Dla Platformy to takie kuglowanie rzeczami, które w gruncie rzeczy mają tylko jeden cel: odwrócić uwagę opinii publicznej od problemów tego rządu. Są one groźne dla Polski, ale też w samej PO grożą spadkiem w sondażach. Chodzi o to, aby wyborcy (i podatnicy!) nie zajmowali się zapaścią w służbie zdrowia, poronioną reformą edukacji, ministrem obrony, który w dni parzyste chce zwiększać kontyngent polski w Afganistanie, a w dni nieparzyste go zmniejszać, lecz zajęli się tzw. tematami zastępczymi.
Opinii publicznej podrzuca się kolejne głodne kawałki, z których każdy ma krótki żywot, albo jest tematem dyżurnym - to znaczy, że przy kolejnym kryzysie, kolejnej aferze, kolejnej nieporadności rządu wypłynie IPN, in vitro, albo inny potwór z Loch Ness.
Pytanie: Jak długo Polacy będą się na to nabierać? Jak długo pozwolą, aby Donald Tusk, na ich oczach, z ich przyzwoleniem robił polską opinię publiczną w konia? Ministrowie jego rządu są świetnymi bajarzami, ale takie "dobranocki dla dorosłych" (szkoda, że w znacznie gorszym stylu niż u "profesora mniemanologii stosowanej" Jana Tadeusza Stanisławskiego), ratując zapewne PO przed jazdą po równi pochyłej sondaży, nie rozwiązują żadnego - ale to kompletnie żadnego! - problemu Polski i Polaków.
Premier Tusk to niezły bajerant, ale od tego nie ubędzie bezrobotnych i nie zwiększy się ilość miejsc w bezpłatnych szpitalach. Dosyć tej ściemy!
PO proponuje zmniejszenie liczebności Sejmu i zlikwidowanie Senatu. PO proponuje zmianę ustawy o IPN. PO proponuje kontynuację debaty o zapłodnieniu in vitro. Ciekawe, że partia Tuska ma biegunkę pomysłów tylko wtedy, gdy akurat wybucha nowa afera, albo zaczyna pracę komisja, która ma badać inną aferę.