Mroczne, mroźne i głodne

Święta 1939 rok oraz Nowy Rok były szczególnie trudne i smutne.
 
      Po przegranej wojnie Polacy znaleźli się pod okrutną niemiecką okupacją. Wiele rodzin straciło na wojnie swoich bliskich, tak wojskowych jak i cywili. Na ulicach Warszawy nie trudno było zauważyć, że miasto przetrwało długie oblężenie, podczas którego nie było oszczędzane. Ludzie zaczynali uczyć się nowego życia. Tak więc z jednej strony Polacy byli przygnębieni, ale z drugiej jednak ciągle tkwiła w nich nadzieja, że już na wiosnę Anglia z Francją ruszą na Niemcy i wojna skończy się równie szybko jak się zaczęła.
 
      W takich nastrojach przystępowano do pierwszych świąt bożonarodzeniowych pod okupacją. Jak podaje Władysław Bartoszewski: „Wigilię święcono przeważnie 23.XII,  gdyż 24.XII wypadł w niedzielę. Ze względu na obowiązującą wówczas godzinę policyjną Pasterki odbywały 25.XII we wczesnych godzinach rannych”.
 
      Święta były nie tylko smutne, ale bardzo głodne – żywność była na kartki, a racje były więcej niż skromne. Pogoda była bardzo mroźna, a brak opału powodował, iż mieszkaniach i domach było zimno.
 
      „Święta 1939 roku zapowiadają się bardzo biednie. – zapisał Andrzej Świętochowski, żołnierz ZWZ - Nie ma żywności i pieniędzy, ja moimi sankami zarabiam niewiele, ojciec dopiero wrócił z tułaczki. Na parę dni przed świętami, ktoś dzwoni do drzwi, otwieramy, a w drzwiach stoi, jak święty Mikołaj, starszy brat mojej mamy, wuj Staś Kowalski, w kożuchu, filcowych butach i futrzanej czapie na głowie. Okazuje się, że siostra mojej mamy, ciocia Zosia, wysłała go wraz z furmanem z Podębia, wozem pełnym prowiantu. Przebyli w czasie mrozu 80 kilometrów i na drugi dzień pojechali z powrotem. Mamy więc żywność, nawet o tym nie marzyliśmy, mama dzieli się ze znajomymi, którzy również są w biedzie i Święta wydają się dostatnie i spokojne”.
 
      Starano się pomagać sobie w ramach różnych organizacji, tak jak w przypadku Związku Aktorów Scen Polskich, który powołał „Ognisko Aktorów Polskich”, zajmujące się m.in. wydawaniem obiadów dla członków ZASP-u i ich rodzin. Już pierwszej zimy postanowiono przygotować wieczerzę wigilijną. W krótkim czasie zebrano zgłoszenia od około 150 osób, które chciały przyjść. Dla niektórych była to jedyna okazja aby zjeść coś ciepłego. Wszyscy mieli jednak wspólny cel - posiedzieć razem te kilka godzin, powspominać dawne czasy, poczuć się choć przez chwilę lepiej.
 
       W dniu 25 grudnia 1939 roku w polskiej audycji radia francuskiego Irena Eichlerówna wyrecytowała nieznany wówczas w kraju wiersz Antoniego Słonimskiego „Alarm”, napisany w końcu września 1939 roku w Paryżu. Końcowe fragmenty wiersza: „Ogłaszam alarm dla miasta Warszawy. Niech trwa!” – trafiły w sedno nastrojów mieszkańców stolicy, uznających obronę Warszawy we wrześniu 1939 roku za początek trwającej nadal walki o niepodległość Polski. Wkrótce utwór Słonimskiego zyskał niezwykłą popularność wśród mieszkańców okupowanego miasta.
 
      Od świąt obowiązywało nowe niemieckie rozporządzenie, zgodnie z którym przedni pomost w tramwajach został zarezerwowany „wyłącznie dla przejazdów wojskowych niemieckich i Obywateli Rzeszy (wsiadanie i wysiadanie z przodu”. Polacy mieli wsiadać i wysiadać przez tylni pomoc.
 
