Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

Czas karnawału

Ryszard Sziler, 25.12.2012


Właściwie począwszy od Świąt Bożego Narodzenia, a ściślej od święta Trzech Króli po Popielec od wieków przetacza się przez Polskę karnawał. Wielka radość, czasem zbytek,pełen zabawnych, radosnych szaleństw. Włosi, od których sama nazwa karnawału się wywodzi i którzy chyba najpełniej go obchodzą, chociażby w Wenecji, powiadają: Di carnevale ogni burla vale, co oznacza, że w karnawale każdy żart jest dobry.
Tę maksymę traktowano w dawnej Polsce całkiem serio, bawiąc się maskaradami, kuligami, do tego stopnia, że, jak pisze Zygmunt Gloger w swojej Encyklopedii staropolskiej:

”Patrząc na te płoche zabawy, jeden z ambasadorów Solimana II, powróciwszy do Stambułu, rozprawiał, że w pewnej porze roku chrześcijanie dostają wariacji i że dopiero jakiś proch sypany im potem na głowy leczy takową.”

Bo też chociażby kuligi były wielkimi wręcz teatralnymi spektaklami, które odgrywane były na poczekaniu i z wielką fantazją, przez rozbawione, często wręcz rozhasane towarzystwo. Zobaczmy jak Janina Porazińska w zapominanej już dzisiaj  powieści o Janie Kochanowskim” Kto mi dał skrzydła” przedstawia przyjazd kuligu, krążącego przez cały nieraz karnawał od dworu do dworu:

„Nagle psy czymś się zaniepokoiły. Postawiły uszy i w czujnej postawie pobiegły ku ogrodzeniu.
Chwilę nasłuchiwały. Potem zaczęły skowyczeć i drapać w bramę. A że, zamknięta, nie puszczała, pogalopowały do wia¬domej im dziury w płocie, przecisnęły się nią i z ujadaniem wy¬biegły na drogę. .
Ze wsi też dochodził głuchy jazgot wielu psich głosów. Kochanowski, brnąc do połowy cholew w śniegu, podsunął się ku bramie.
W dalekiej brzozowej alei coś majaczyło.
Wzdłuż drogi migał szereg świateł - można je było nawet policzyć. Jedno, dwa, trzy... dziesięć... piętnaście... Światełka to nikły za pniami drzew przydrożnych, to znów się zjawiały.
I coś brzęczało... Janczary na koniach? To tak, ale i jakiś głos piskliwy. Skrzypce? Głucho dudnił bęben. I chyba śpiew...
Co to może być?
Wesele chłopskie? O tej porze? Chyba przenosiny.
Światła błyszczały coraz wyraźniej i coraz wyraźniej brzmia¬ła muzyka. Janczary uderzały rytmicznym brzęk-brzęk-brzęk w takt końskiego cwału. Czasami takt zagmatwał się - konie wpadły w zaspę. '
Poprzez psi jazgot niosła się z dala znana nuta. A tuż i słowa można było rozeznać:   

Jedziemy, jedziemy,  
dróżeczki nie wiemy.
Ale ludzie wiedzą,
to nam i powiedzą.
Heeeej!.

Teraz już widać wyraźnie.
Przodem rwie kawaleria na koniach, za nimi sanie z muzyką, a dalej cały sznur z gośćmi. Kawaleria musi konie hamować, bo droga kopna, sanie nie mogą nadążyć, choć w zaprzęgu czwórki. Po bokach sań pachołki z pochodniami. Smolne łuczywa płoną i gęsto kapią w śnieg kawałkami ognia.
Na końcu, za ostatnimi saniami, też konni


Czarnolas, Czarnolas,                                                                                                                                                                                                                        malowane wrota!  
Jedzie białym światem    
sąsiedzka ochota!
Heeej!

Czarnolas, Czarnolas,
beczułka węgrzyna!
Jedzie białym światem                                                                                                                                                                                                                                sąsiedzka drużyna!
Heeeej!



