Prorok Donald i ukraiński szalej

                                                                                         ***

 

Chorobę wściekłych krów odnotowano wczoraj na Ukrainie. A ściślej jej syndromy wystąpiły w ukraińskiej elicie politycznej. Minister ds.młodzieży, rodziny i sportu tego kraju najwyraźniej oszalał i zażądał, ni mniej ni więcej, wyjaśnień od strony polskiej w kontekście organizacji EURO 2012 nie z Ukrainą, ale z Niemcami. Szaleju się chyba, chłopina, objadł. A może po prostu wyraża tzw. ukraińskie standardy w tym względzie. Tyle że one są radzieckie, a nie europejskie. Członkowi rządu Ukrainy nie mieści się widać w głowie, że po sąsiedzku, w Polsce istnieją niezależne stowarzyszenia i organizacje społeczne. Władze RP nimi nie kierują. Może analogiczne organizacje na Ukrainie są "pasem transmisyjnym" rządu, ale w Polsce taki numer nie przejdzie. Jeżeli więc nowy prezes PZPN bąknie coś o ewentualnej "zamianie" Kijowa na Berlin (szybko zresztą tę mało szczęśliwą wypowiedź sprostował) przy EURO 2012 to na pewno za to nie powinien bić się w piersi polski rząd.

 

Ukraiński minister może sobie "żądać wyjaśnień" od swoich urzędników, a nie od polskich władz. Ewentualnie może oczekiwać wyjaśnień, ale od swojego prezydenta i swojej premier, których polityczne awantury (przy nich spory Kaczyński - Tusk to mały pikuś) oddalają Ukrainę od Unii Europejskiej konsekwentnie i systematycznie.

 

A swoją drogą: to wszystko powinien w rozmowie telefonicznej powiedzieć członkowi rządu Ukrainy polski minister sportu. Rozmowa była. Drzewiecki wybąkał, że "rozumie zaniepokojenie strony ukraińskiej". Szkoda. Dla wewnętrznych porachunków politycznych w Polsce polityk PO poświęcił zasadę, że od partnerów zewnętrznych należy domagać się szacunku dla naszego kraju. Jak bowiem mają nas szanować, jeżeli my sami, nasi ministrowie nie mają szacunku dla własnego kraju i pozwalają na bezkarne, nieuprawnione ingerencje innych rządów w nasze sprawy? To błąd Drzewieckiego.

 

                ***

 

Dziś Święto Wszystkich Świętych. Z Ojcem na Powązkach na grobie Mamy, Babci Czarneckiej, Dziadka Zbijewskiego oraz  Dziadków Bielińskich (jeden zginął w czasie drugiej wojny w partyzantce, jako kapitan AK ps. "Ostrowski", drugi wcześniej w Jerozolimie). Specyficzne święto Polaków... Jak zwykle, sporo znajomych twarzy w tłumie. Ojciec spotyka trochę znajomych ze środowiska artystycznego, kwestujących na rzecz Starych Powązek. Wspominają filmy, sztuki, premiery sprzed ponad 50 lat, czyli sprzed mojego urodzenia... Czas szybko płynie

 

 

                                                                                         ***

 

Katolicka Agencja Informacyjna tradycyjnie zaproponowała mi udział w swojej ankiecie, tym razem poświęconej stanowisku Parlamentu Europejskiego wobec propozycji Komisji Europejskiej dotyczącej ujednolicenia procedur rozwodowych.

 

Oto pytania KAI i moje odpowiedzi:

 

"KAI: Dotychczas nie ma ogólnounijnej definicji "rodziny" i "małżeństwa". Czy taka definicja jest potrzebna i jaka mogłaby ona być?

 

Szkoda, że wciąż nie ma europejskiej definicji "rodziny" i "małżeństwa". Nie mam jednak złudzeń, że taka definicja może być obecnie przyjęta - na przeszkodzie stoi bardzo hałaśliwa propaganda mniejszości homoseksualnych, które obawiają się, że zdefiniowanie małżeństwa jako naturalnego związku małżeństwa kobiety i mężczyzny uderzy w interesy gejów i lesbijek. A tak właśnie definicja jest pożądana i oczywista.

 

KAI: Czy jest potrzebna, a jeśli tak, to jaka harmonizacja unijna w sprawie rozwodów?

 

Unijna harmonizacja dotycząca rozwodów może być wylaniem dziecka z kąpielą. Autentyczne problemy małżeństw mieszanych, np. polsko-niemieckich, gdzie jedno z małżonków wykorzystuje choćby prawo RFN do szybkiego rozwodu, który może być ekonomiczną dyskryminacją współmałżonka - nie mogą być pretekstem do ulegania tzw. "pędu do sądu" (dosłowne określenie z raportu). W morzu minusów jest jeden istotny plus tego sprawozdania: zwiększenie możliwości rozwodu w przypadku małżeństw z Arabami (według prawa krajów islamskich uzyskanie takiego rozwodu jest więcej niż trudne).

 

KAI: Czy Polska powinna poprzeć taką harmonizację?

 

Skoro kilka krajów UE nie poparło harmonizacji, a wręcz przeciwnie: Wielka Brytania (mimo że rządzi tam lewica) oraz Irlandia, Holandia i Szwecja nie widzę żadnych powodów, aby Polska miała taką harmonizację poprzeć. Z cała pewnością nie uczyni tego jeszcze co najmniej kilka innych krajów Unii.

 

KAI: Co sądzi Pan o inicjatywie grupy europosłów w prawie uznawania związków partnerskich w innych krajach UE?

 

To zły pomysł. To faktyczne naruszanie suwerenności poszczególnych państw członkowskich w sprawach moralnych i obyczajowych. To kolejny sygnał, że mniejszościowe, ale dobrze zorganizowane, hałaśliwe i wspierane przez część mediów grupy nacisku chcą zburzyć dotychczasowy, europejski konsensus w tym obszarze, który zilustrować można znanym polskim powiedzeniem: "Wolnoć Tomku w swoim domku". Sytuacja, w której następuje zewnętrzny zamach na ustawodawstwo suwerennych krajów członkowskich Unii jest niedopuszczalna i należy przeciwko niej stanowczo zaprotestować.

 

Powiedzmy jednak wprost, że autorom tej inicjatywy chodzi bardziej - póki co - o propagandowy wydźwięk niż o zmianę ustawodawstwa, które nie są jeszcze realne."

 

 

 

 

 

Światowy kryzys już nie puka, a łomocze do polskich drzwi. I jak tu nie widzieć w premierze Tusku proroka Donalda, skoro w kampanii wyborczej w zeszłym roku kandydatom PO przygrywał znany zespół o nazwie, nomen-omen... Brygada Kryzys!