Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

KSIĘGA LAMPY NAFTOWEJ - Jurek

Ryszard Sziler, 05.06.2012


WIECZÓR  JEDENASTY

( Jurek )

Tę historię przeżyłem sam i sam się muszę z nią uporać.

Było to na początku lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku. ( Kiedy się napisze takie jak to zdanie dopiero wtedy widać jak upływa czas). Pracowałem w szkole w Dzikowcu i tu odnalazł mnie ponad czterdziestoletni wtedy człowiek, dosyć niezwykły jak na miejscowe warunki. Do dzisiaj nie wiem kim był naprawdę. Przed czym uciekał, czego poszukiwał.

Miałem wtedy około dwudziestu pięciu lat i mało mnie to właściwie obchodziło. Stwierdził kiedyś, że jest synem przedwojennego fabrykanta , chyba z Katowic, i nosi w sobie obraz porozbijanej domowej porcelany, w dosłownym tych słów znaczeniu, dlatego doskonale rozumie głębię Miłoszowego ( W Miłoszu żeśmy się wtedy rozczytywali ) refrenu :”Niczego mi proszę pana tak nie żal jak porcelany”…
Tyle tylko wiem z jego przeszłości, bo o więcej nie pytałem, choć ludzie rozpowszechniali mniej albo bardziej wyssane z palca sensacje.
Napomknął też kiedyś, że żona mu uciekła z jakimś tam milicjantem. Miał z nią syna, którego potem poznałem, też jak ojciec uzdolnionego plastycznie.

Bo Jurek był przede wszystkim malarzem, choć może głównie artystą , rzeczywistym, w całym tego słowa znaczeniu. Ostatnim chyba z dawnej bohemy, jakby jeszcze młodopolskiej.

Elokwentny, błyskotliwy erudyta trwonił życie na zachwytach i pijaństwach . Kochał się w okolicznych krajobrazach i lasach, które dla siebie odkrył, o które walczył z drwalami i w których próbował zamieszkać. Drugą jego miłością były kobiety, jednak dla tych, na których mu zależało był już niestety zbyt stary.

Zamykał się więc w samotności wynajmowanego domu ( na skraju lasu , w miejscu zapomnianym przez Boga i ludzi ), którą wypełniało bez reszty malarstwo i lektura książek.
Kiedy się tym zmęczył ponad miarę wpadał w krótsze albo dłuższe ciągi alkoholowe, podczas których spełniał swoje fantazje i fraternizował się z okolicznymi chłopami .
Nawiedzał ludzi o nieprzyzwoitych porach, tłukł się po dalekich bezdrożach taksówkami zwożąc pannom kwietne bukiety, rozrzucał perły skojarzeń, śmiał się ze świętości, kpił z, jak mawiał : wszelkich transcendencji i na sposób Stańczyka zamyślał nad tym, co to „nic, panie, nie warte”.

Najogólniej rzecz biorąc rozsiewał wokół bakcyl szczególnej pustki o pozorach niewyobrażalnego wprost bogactwa, którym i mnie zaraził, bo byłem wtedy wyjątkowo nieodporny na takie pozory arystokratyzmu ducha. ( O czym może napiszę kiedyś w innym miejscu ) .
Tym to sposobem trwonił swój czas i psuł życie tym z którymi się zetknął.

Bawiąc się paradoksami wysokiego lotu niepostrzeżenie wpadł w pułapkę panabsurdu spełniania swoich przyziemnych kaprysów.
Ciekawiły go wtedy między innymi przeróżne „anomalie społeczne”, jak chociażby znachorzy i jasnowidze . Zawlókł mnie kiedyś do takiego człowieka. Wyjętego jakby z innej epoki; prawdziwie leśnego, to jest żyjącego w głębokiej symbiozie z naturą, w którego oczach czaiło się coś niepokojąco nieokreślonego.
Pamiętam, że wróż męczony pytaniami Jurka przepowiedział mu rychłą śmierć, co ten skwitował wzruszeniem ramion i nie udawanym westchnieniem ulgi.

