Ile państwa? Dużo!

Można oczywiście dywagować, jak robią to fundamentaliści-liberałowie, że nadmierna rola państwa w gospodarce doprowadziła do obecnego kryzysu. Teza to skrajnie ryzykowna. Jeśli już, to prędzej w czasach tzw. Wielkiego Kryzysu (1929-1933) - ale też to kontrowersyjna hipoteza (ostatnio upierał się przy niej w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" Leszek Balcerowicz). Ale nikt, nawet liberalni ultrasi, nie zaneguje, że obecnie to instytucja państwa zdaje się być jedynym warunkiem wyjścia, z czasem, z kryzysu - bo już nie jego zapobieżeniu.

Na naszych oczach interweniują państwa tak różne, jak USA z jednej strony, ale - z drugiej - z definicji i z tradycji interwencjonistyczne Francja i Niemcy. Ba, oaza europejskiego wolnego rynku Wielka Brytania wprowadza ostry plan awaryjny, angażując państwowe środki i mechanizmy. Cała Unia śpiewa w interwencjonistycznym chórze, a jeśli plan Sarkozy'ego krytykuje Berlin, to nie ze względów merytorycznych, tylko z powodów prestiżowej rywalizacji o polityczne przywództwo w Europie. Największe problemy są tam, gdzie państwo jest słabe - Islandia. Węgry ratowane są przez Unię (choć jakoś nie należą do strefy euro... - to à propos "specjalistów", udowadniających nam za wszelką cenę, że tylko będąc w "eurolandzie" możemy liczyć na pomoc).

Wniosek jest prosty: w XXI wieku państwo jest potrzebne nie tylko do prowadzenia polityki zagranicznej i łapania przestępców. Także do prowadzenia rozsądnej polityki gospodarczej. Czasem nawet musi być w ekonomii narodowej "strażą pożarną". Oby rzadko. Ale dobrze, że... jest.

(tekst ten ukazał się w najnowszym wydaniu tygodnika “Gazeta Finansowa”)

Tytułowe pytanie i tytułowa odpowiedź dotyczy oczywiście roli państwa w sytuacji kryzysu. Obecny kryzys - a w zasadzie tylko jego nieśmiały początek (będzie jak u Alfreda Hitchcocka: trzęsienie ziemi, a potem jeszcze większy dramat...) - pokazuje, że nie tyle wspaniały system bankowy czy gwarancji kredytowych czy jeszcze 100 innych instrumentów finansowych, ale właśnie państwo jest jedynym ratunkiem. Gdy płonie ekonomiczny las, banki wyciągają rękę do państwa. Jakoś nie zdają się na "niewidzialną rękę rynku". To fakt. Z faktami się nie dyskutuje.