Muzyka zaniosła się wysoką, piskliwą nutą. Wesoły  orszak skręcił w drogę ku dworowi.
Pan Jan uderzył się w czoło.
- Dyć prawda! Dorotka mi mówiła!
A wraz od konnych, od sań buchnął wrzask ze wszystkich piersi i ze wszystkiego tchu:
- Kulig jedzie! Kulig jedzie!
Kochanowski, skacząc po swych głębokich śladach, szybko wbiegł do sieni i zaryglował drzwi.
Niechętny gościom?
Ale gdzież tam!
W tym właśnie dla gości największa uciecha, gdy zastaną drzwi zamknięte, gospodarzy śpiących, nie przygotowanych na najazd sąsiadów, gdy trzeba hukać, stukać, dobijać się do wejścia, jak wrogi najazd, jak hurma Tatarów.
Pan Jan wpadł do sypalni.
- Dorotka! Wstawajcie! Wstawajcie! Kulig jedzie! (...)
A przed dworem już dziesięć sań przeorało głęboki śnieg. Dziesięć czwórek janczarów huczliwie dzwoniło. Stłoczone konie rżały, sięgały ku sobie zębami, kwiczały i biły kopytami.
Wyłamane wrota wjazdowe leżały na ziemi po obu stronach słupów, głęboko wbite w śnieg.
    Wyłażono z sań, gramoląc się niezdarnie spod wielkich baranic.
Mężczyźni w ciężkich futrach, w wilczurach i niedźwiedziach.
Niewiasty w futrzanych jubkach, w kapturkach na głowie, ale w lekkich, wyciętych kurdybankach na nogach.
Towarzysze zabawy: brali je więc na ręce i nieśli przez śnieg ku dworowi. ,
Niejeden żartowniś udając, że się potknął, upuszczał pannę w śniegową zaspę. Więc dziewczęta piszczały i pokrzykiwały: trwożnie. Mężczyźni śmieli się głośno i rubasznie.
Pode drzwiami domu rżnęła już kapela. Łomotano do drzwi.
Kuligowa drużyna ryczała:

Czarnoleski panie,
 otwieraj nam izby,
 otwieraj nam izby!
Przyjechalim tu z Policzny
narobimy ciżby,  
narobimy ciżby!

Gospodarz, Świecąc sobie ogarkiem, biegnie już, aby wpuścić gości. I w chwilę potem wraz z jejmością małżonką kłaniają się im nisko - w rękach trzymają srebrną tacę z chlebem i solą.

- Witajcie, sąsiady! Gość w dom – Bóg w dom. Prosimy w niskie czarnoleskie progi.”


          A potem już zaczynała się wielka zabawa trwająca często i parę dni, wszak nikomu się nie spieszyło, można było więc zimą zasłużenie wypoczywać po pracowitej jesieni. Powszechnie żyło się przecież zgodnie z rytmem pór roku i w zgodzie z naturą. Bawiono się więc z humorem i fantazją, skoro właśnie była pora ku temu. Wygłaszano zabawne oracje, wyczyniano facecje, raczono się potrawami i trunkami, lecz nade wszystko śpiewano.  Wiele z tych pieśni radujących serce przetrwało w zapisach, które są dzisiaj nikłym śladem dawnej polskiej wesołości, z której tak niewiele już  pozostało. Przypomnijmy więc chociażby jedną z nichich. Oto -„Mazur kuligowy”:

Wpad1iśwa tu, Z hukiem, krzykiem,
       Z weseliskiem i kuligiem, ,
Lecz na radość smutek godzi,
Wstępna środa już nadchodzie

Powiedzieć tam Wstępnej środzie
Niech poczeka na zagrodzie! (bis)

Z okna bije dzionek biały,
 Oczki pannom pomalały,
Zaczeliśwa w Czwartek Tłusty,
Bo też krótkie te zapusty!

Ej panowie! zapust szkoda! hej ha,
Wszakże to już Wstępna środa! (bis)

Czy tam szkoda, czy nie szkoda,
Niech mi która rękę poda!
Bo wam przyjdzie pożałować,
 Że nie chciałyście tańcować.

Jak popędzim na wyskoki – hej, ha,
Puszczę sanki do zatoki! (bis)


I pożegnalna „Waleta” :

A kiedy już odjeżdżacie,
I nas samych zostawiacie,
Pamiętajcie, żeście nasi,
A my przyjaciela wasi.

