Senat zwykle był, bywał, albo przynajmniej się starał się bywać miejscem ustawowej refleksji i poprawiania legislacyjnych knotów, produkowanych nagminnie przez Sejm, zwłaszcza w tej kadencji. Jednak w ostatnich trzech latach ta teoretycznie "Izba Wyższa" polskiego parlamentu stała się partyjnym instrumentem Platformy Obywatelskiej.
Tak było i tym razem. Borusewicz chciał tego samego, co Komorowski. A Komorowski i reszta PO nie chce najwyraźniej drążenia wokół coraz bardziej dziwnej, tajemniczej i kontrowersyjnej sprawy śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej. Śledztwa, dodajmy, które wlecze się niczym ślimak. To naturalne, że senatorowie tę sprawę chcieli postawić na porządku obrad Senatu. Okazało się, że jest to… niemożliwe!!! Tymczasem na ich miejscu senatorowie francuscy, czescy czy amerykańscy zrobiliby dokładnie, w 100 procentach, to samo. Odmowa omówienia przez senat sprawy śledztwa "smoleńskiego" jest mega-skandalem.
Doprawdy wstyd, panie Borusewicz. Czy naprawdę warto być partyjnym stupajką i to pod koniec kariery?
Senatorowie PiS zbuntowali się przeciwko traktowaniu Senatu jako maszynki do głosowania. Słusznie.