władz, tylko ze zmian demograficznych i socjologicznych diaspory polskiej w Australii. Generacja emigrantów. która odchodzi, pokolenie żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, ciążyła, tak z powodów językowych jak i mniejszej ówcześnie otwartości społeczeństwa dla imigrantów, ku własnym, polskojęzycznym kręgom, klubom, imprezom, Domom Polskim. Tak ich dzieci, jak i nowi emigranci, biorą większy udział w życiu głównego nurtu społeczeństwa australijskiego. Od klubów założonych przez dziadków i ojców wieje nudą, portret Jana Pawła II pokrywa się kurzem, lata lecą. Gdy najmłodszy członek zarządu ma 75 lat, a na walnym zebraniu członków jest dziewięć osób, pora niestety zamykać…
To samo spotkało Finów, Greków, Włochów, Węgrów, Chorwatów i wiele innych fal imigracyjnych z Europy. Wiele Domów Węgierskich czy Domów Chorwackich także zlikwidowało działalność i sprzedało budynki, gdy się okazało, że zainteresowanie dzieci imigrantów oraz nowych przyjezdnych tą formą utrzymywania tożsamości kulturowej bardzo osłabło.
Jest pewien aspekt emigracyjny, o którym rodacy z kraju rozmawiają z nami niechętnie. Otóż wielu emigrantow postsolidarnościowych w Australii nie podtrzymuje polskich więzi, ani znajomości jezyka polskiego u swoich dzieci, z powodu dezaprobaty tego, co Polacy w kraju – demokratycznie, na własne życzenie – zrobili z Polską w ciągu ostatnich 23 lat.
Australia jest wystarczająco daleko od Polski, by nasze szczęśliwe dzieci, tutaj urodzone, nie musiały posiadać ezoterycznej polskiej wiedzy nie przystającej do ich świata: kto to taki Kiszczak i dlaczego nie siedzi; dlaczego Polacy pochowają Jaruzelskiego w Alei Zasłużonych zamiast pod płotem w Wólce Węglowej; kto to Wałęsa i dlaczego bredzi; dlaczego chorzy na raka stoją w kolejce do okienka o szóstej rano; dlaczego można zabić prezydenta i nikt za to nie odpowiada, dlaczego źle jest spijać Rosji z dzióbka, dlaczego system podatkowy może niszczyć inicjatywe gospodarczą etc. etc. Pan, inżynierze artysto, musi swoje dzieci uczyć odpowiedzi na te pytania, ale ja nie muszę, one nic przez to nie stracą.
Dzisiejsza diaspora polska tak ma, że wielu jej członkow udało się na emigrację między innymi po to, by mieć raz na zawsze święty spokój od tych cech charakteru narodowego rodaków, których ani zmienić, ani racjonalnie wytłumaczyć się nie da. Obraz Polonii, która po nocach szlocha w poduszkę za utraconą Ojczyzną i marzy o dniu, gdy do Ojczyzny wróci, od dawna jest fałszywy, a emigrantom lat 80-tych i 90-tych prawie nieznany.
Nasza antypodalna nirwana jest prosta: otóż traktują nas tu tak, jak należy, to jest dokładnie tak samo, jak każdego innego. Zaś za uczciwą pracę uczciwie nam płacą. Tak niewiele, a tak wiele. W Polsce – rzecz nie do osiągnięcia bez zginania karku przed kim trzeba, i posiadania odpowiednich znajomości z kim trzeba - żadną pracą i za żadną cenę. Kiedy już osiągniecie w Polsce ten etap cywilizacyjny, pogadamy sobie wtedy o wadach Australii.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 12617
macie pretensje do innych o własną słabość,
w pewien sposób się sprzedaliście, wygodzie,kasie,itd.to byl wasz wybór,
i nie obwiniajcie o to nas, pozostałych w kraju,sytuacji jaka jest tutaj obecnie,
Robin: Gorzki uśmiech. A może niech pan/i po prostu sam/a spróbuje tej słodyczy emigracyjnej sprzedawania się za wygodę i kasę, i opowie jak było? Śmiało, dziś już nic za to nie grozi, zawsze można wrócić. Zarówno z kasą jak i z wygodą to jest na emigracji rozmaicie, ale jeden zysk z opuszczenia Polski jest nie do przebicia - mianowicie przestaje się obcować z ludźmi, którym sprawia osobisty ból, jeżeli komu innemu cokolwiek się udaje. Wańkowicz nazywał to kundlizmem, stanem ducha, w którym szewc ma za złe aptekarzowej, że miała lekki poród.