Ale to był tylko moment, a w zasadzie znacząco mniejszościowa opcja. Decyzja mogła być i była tylko jedna: na miejsce Kempy będzie Kempa, a na miejsce Wassermanna - Wassermann. A jeśli komuś się to nie podoba, to na miejsce Kempy może być Wassermann, a na jego z kolei miejsce - Kempa... I już. Basta. Dosyć. Zastępowanie ich innymi osobami, kimkolwiek, czy to byłby Mularczyk, Dudziński czy Macierewicz, mogłoby być wykorzystane przez partię Tuska jako nasza zgoda na stan faktyczny: że PO łamie prawo, wyrzuca poważnych i porządnych ludzi, gra na czas, opóźnia wyjaśnienie sprawy, zamiata ją pod dywan, rozwadnia, łeb ukręca. A na to nie może być nawet pozoru zgody. A więc: "no pasaran". Nawet jeśli to hasło kojarzone jest z Dolores Ibarruri, a nie Jarosławem Kaczyńskim.
W Prawie i Sprawiedliwości zastanawiano się przez moment, co zrobić w sytuacji, gdy ministrów rządu Jarosława Kaczyńskiego PO na chama, "na rympał" wyeliminowała z Komisji (Pro - jak się okazuje) Hazardowej.