Ale tak w ogóle w polityce nie ma wakacji. Ministrowie dzielą się u nas na tych, którzy mogą jechać na urlop i takich, którzy jeszcze muszą być, a cała reszta, nawet jeśli gdzieś wyjeżdża, to o polityce myśli, kombinuje, analizuje, układa scenariusze, podkłada do nich personalia etc. Wakacje to także czas dla polityków z drugiego czy trzeciego szeregu. Część z nich nie wyjedzie z Warszawy, aby wykorzystać czas koniunktury medialnej: liderzy na wakacjach, a ktoś przecież w TV występować musi... To świetna okazja dla tzw. bekbenczerów, jakby ich nazwano w Izbie Gmin, czyli posłów z ostatnich rzędów.
U innych z kolei rodzi się zabawna pokusa medialnego "sprzedania" wakacyjnych pobytów gdzieś tam. Wynika to z uznania, że trzeba w mediach istnieć za wszelką cenę i cały czas. To złudne mniemanie - ale rzucać w takich polityków kamieniem nie będę, bo sam długi czas takiemu mitowi ulegałem i sam nie jestem tu "bez winy"...
Reasumując: wszystkim - "niepolitycznej" większości narodu, ale i politykom, tym razem ponad podziałami - życzę miłych wakacji. Także refleksji nad tym, co w życiu naprawdę ważne, a co często umyka - wiem to na własnym przykładzie - w codziennej gonitwie i "bieżączce". A umykać nie powinno, nie może. W końcu sam to zrozumiałem...
Piątek - dziś formalnie zaczynają się europarlamentarne wakacje. Potrwają do 24 sierpnia, a więc równo miesiąc. Dla mnie zaczynają się mało fortunnie, bo od poniedziałku czeka mnie szpital. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło: pobyt w takim miejscu zawsze uczy pokory, a ta w polityce przydaje się - na dłuższą metę - jak mało co.