Cóż, gdyby Władysław Bartoszewski był w PiS-ie, od razu usłyszelibyśmy o "nekrofilii" kandydata PO... Ale jest doradcą Tuska, a także członkiem komitetu poparcia Komorowskiego, więc zmilczał i siedzi, jak mysz pod miotłą.
A na marginesie: wolność słowa oznacza dziś w Polsce (i nie tylko w Polsce) wolność bredzenia. Z tej wolności Bartoszewski korzysta, dociskając pedał gazu na maksa. Chyba na zasadzie: "hulaj dusza, piekła nie ma". I trudno nie mieć w jego przypadku estetycznego niesmaku. A z tytułu jego książki "Warto być przyzwoitym" - w kontekście jego wypowiedzi o nekrofilii - można się tylko gorzko śmiać.
Dziś Komorowski w Muzeum Powstania Warszawskiego mówił o swoich zmarłych przodkach.