Trzeźwy unikał ludzi i mało kto mógł poszczycić się tym, że wpuścił go do swojego domu.
Czasem w tym stanie mnie odwiedzał.
Trwoniliśmy wtedy godziny na jałowych rozważaniach, wygłaszaliśmy szokujące nas sądy , przy których paradoksy Wilde`a – jak nam się wydawało - prezentowały się raczej marnie; wypuszczaliśmy fajerwerki niezwykłych skojarzeń… z czego nic nie wynikało poza postukiwaniem w bębenek naszej próżności.
I po takich seansach nihilizmu miało się zwykle większego kaca niż po królującym wtedy zaczerniańskim piwie o smaku końskiego moczu, jak stwierdzali „smakosze”.

I tak toczyły się te lata późnego socjalizmu w zawiesinie swoistego kogel-mogelu trzeźwości z nietrzeźwością, nudy z poronionymi entuzjazmami, nicości z wielością, od której bolała głowa.

Aż nastąpił taki czas, dziwny czas… kiedy nie przyjechał do mnie ten Majster Bieda na swoim żółtym rowerze.
Nie zdziwiło mnie to zbytnio, bo do rytuału naszej znajomości należała niedookreśloność jego pojawień się i znikań.

Był właśnie czerwcowy , upalny czas wielkiego truskawkobrania , kiedy zdałem sobie sprawę z przedłużającej się ponad miarę jego nieobecności. Potem nadciągnęły chłodne zadeszczone dni.
W przerwach między deszczami porządkowałem, zgodnie z zaleceniami mojego ówczesnego guru - Woltera, swój ogródek, w bardzo dosłownym tego słowa znaczeniu.
Układałem kamienie, przesadzałem rośliny i naraz w jakimś , trudnym do określenia, momencie zacząłem czuć smród padliny.
Coraz bardziej intensywny i natrętny.
Zacząłem więc szukać jego źródła. Myślałem, że zapach wydobywa się z jakiegoś zdechłego  zwierzęcia, które leży między roślinami, a może płytko w ziemi.
Nic takiego jednak nie znalazłem.
Tymczasem fetor zaczął być coraz bardziej nieznośny i nie umiejscowiony.
Słowem śmierdziało mi wszystko obrzydliwie.

Wielokroć myłem ręce i zmieniałem ubranie, tak, że wpadłem nawet jakby w rodzaj fobii na tym punkcie. Niczego to jednak nie zmieniło.
Mdlący smród był coraz silniejszy i wszechobecny.
Czułem go jednak tylko ja, mimo tego, że prosiłem domowników by mnie obwąchiwali. Nikt niczego nie czuł, a ja niewypowiedzianie cierpiałem.
Dziw ten ,całkiem nie do pojęcia, trwał chyba tydzień. Potem jakby zmalał i przygasł, ale był nadal obecny.

Aż któregoś dnia zbudził mnie natarczywy telefon. Dzwoniła Ruta, przyjaciółka Jurka. Przyjechała by go odwiedzić i zabrać nowe obrazy, na które czekali jej znajomi w Holandii.
Kiedy zbliżyła się do domu Jurka zobaczyła roje granatowo - złotych much, którymi oblepione były okna i poczuła wydobywający się przez szpary ohydny fetor.
Obraz jaki potem zobaczono we wnętrzu pozostawiam wyobraźni czytelnika, dodam tylko, że siostra Jurka, którą Ruta natychmiast zawiadomiła, a która od lat jest lekarką, mówiła nam, że czegoś takiego nigdy wcześniej w swoim życiu nie widziała.
Na łóżku w kuchni leżała rojąca się od much galareta, a obok na krześle rozrzucone kartoniki z tabletkami relanium…

Jurka pochowano na Salwatorze w Katowicach i chyba w tym samym dniu rzeczywistość przestała mi śmierdzieć.

Ale to nie wszystko o nawiedzających mnie wówczas zapachach.

W niedługi czas potem któregoś wieczoru moją małżeńską sypialnię wypełnił aromat przedniego południowego wina.
Tym razem intensywny zapach poczuliśmy obydwoje z żoną, a że nic tutaj nie mogło tak pachnieć, powiedzieliśmy sobie jednocześnie : Jurek !

Takie to było jego pożegnanie z nami , poniekąd ironiczne, bo wina o takiej woni w żadnym z polskich sklepów nie sposób było wtedy kupić.

Swoją drogą gdybym sam był tego wszystkiego nie przeżył, nigdy bym w to nie uwierzył. A tak wiem, że to prawda. Długo zeszło nim zrozumiałem jej sens i wartość.
Dokładnie tyle ile moje nawrócenie.

Dziś modląc się za duszę Jurka myślę ze wzruszeniem o jego, niejako w ostatnim momencie, ukonkretnieniu nie ukonkretnionego. O swoistej, jakże istotnej, erracie do naszych rozmów. Dużo droższa mi ona dzisiaj niż jego ostatni obraz, który wisi na mojej ścianie, czy nawet pamięć, która po Nim pozostała.

Dziękuję przyjacielu.
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 1597
Domyślny avatar

Antoni

05.06.2012 12:46

Zygmunt Rumel Na śmierć poety A kiedy go z wami nie będzie – Usypcie mu kurhan stepowy – Aby słyszał, jak burzan pieśń gędzie I wiatr stepem przewala się płowy... By mu miesiąc wstający z limanów Oczy prószył kitajką czerwoną... I kląskanie by słyszał bocianów, Gdy piórami lotnymi wiatr chłoną... Niech tam orły dziobami pieśń skraszą, A teorban piosenką zakwili... Bo o wolę on waszą i naszą Śpiewał – zanim odpoczął w mogile... Niech tam zmierzchy siniejąc rozgarną Błękit nieba najczystszy i skromny – Aby nocą wieczyście już czarną Patrzył w wszechświat ponad nim ogromny!
Ryszard Sziler

Ryszard Sziler

05.06.2012 20:16

Dodane przez Antoni w odpowiedzi na Dziękuję

Również dziękuję :)
Ryszard Sziler
Nazwa bloga:
Zamyślenia
Zawód:
Ryszard Sziler

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 262
Liczba wyświetleń: 677,991
Liczba komentarzy: 706

Ostatnie wpisy blogera

  • Mętna woda...
  • PRL
  • FELICJA finis

Moje ostatnie komentarze

  • "Dlaczego?" Dla mnie to oczywiste: wśród tłumu głupców zamroczonych dobrobytem gwałtownie rozprzestrzenia się lucyferyczne światło postępowców szatana (Bytu jak najbardziej osobowego (!), a nie tylko…
  • Schamieliśmy w ostatnich latach, niewyobrażalnie dla naszych dziadków i rodziców, a nawet dla nas samych sprzed dziesięciolecia zaledwie, i to głównie za sprawą naszej tak zwanej "inteligencji", tego…
  • Rzeczywiście, sam zauważyłem, że Felicja jakoś słabo się integruje, co nie znaczy, że nie próbowała, ot chociażby tutaj: "- Co za zbieg dobrych okoliczności, że spotkaliśmy się panie Nornico! –…

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • Antypolskość
  • Żydzi - Polacy
  • KSIĄŻKI, które warto przeczytać :

Ostatnio komentowane

  • EsaurGappa, Es. Śmierdzisz.
  • EsaurGappa, Dno to chyba słowo klucz.Wszędzie czuć jakiś obrzydliwy fetor,jakbyśmy byli utopieni w jakimś szambie.Ja także zamuliłem swój patriotyzm,aż po dziurki w nosie i wpierw chcę się z tego gówna oczyścic…
  • Es, @Horn W sedno.  Pytanie jedno tylko wisi w powietrzu: czy pańszczyźniani w koncu pójdą po rozum ... prawdę mówiac nie wiem dokąd.  Korzystajac z zasobów własnych przestrzeni między uszami…

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności