Kijów. Dzień pierwszy. Kijów wita temperaturą -9 stopni, ale tak naprawdę atmosfera jest gorąca: jutro wybory prezydenckie. Temperatura też minusowa, jak w Polsce - ale na tym porównania się kończą. Tutaj 5 lat temu przegrany kandydat na prezydenta tak się zezłościł, że dał w twarz swojemu szefowi sztabu. Wybił mu zęba. Teraz obaj kandydują.... W Polsce to jednak niemożliwe. W Polsce jednak - na tym tle - jest Wersal. Jest wojna na górze, ale nie ma mordobicia.
Tutejsza wojna na górze jest 1000 razy silniejsza i bardziej emocjonalna niż u zachodniego sąsiada Ukrainy - czyli u nas.
Zresztą nawet jej przejawy są identyczne. W Rzeczypospolitej mieliśmy "wojnę o samolot" (rządowy) - na Ukrainie również. Gdy premier Tymoszenko jechała pierwszy raz do Moskwy, na spotkanie z Putinem (już wówczas premierem), prezydent Juszczenko zapragnął nagle polecieć do Lwowa. To jeszcze nie był problem: na szczęście to państwo dysponuje dwoma rządowymi samolotami - identycznie jak Polska. Tyle że w trakcie lotu prezydenta do Lwowa okazało się, że ten samolot ma... awarię i musi wracać do Kijowa. Oczywiście, po przylocie Juszczenko... wziął drugi samolot. A więc z dwóch czynnych samolotów jeden był unieruchomiony, drugim leciał Juszczenko - a piękna Julia została na lodzie. Ponoć to przewidziała, bo poleciała do Moskwy... samolotem wcześniej wyczarterowanym.
Sama jej ówczesna kilkugodzinna (!) i bez świadków rozmowa z rosyjskim premierem przyniosła specyficzne rezultaty: z pośrednictwa gazem, sprowadzanym z Rosji, został wycięty... rodzony brat Juszczenki. Ale najgorsze nastąpiło potem: na wspólnej konferencji prasowej premierów Rosji i Ukrainy Putin obrażał Juszczenkę i kpił z niego mówiąc per "złodziejaszek", w kontekście samolotu... A piękna Julia milczała, tak, jakby premier Federacji Rosyjskiej nie obrażał jej kraju...
Dziś w Kijowie cisza wyborcza, którą - jak w Polsce - ogłoszono o północy z piątku na sobotę. Jutro wybory, a i tak rozstrzygnięcie nastąpi za trzy tygodnie (inaczej niż w Polsce - u nas trzeba czekać tylko dwa). Druga tura jest pewna. Dziś w sztabie Janukowycza mówiono mi, że spotkają się w niej w zasadzie na 100 % Janukowycz i jednak Tymoszenko, a nie miliarder Tihipko, który właśnie co dogonił ją w sondażach. "On będzie następnym prezydentem Ukrainy" - powiedział mi z uśmiechem jeden z parlamentarnych liderów Partii Regionów.
Wszystkie znaki na kijowskim niebie wskazują na Janukowycza. A ja przekornie myślę, że w Moskwie wcale się nie zmartwią z drugiej tury w składzie: Janukowycz-Tymoszenko. I że Zachód po cichu trzyma kciuki za - o paradoksie - Janukowycza, jako bardziej przewidywalnego i gwarantującego większą stabilność.