„Iron Lady” - M. H. Roberts

Właśnie mija druga rocznica śmierci „Żelaznej Damy” czyli Margaret Hildy Thatcher z domu Roberts. Była najdłużej urzędującym premierem Jej Królewskiej Mości w całym XX wieku. Jako druga po lordzie Liverpool (premier w latach 1812-1827) najdłużej piastowała urząd szefa rządu. Była też autorem słów: „Problem z socjalizmem polega na tym, że ostatecznie kończą ci się cudze pieniądze.”

Chcę o niej dzisiaj napisać, bo w stanie wojennym dla wielu z nas była jednym z dwóch idoli, gdy chodzi o zagranicznych polityków. Tym drugim był oczywiście Ronald Reagan. Ceniliśmy ją, m.in. za te jej słowa: „Muszę powiedzieć, że mamy do czynienia z zastąpieniem rządów prawa przez rządy motłochu.” Hm, to żadna aluzja, a skąd...

Ta córka sklepikarza i pastora kościoła metodystów z hrabstwa Lincoln, wychowana w kulcie pracy, pasję do polityki odziedziczyła po ojcu, miejscowym radnym. Skończyła chemię na Oksfordzie (drugi wynik na roku) ‒ w przeciwieństwie do Francoisa Hollande'a, który w prestiżowej francuskiej ENA był na swoim roczniku ostatni! Ale potrafiła, po kilku latach, zupełnie się przebranżowić i zostać… adwokatem. Zgodnie zresztą ze swoją maksymą „im więcej wkładasz do swojego życia, tym więcej zyskujesz.”

Była uparta: kilkakrotnie startowała w wyborach do parlamentu, poczynając od 1950 roku, aby w końcu zdobyć mandat w 1959 roku w wieku 34 lat. Ciekawostką jest, że w pierwszej kadencji złamała dyscyplinę partyjną: wbrew torysom głosowała za... przywróceniem kary chłosty. W sferze obyczajowej była, o czym dziś mało się mówi, na lewym skrzydle swojej partii: głosowała za dekryminalizacją kontaktów homoseksualnych (choć później, w 1986 roku powiedziała: „dzieci, którym powinno się wpajać tradycyjne wartości są zamiast tego nauczane, że mają niezbywalne prawo do bycia gejem”), chciała także legalizacji tzw. aborcji, ale jednocześnie, o dziwo, była przeciwna... ułatwieniom w procedurze rozwodowej. Była też przeciwnikiem zniesienia kary śmierci.

Opozycja z krajów zdominowanych przez Moskwę szanowała ją za bezkompromisowy stosunek do komunizmu: „system przygotowany przez Mao Tse-tunga oraz jego współtowarzyszy był mimo wszystko najbardziej znaną tyranią na świecie, którą świat poznał” oraz Moskwy: „Rosjanie dążą do osiągnięcia światowej dominacji i szybko zdobywają kolejne środki do tego, aby stać się najpotężniejszym narodem, jakiego świat nie widział. Ludzie z sowieckiego politbiura nie muszą się martwić o takie rzeczy, jak brak społecznego zaufania. Oni stawiają na hasło: armaty zamiast masła, podczas gdy my stawiamy wszystko przed armatami.”

Thatcher była sprawnym partyjnym graczem. Gdy sześć lat po jej wejściu do House of Common konserwatyści stracili władzę i torysi wybierali nowego lidera, poparła późniejszego zwycięzcę i premiera Edwarda Heatha, za co dostała stanowisko rzecznika ds. budownictwa mieszkaniowego, aby po kolejnych pięciu latach być już ministrem edukacji w jego rządzie. Kontrowersyjnym ministrem. Z jednej strony żaden minister przed nią nie otworzył tylu szkół co ona, a z drugiej zlikwidowała dofinansowanie bezpłatnego mleka w szkołach, przez co mówiono: „Mrs Thatcher the milk snatcher” (Pani Thatcher złodziejka mleka). Ale tak, jak 30 lat później w RFN Angela Merkel zdradziła swojego promotora Helmuta Kohla, tak po porażce torysów w 1974 roku Thatcher zdradziła Heatha i wystawiła swoją kandydaturę na szefa partii, niespodziewanie wygrywając.

Brytyjczycy kochali ją za patriotyzm: „Nie mogę znieść widoku upadającej Brytanii. Po prostu nie mogę znieść.” Mówiła też, w kontekście Falklandów, a więc wojny z Argentyną, która przyniosła odrodzenie brytyjskiej dumy narodowej i wywindowała „Żelazną Damę” na szczyty jej popularności: „Pokazują nam, że naród umarł. Ale mimo tego znaleźliśmy nową pewność siebie, urodzoną w gospodarczych bataliach w kraju i przetestowaną i odnalezioną 8 tysięcy mil stąd”.

Spotkałem panią Thatcher dwa razy. Nie była już wtedy premierem. Raz w Warszawie w połowie lat 1990 poświęciła kilku młodym politykom konserwatywnym, w tym mnie około 1,5 godziny. Potem jeszcze na zjeździe torysów jesienią 1997 roku, tuż przed objęciem przeze mnie funkcji ministra do spraw europejskich i tuż po największej klęsce Partii Konserwatywnej ‒ pod wodzą Johna Majora ‒ w wyborach w całym XX wieku.

„Iron Lady” będzie dla mnie i wielu z tych, którzy ją osobiście poznali ważnym punktem odniesienia.

*felieton ukazał się w kwietniowym numerze „Nowego Państwa” (w stałej rubryce „Czarnecko to widzę...”)

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Jabe

07-04-2015 [18:27] - Jabe | Link:

No i jak Pan wygląda, panie Czarnecki, gdy się porówna z tym punktem odniesienia?

Obrazek użytkownika Seryjny-Samobójca

08-04-2015 [18:27] - Seryjny-Samobójca | Link:

Pani Thatcher to faktycznie była żelazna babka, z tym, że czy Brytyjczycy ją tak kochali to bym polemizował. Mają do niej skrajne odczucia od uwielbienia po nienawiśc głównie przez byłych górników i klasę najniższą, robotniczą. I tak Panie Ryszardzie nie ocieplałbym się w cieple Pani Thatcher bo to była osoba PRACOWITA o ideałach prawdziwie prawicowych a nie socjalistycznych jak Pańskie poglądy i pańskiej partii.