"Sprawa Dorna" - paliwo dla PO?

                                                                                   ***

 

Bajarze-liberałowie karmią nas bajeczkami o "niewidzialnej ręce rynku" i państwie, które - niczym Poncjusz Piłat (to już moje określenie) - umywa ręce, gdy chodzi o gospodarkę. Tymczasem USA w czasie obecnego kryzysu pokazały, że praktyka jest zupełnie inna. O tym traktuje mój tekst opublikowany w ostatnim numerze tygodnika "Gazeta Finansowa" (ukazał się dziś), pod znamiennym tytułem "Rząd USA nie jest nocnym stróżem".

 

A oto treść artykułu:

 

"To, co stało się ostatnio w USA jest optymistyczne. Oczywiście, nie chodzi o kryzys na rynkach finansowych, lecz o szybką, stanowczą i skuteczną reakcję amerykańskiego rządu. Republikańska, a więc prawicowa administracja podjęła się bezpośredniej ingerencji rządowej w gospodarkę rynkową. I dobrze! Oto bowiem pragmatyczny minister, oczywiście, za zgodą prezydenta Busha pokazał, że nawet w Ameryce wolny rynek nie jest bożkiem, któremu na ołtarzu państwo powinno składać losy firm i miejsca pracy tysięcy ludzi.

 

Na naszych oczach runął - na szczęście - mit liberalnej Ameryki, gdzie państwo, niczym Poncjusz Piłat umywa ręce, nie biorąc odpowiedzialności za bezpieczeństwo gospodarcze przedsiębiorstw i pracowników. Jest odwrotnie. I to nie tylko od wielkiego dzwonu, w czasach kryzysu, który mógł zakończyć się jak Wielki Kryzys na przełomie lat 20. i 30. XX wieku. To normalne, że kolejne, amerykańskie rządy wspierają farmerów, czyniąc ich bardziej konkurencyjnymi (zwłaszcza w zakresie eksportu) od rolników europejskich. To oczywiste, że amerykańscy ambasadorzy uporczywie zabiegają o interesy firm USA, gdziekolwiek pełnią swoja misje.

 

Bo Stany Zjednoczone są przykładem liberalizmu pojmowanego raczej jako konkurencja wewnętrzna. Ten liberalizm ulatnia się niczym kamfora, gdy w grę wchodzi amerykański interes ekonomiczny w wymiarze międzynarodowym. Z całą pewnością bankructwo czołowych, amerykańskich firm było zagrożeniem dla pozycji Waszyngtonu na mapie ekonomicznej świata. A amerykański rząd nie może i nie chce być "nocnym stróżem" z liberalnych czytanek.

 

Uwagi te dedykuję liberałom rodzimego chowu, którzy ścigają się w dolepianiu łatek "lewicowości", tym wszystkim politykom i ugrupowaniom, które nie uważają uzasadnionej ingerencji państwa za grzech pierworodny. W tym zakresie ostatni amerykański przykład jest doprawdy pouczający. Oczywiście dla tych, którzy na gospodarkę nie chcą patrzeć przez ideologiczne okulary."

 

 

                                                                                    ***

 

Dziś w Parlamencie Europejskim mówią o pakiecie socjalnym przygotowanym przez Komisję Europejską, a konkretnie o jednym z projektów legislacyjnych - tym mówiącym o transgranicznym ruchu usług medycznych, czyli możliwości leczenia się zagranicą, ale w ramach UE. Oto tekst mojego przemówienia:

 

" (…) Szkoda, że nie mieliśmy okazji mówić o tym na ostatniej sesji, gdy dyskutowaliśmy pozostałe dwie propozycje legislacyjne pakietu socjalnego. Ale - jak głosi tytuł amerykańskiego filmu - "Lepiej późno niż później".

 

Cieszymy się, że propozycje Komisji są efektem swoistego nacisku ze strony Parlamentu. Jeśli Europa ma być Europą bez granic to przede wszystkim w zakresie opieki zdrowotnej. Zagwarantowanie tego obywatelom naszych krajów członkowskich będzie pokazaniem realnego działania na rzecz europejskich podatników i wyborców. Bo przeciętnego Polaka, ale też Anglika, Cypryjczyka czy Węgra bardziej od Traktatu Lizbońskiego interesuje to czy będzie mógł leczyć się zagranicą w czasie urlopu, albo nawet i wyjechać specjalnie, aby się leczyć w wysoko specjalizowanym szpitalu.

 

Działania w tym kierunku mogą rzeczywiście zwiększyć i realną opiekę lekarską dla cudzoziemców, ale też zwiększyć autorytet Unii jako takiej - autorytet roztrwaniany na ideologiczne debaty oraz narzucanie obywatelom rozwiązań instytucjonalnych, których nie chcą."

 

 

                                                                                   ***

 

Moje drugie wystąpienie dnia dzisiejszego dotyczyło bilansu reform szkol europejskich (od przedszkola do matury). Oto jego końcowy fragment:

 

"(…) Nasze, jako Parlamentu Europejskiego, zainteresowanie tym tematem jest oczywiste skoro Unia Europejska finansuje ponad 50 % ogólnego budżetu tychże szkół.

 

Konkluzja jest oczywista: ich upowszechnienie nie może odbywać się kosztem jakości nauczania oraz zbyt dużej liczby dzieci i młodzieży w klasie."

Politycy PO (np. Jarosław Gowin) wolą mówić o "sprawie Dorna" niż o braku obiecanych autostrad, "drugiej Irlandii" i 100 innych bajerach, obiecankach-cacankach Platformy z kampanii wyborczej przed plebiscytem "anty-PiS" AD 2008.

 

Tylko, że na tym paliwie długo nie pojadą.