Polscy europosłowie nabrali w tej sprawie wody w usta. Dziennikarze nie mogli się od nich dowiedzieć dlaczego Polska odniosła tak druzgocącą klęskę. Przeważającą większością głosów przeszedł raport niemieckiego socjalisty Gebharda Rapkaya. Okazuje się, że w jego raporcie nie ma żadnych gwarancji proporcjonalnej reprezentacji dla Polski w nowej, europejskiej dyplomacji. Polscy dziennikarze, którzy chcieli dojść czemu tak się stało, są zmieszani. Europosłowie wywijają się od odpowiedzi bądź przerzucają się odpowiedzialnością. W końcu przyparci do ściany twierdzą, że takie były wytyczne z Warszawy. „Od początku nie było poparcia“- tłumaczy europoseł Tadeusz Zwiefka, który sam głosował za raportem Rapkaya. Okazuje się, że to nasz rząd przehandlował korzystne dla strony polskiej zapisy w zamian za kilka eksponowanych stanowisk. Tą decyzją nasze władze jeszcze raz potwierdziły, że mają słuszną linię. Po raz kolejny zachowaliśmy się bardzo grzecznie i odpowiedzialnie. Na pewno wszyscy nas będą chwalić i głaskać po jasnej czuprynie jak czteroletniego bobasa, by mu umilić zabranie zabawki. Na pewno tą decyzja jeszcze raz udowodniliśmy, że co prawda nie zjedliśmy obiadu, ale na pewno za wzorowe zachowanie dostaniemy lizaka. W końcu przecież nam go obiecali. A że nie zawsze obietnice się spełniają. O tym mały bobas musi się dopiero przekonać. Ma jeszcze czas, w końcu ma dopiero cztery lata.
Tadeusz Rozłucki
Niedawno krajowe media doniosły, że Polska przegrała batalię w sprawie dyplomacji UE. Nie chodzi o to, że nie będziemy mieć żadnego przedstawiciela w tym gronie, ale o to, że proporcjonalnie będziemy mieli mniej niż moglibyśmy mieć. Według europosłów wszystkiemu winien jest nasz rząd.