     W nocy z 26 na 27 grudnia niemiecki oddział 31 pułku Ordungspolizei rozstrzelał w Wawrze 106 mężczyzn w wieku 16-70 lat, wyciągniętych z mieszkań podczas obławy. Zbrodnia ta była odwetem za zabicie dwóch podoficerów niemieckich w miejscowej restauracji przez lokalnych pospolitych przestępców. Właściciela lokalu Antoniego Bartoszka Niemcy powiesili na drzwiach lokalu.
 
      Zbrodnia w Wawrze wywarła wielkie wrażenie wśród mieszkańców stolicy – uświadomiła im bowiem, iż „terror niemiecki dotyka ludzi bez rozróżnienia na „winnych” i „niewinnych” i że nikt nie jest wolny od groźby utraty życia”.
 
       W Nowy Rok był w Warszawie siarczysty, kilkunastostopniowy mróz. Artyści opery i operetki poznańskiej, wyrzuceni z Poznania, koncertowali tego dnia w kawiarni „Café Franscati” na pl. Trzech Krzyży, obok kina „Napoleon”. Z kolei chór Dana śpiewał w „Małej Ziemiańskiej” przy ul. Mazowieckiej.
 
      W związku z godziną policyjną warszawiacy siedzieli w domach przy świeczkach - z racji na obowiązujące zaciemnienie - i rozmawiali – przede wszystkim o tym kiedy nastąpi koniec tego koszmaru……..
 
      Ponure nastroje starano się rozwiewać żartami. Niektóre z nich powstały nawet w formie kolęd:
Dzisiaj w Warszawie, dzisiaj w Warszawie wesoła nowina,
Tysiąc bombowców, tysiąc bombowców leci do Berlina...”

 
      Na wieść o aresztowaniu przez Niemców prezydenta Starzyńskiego, warszawscy kolędnicy skomentowali to od razu:
Zabraliście Starzyńskiego.
Warszawskiego prezydenta.
My Hitlera w drugie święta!”

 
 
Wybrana literatura:
 
W. Bartoszewski - 1859 dni Warszawy
Z. Koczanowski  - Okupacyjna Wigilia aktorów polskich
A. Świętochowski -  Pamiętnik warszawskiego chłopaka
 
 
 
 
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika jawsiowy

31-12-2019 [00:29] - jawsiowy | Link:

 Wesołego Po Swiętach, szanowny Panie Godziemba!  Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!
Nawiązując do zapisków p. Andrzeja Świętochowskiego - okupacja niemiecka, terror, zima, godzina policyjna - i 80 kilometrów wozem konnym  wyładowanym prowiantem  ???

Tak dla porównania: rok 1981, przed  świętami, zima . Wybrałem się do moich rodziców na wieś po prowiant- rowerem, ok 10 kilometrów. Gospodarstwo mieli, zabili  świnkę przed świętami, no to chcieli coś tam synowi i jego młodej rodzinie  (2 dzieci  już wtedy ) - dać. Wracałem już wieczorem - ciemnawo się robiło i masz- milicja, patrol mnie zatrzymuje. Dowód pokazać, skąd, dokąd , po co, co tam masz,  itp.
Lżejszy o jakieś dwa kilo kiełbaski dojechałem do domu. 

I tak dla porównania: co by było gdyby. Dzisiaj ,Ojczyzna co prawda  wolna, ale jak by się trafił jakiś  stan wyjątkowy, godzina policyjna ogłoszona z jakiegoś tam powodu...
...po pierwsze- nie mógłby mi ojciec dać mięsa , bo nie mógłby zabić świniaka na potrzeby swoje i bliskiej rodziny- zbrodnia to niesłychana jest..
...po drugie- gdyby mnie policja ojczyzny wolnej z taka kontrabandą zatrzymała- no to areszt,  przesłuchania, prokurator, sąd , kary przykładnie surowe 
... po trzecie - nie wiem czy bym podczas kontroli nie rzucił się na dziesięciu policjantów z nożem do obierania ziemniaków i oni nie  musieli by użyć broni ?

Dobrze, że w owym ponurym czasie - przed Świętami Bożego Narodzenia w 1981 roku - nie obowiązywały niektóre dzisiejsze prawa i zwyczaje.