Pewnie jako filozof i etyk pani Magdalena Środa wie o wadze słowa więcej niż przeciętny zjadacz chleba. W końcu jak mawiał Ludwig Wittgenstein „granice mego języka oznaczają granice mego świata“. Tym zabawniejszy wydaje się lapsus, który przydarzył się dyżurnej publicystce Gazety Wyborczej, podczas komentowania jednej z akcji Janusza Palikota. Ulubieniec pani Środy zorganizował w kilku miastach przed siedzibami biskupów happeningi, które miały wyrazić jego zaniepokojenie jak to nazwał „mieszaniem się Kościoła do polityki“ oraz zachłannością duchowieństwa. Hasła cóż bardzo leciwe, żeby nie powiedzieć woniejące PRL-em. To pewnie dyshonor dla takiej indywidualności jak Janusz Palikot, ale czegóż się nie robi dla lansu. Dlatego też jeden z dziennikarzy zapytał wprost Magdalenę Środę o to, czy głównym celem akcji nie było przypadkiem wypromowanie samego siebie i swego ruchu a nie rozwiązanie konkretnego problemu. Filozofka, odpowiedziała na tę kwestię bardzo obrazowo. Zacytujmy ją więc:"Prezerwatywy służą jako środek antykoncepcyjny, ale przynoszą też ogromne zyski producentom. Nie można podejmować politycznych akcji bez budowania jednocześnie własnej wartości.“ Według słów publicystki „GW“ to nikt inny tylko Janusz Palikot jest prezerwatywą, która nie tylko spełnia rolę prezerwatywy, ale jeszcze przynosi innym zysk finansowy. Gratuluję żywej wyobraźni, celnego doboru słów i jak mawiał wieszcz „giętkiego języka“ - doprawdy nie można inaczej spuentować działalności i happeningów biznesmena z Biłgoraja.
Tadeusz Rozłucki