Gdy już goście odjeżdżają
Na waletę tak śpiewają,
Pamiętajcie, żeście nasi,
A my przyjaciele wasi!


  Z czasem przeminęły barwne kuligi , ucichły rozpasane swawole, przez niektórych księży zwane wręcz „rozpustami” zamiast zapustami; ich resztki dostrzec możemy potem w konwencjonalnych balach, będących przede wszystkim okazją do spotkań panien z kandydatami na przyszłych mężów. Starano się więc na nich jak najlepiej zaprezentować,co osiągano najprościej przez olśniewające kreacje i ,co oczywiste, nienaganne maniery. I tak, w pierwszej części XIX wiecznego balu tańczono najczęściej walca, potem kolejno polkę-troteskę, kontredansa i mazura, po czym towarzystwo szło na kolacje, następnie tańczono jeszcze walca, polkę , kontredansa, mazura i raz jeszcze kontredansa, który już bal zamykał. Pozostawały po nim niemodne już w kolejnym sezonie suknie, zapisane karnety, już bez znaczenia i wielkie wspomnienia... Pod koniec karnawału szczególnie hucznie obchodzono zapusty, owe trzy dni przed Popielcem ,przypominającym zagubionym w zimowym szaleństwie, że wszystkie te radości   są w gruncie rzeczy puste i niewiele warte. Że to:Vanitas vanitatum et omnia vanitas ( Marność nad marnościami i wszystko marność), i że najwyższa pora już je zakończyć zwracając myśli ku wieczności.

Może właśnie dlatego ostatnie dni karnawału wybuchały wręcz szaleństwem, przechodzącym czasem wszelką miarę. Jak notują pamiętnikarze zdarzało się, że przez ten czas na przykład nie wychodzono z karczmy.Właśnie od tego krótkiego czasu całość nosi nazwę karnawału. W włoskim carne – vale, to po prostu, rozstawanie się z mięsem, pożegnanie mięsa. U nas ten czas pożegnania się z bachanaliami nazywa się zapustami lub ostatkami i do niedawna jeszcze, szczególnie w kulturze ludowej wiązał się z całym szeregiem obyczajów chociażby z przebieraniem się parobków za zwierzęta a po dworach w urządzaniu maskarad. Potem wszystko cichło i wraz z północnym dzwonem na Środę Popielcową zaczynał się Wielki Post.

  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 1990
Ryszard Sziler
Nazwa bloga:
Zamyślenia
Zawód:
Ryszard Sziler

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 262
Liczba wyświetleń: 677,991
Liczba komentarzy: 706

Ostatnie wpisy blogera

  • Mętna woda...
  • PRL
  • FELICJA finis

Moje ostatnie komentarze

  • "Dlaczego?" Dla mnie to oczywiste: wśród tłumu głupców zamroczonych dobrobytem gwałtownie rozprzestrzenia się lucyferyczne światło postępowców szatana (Bytu jak najbardziej osobowego (!), a nie tylko…
  • Schamieliśmy w ostatnich latach, niewyobrażalnie dla naszych dziadków i rodziców, a nawet dla nas samych sprzed dziesięciolecia zaledwie, i to głównie za sprawą naszej tak zwanej "inteligencji", tego…
  • Rzeczywiście, sam zauważyłem, że Felicja jakoś słabo się integruje, co nie znaczy, że nie próbowała, ot chociażby tutaj: "- Co za zbieg dobrych okoliczności, że spotkaliśmy się panie Nornico! –…

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • Antypolskość
  • Żydzi - Polacy
  • KSIĄŻKI, które warto przeczytać :

Ostatnio komentowane

  • EsaurGappa, Es. Śmierdzisz.
  • EsaurGappa, Dno to chyba słowo klucz.Wszędzie czuć jakiś obrzydliwy fetor,jakbyśmy byli utopieni w jakimś szambie.Ja także zamuliłem swój patriotyzm,aż po dziurki w nosie i wpierw chcę się z tego gówna oczyścic…
  • Es, @Horn W sedno.  Pytanie jedno tylko wisi w powietrzu: czy pańszczyźniani w koncu pójdą po rozum ... prawdę mówiac nie wiem dokąd.  Korzystajac z zasobów własnych przestrzeni między uszami…

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności