Zgodnie ze skrupulatnie wyliczonym przez premiera Donalda Tuska terminem 30 dni zakończyły się konsultacje społeczne w sprawie rządowego projektu podwyższenia wieku emerytalnego. Celowo nie używam słowa reforma, bo nie jest adekwatne w stosunku do prostego zabiegu wydrenowania po raz kolejny kieszeni obywateli. Najlepiej określił to przewodniczący „Solidarności” Piotr Duda – chcemy reformy systemu, a nie gołej ustawy o podniesieniu wieku. A faktycznie o przedłużeniu czasu pracy. Bo w sytuacji, gdy nie ma żadnych działań przeciwko patologii na rynku pracy, określenie „podwyższenie wieku emerytalnego” wydaje się eufemizmem.
Traf chciał, że gdy w połowie lutego zaczynały się szumnie zapowiadane konsultacje, sondaż opinii pokazywał coś około 80 procent przeciwników późniejszego przechodzenia na emerytury. Dzisiaj, po zakończeniu konsultacji, jest tych przeciwników ponad 90 procent. Sprawa zatem jest równie jasna teraz, jak była miesiąc temu. Konsultacje były jedynie pro forma. Premier znał nastroje, wiedział, co w trawie piszczy, ale nikogo nie przekonał, a nawet – jeśli wierzyć sondażom - raczej zraził. Trudno, żeby było inaczej, jeśli szef rządu jednym tchem zapowiada konsultacje społeczne i kategorycznie odrzuca referendum w tej sprawie.
Obrazek przedstawiający ministra finansów liczącego na serwetkach koszty podwyższenia wieku emerytalnego jest doskonałą alegorią rządu Platformy Obywatelskiej, a zwłaszcza stosunku do systemowych reform. Pytanie oczywiście nie brzmi: Dlaczego na serwetkach? Pytanie jest następujące: Dlaczego, skoro to jest tak fundamentalny temat, nic wcześniej nie przygotowano, nie policzono, nie oszacowano alternatywnych rozwiązań? Choćby po to, żeby mieć argumenty. Żeby przekonać ludzi, że będą w stanie pracować do 67 roku życia i że ta praca faktycznie będzie.
Przecież nie ma sensu podwyższanie wieku emerytalnego, kiedy pozostanie na dzisiejszym poziomie beznadziejna opieka zdrowotna, fatalna ściągalność składek, marnotrawstwo funduszy publicznych i wysokie bezrobocie; kiedy na rynku pracy będą dominowały umowy śmieciowe i szara strefa. Są przykłady, że można skutecznie przeciwdziałać spadkowi urodzeń, rząd może opracować systemowe rozwiązania.
Jak to możliwe, że rząd zaniechał takich elementarnych działań w celu przekonania do swoich zamierzeń? Premier w patetycznym expose zapowiada reformę. Politycy PO prześcigali się w zapewnieniach o swoim zdeterminowaniu przeprowadzenia zmian. Niedługo później sam Tusk uroczyście deklaruje, że nie ustąpi ani na krok. Już tylko czekałem, że powtórzy za klasykiem, iż nie odda ani guzika. Ludzie protestują, wychodzą na ulice, sondaże pokazują ogrom sprzeciwu społecznego. I co na to rząd? Nic. Nawet śladowej chęci merytorycznego przeciwdziałania. Żadnych argumentów ani dyskusji. Rostowski bazgrze na serwetkach. Nowak bredzi o trzech wariantach z Pawlakiem albo bez Pawlaka. Grupiński po raz setny zapewnia o determinacji. Tusk gdzieś znika.
W społecznej opinii są dwa podstawowe wyjaśnienia tego zaniechania premiera Tuska. Tym bardziej że dotychczas był wręcz niewolniczo przywiązany do wyników sondaży. Pierwsze jest takie, że po czterech latach nicnierobienia Donald Tusk poczuł w sobie modernizacyjnego ducha Margaret Thatcher i postanowił przejść do historii. W tym celu wybrał sobie reformę emerytalną. Słabością tej wersji jest fakt, że samo podwyższenie wieku emerytalnego nic nie załatwia, a w związku z tym nie jest żadną reformą. Już nie wspomnę o doświadczeniu z przeszłości – nagłe, wręcz z dnia na dzień przejście od filozofii „tu i teraz” do trudnej systemowej reformy musi budzić podejrzenie.
Drugie wyjaśnienie jest znacznie bardziej przekonujące, chociaż trochę spiskowe. Tuskowi przedstawiono argument nie do odrzucenia – musi przedłużyć czas pracy, bo skończy się czas bezkarnego wyzyskiwania polskich owieczek. W tym przypadku nie trzeba tłumaczyć, że argument taki użyć mogły jedynie wilki, którym wytrzebienie owieczek szkodzi najbardziej. Wilki bowiem wcale nie chcą owieczek wytracić, lecz je systematycznie strzyc. Nie chcę tu wnikać, kto są wilki i skąd przychodzą. Nieważne, czy z Unii Europejskiej, czy skądinąd. Znając spolegliwość Tuska wobec zagranicznych decydentów – także nie wnikam, jaka jej przyczyna – to jest bardzo możliwe.
Ja mam trzecie wyjaśnienie, które przedstawiłem wcześniej w innym tekście, ale powtórzę. Tusk w ogóle nie miał i nie ma zamiaru reformowania czegokolwiek. On ma zamiar przetrwać na stołku do momentu, w którym wyfrunie na posadę w Brukseli lub Strasburgu, czy gdzie tam mu załatwią. Musi jednak podreperować nadwyrężoną reputację. Nadwyrężoną zarówno licznymi aferami, czteroletnim nicnierobieniem, jak i ostatnimi fatalnymi wpadkami. Ale przecież nie jest w stanie zrobić czegoś faktycznie poważnego i merytorycznego, bo się jeszcze bardziej pogrąży razem z tym swoim politycznym gangiem Olsena. To wiemy już na pewno i on z tego również doskonale zdaje sobie sprawę.
Wspaniale natomiast nadaje się do takiego pozorowania reforma emerytalna, która po pierwsze - budzi potężny opór społeczny; a po drugie – jej skuteczność będzie znana dopiero w dalekiej przyszłości. Tusk od początku nie miał złudzeń, że projekt PO przejdzie w proponowanym przezeń kształcie. Ale jemu zależy, żeby po tych wszystkich kompromitacjach merytorycznych i wizerunkowych pokazać niezłomność. Owszem, potem ustąpić, ale z powodów obiektywnych, niezawinionych przez niego, żeby kolejny raz nie pokazać doraźnej uległości. Jednym słowem, chce zapracować na wizerunek Katona Starszego i na dnie z honorem lec.
Dzisiaj Tusk marszczy brwi i stara się robić wrażenie zdeterminowanego do ostatniej kropli krwi, ale w głębi serca chyba błaga Pawlaka, żeby mu nie ustępował. To dla niego najgorszy obrót sprawy – gdyby jakaś partia opozycyjna dająca większość sejmową zdecydowała się poprzeć projekt Platformy, który w obecnym kształcie nie nadaje się do niczego. Tusk zostałby wtedy z ręką w nocniku i musiał robić prawdziwą reformę emerytalną. Taką z uwzględnieniem naprawy rynku pracy, walki z bezrobociem i szarą strefą ubezpieczeniową; z prawdziwą reformą służby zdrowia i przeciwdziałaniem niekorzystnym trendom demograficznym. Taki scenariusz dla Tuska to byłaby katastrofa.
Bo jego faktycznym zamiarem jest uchwalić byle co i ogłosić sukces. A potem niech ktoś sobie z tym radzi. Ja myślę, że on w duchu powtarza takie zaklęcie: Żeby tylko jakaś świnia w ostatnim momencie nie wyskoczyła z bezwarunkowym poparciem! Zapewne niedosłownie, ale coś w tym guście przez zaciśnięte zęby cedzi.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3018
Król Maciuś DonTuk chyba nadal pali trawkę albo wali już coś mocniejszego bo mu pamięć szwankuje. Najpierw mówił, że ludzie mają już dość reform i że wystarczy, żeby tu i teraz była ciepła woda w kranie.
Potem na bilboardach i w spotach mówił: "NIE RÓBMY POLITYKI"
aż tu nagle BUM ...!
chce zrobić WIELKIE REFORMY!
bidula
widać, że mu się od tych konopii co pali -kota coś w głowie pomieszało i dlatego WIELKI SZU musi na serwetce coś na chybcika wyliczyć, żeby na większego DURA nie wyjść
ps
Panie Premierze
po ile są jaja?
ps
(*nie "jabłka" - tylko "jajka")
Bo chyba nie gniot Kopacz z refundacyjnym chaosem w tle.
Szkolnictwo? Ręce opadają!
Więc należało wreszcie odwrócić uwagę całej nacji od zrujnowanej gospodarki, katastrofy smoleńskiej i rosyjsko- niemieckich stref wpływów w Polsce,( poprzez zmianę Koncepcji Przestrzennego Zagospodarowania Kraju z 1999roku plus poprawki sp.Posłanki Gęsickiej).
Wypadło na "reformę" emerytalną.
Po co komu prognozy, tabelki, wyliczenia?
Ot, dwa lata dłużej " na bezrobociu" potem coś na kształt zapomogi socjalnej, tyle, że przekaz przyjdzie z ZUS.
Angela już te reformę wprowadziła.
Nie podoba się Niemcom, ale maja kilka innych możliwości skorzystania z prawa do emerytury.
Poza tym Niemcy nie protestują, jeśli chodzi o nich samych!
Tylko w sprawach żab i nietoperzy idą na ulicę, albo od razu budują tunel na autostradzie!
Dlatego nie rozumiem Tuska: wstydził się spytać, jak ona to zrobiła?
A może , jak piszesz, o to chodzi: podać się do dymisji, bo posadka po Barosso nie będzie czekać?
Tak, czy owak, żałosny ten niby premier.
Serdeczności, Seamanie!
A po co robic reformę emerytalną. Przecież tuz nad tuzy Buzek już dawno wszystko zreformował: służbę zdrowia, szkolnictwo, administrację i emerytury też. Powtórka z rozrywki?
Najlepiej to by było zwiększyć dzień pracy o jedną godzinę tj. do 9 godzinowego czasu pracy lub wrócić do pracujących sobót.To pomysł dla agenta Boniego.
Pytam "reformatorów": czy wprowadzenie 8 godzinnego dnia pracy i wolnych sobót to były REFORMY ???