Marcinkiewicz, Sarkozy, Alzheimer i europarlament

No, to Marcinkiewicz bankierem pełną gębą. Amerykańską gębą…

 

                                                                                          ***

Prezydent Francji Nicolas Paul Stéphane Sárkozy de Nagy-Bocsa zaszczycił swoją obecnością sesję Parlamentu Europejskiego w Strasburgu. Wracał ze szczytu G-8 i chciał przyjechać w czwartek po południu, ale na szczęście wytłumaczono mu, że wówczas na sali plenarnej słuchałaby go jedynie garstka posłów - eurodeputowani w swej znaczącej większości ewakuują się w czwartek ok. 13.

 

Wszyscy goście PE przemawiają zza specjalnej, dość wysokiej mównicy, ustawionej poniżej fotela przewodniczącego europarlamentu, na środku sali, po prawej mając ławy Komisji Europejskiej, a po lewej aktualnej Prezydencji UE. Ale "Sarko" złamał tę regułę. Nic dziwnego. Sarkozy jest tak dramatycznie niski (coś jak Napoleon), że zza wysokiej mównicy PE niemal nie byłoby go widać. Stąd przemawiał zza specjalnego pulpitu przy ławach delegacji francuskiej (Francuzi będą je zajmować przez najbliższe pół roku). Ale też dzięki temu kamery telewizyjne skierowane na Sarkozy'ego jako jego tło miały francuskich polityków, a nie niemieckiego szefa PE.

 

Gdy Sarkozy wypowiadał w czasie swojego wystąpienia tyradę przeciw protekcjonizmowi w gospodarce przypomniał mi się film USA, zatytułowany "I kto to mówi?".

 

"Sarko", otwartym tekstem, wręcz bezczelnie stwierdził, że UE zrobiła błąd, bo najpierw trzeba było dokonać reformy Unii i nadać jej ostateczny (w domyśle - federalny) kształt, a dopiero potem dokonać rozszerzenia o 10 państw. To zupełnie niesłychane stwierdzenie! Prezydent Francji stwierdził ni mniej, ni więcej, że tylko "stara" Unia powinna decydować o tym, jaka powinna być UE, a "nowa" Unia tylko komplikuje życie "starej 15". Była to łagodniejsza, bardziej elegancka formuła tego, co powiedział jego poprzednik Jacques Chirac: "Powinniście siedzieć cicho".

 

Sarkozy, w porównaniu z przemówieniem Tony Blaira przed 3 laty, delikatnie mówiąc, nie porwał. Klaskano mu z rzadka i oszczędnie. Jeden z liderów niemieckiej CDU w PE Elmar Brok nawet zasnął w trakcie wystąpienia prezydenta Francji ("śpi jak zabity"! - szepnął do mnie z podziwem mój sąsiad, eurodeputowany Marcin Libicki). Sarko to dobry mówca, ale "chemii" z eurodeputowanymi nie złapał.

 

W czasie wystąpienia Sarkozy'ego klaskałem tylko raz, gdy mówił o polityce rolnej: niedługo będziemy mieć 9 mld ludzi, z czego 800 milionów będzie głodować, co 6 sekund na świecie z głodu umiera dziecko - w tej sytuacji nie możemy zmniejszać produkcji w rolnictwie… Słusznie: to jest teza w interesie i Francji i Polski.

 

"Sarko" popełnił też jeden lapsus językowy: powiedział, że "choroba Alzheimera dotyczy wszystkich". Sala zareagowała śmiechem, lider Zielonych Cohn-Bendit zaczął docinać francuskiemu prezydentowi. Sarkozy wykazał znakomity refleks: "Pan jest taki młody, panie Cohn-Bendit - nie myślałem o panu!"

 

Francuski prezydent wyraził opinię, że prezydent Polski dotrzyma słowa i ratyfikuje Traktat Lizboński, ale jakoś dziwnie nie wspomniał o prezydentach Czech, Niemiec, Finlandii czy premierach Danii i Szwecji - krajów, które też wciąż nie ratyfikowały Traktatu.

 

Sarkozy nie byłby sobą, gdyby w ferworze polemicznym nie zaczął ostro polemizować z politykami niemieckimi: Schulzem i Cohn-Benditem, wprost stwierdzając, że reprezentują oni niemieckie interesy myślą, np. tylko o niemieckim przemyśle i nie mogą narzucać niemieckich rozwiązań Francji czy całej Europie. I to akurat u Sarko było miłe.

 

Podsumowując: jestem zawiedziony, bo po Sarkozy spodziewałem się więcej.

 

                                                                                          ***

 

Na dzisiejszej sesji PE wystąpiłem 3-krotnie w tradycyjnej debacie nt. praw człowieka na świecie. Mówiłem o sytuacji w Bangladeszu i Kaszmirze oraz Troy Davis'a skazanego na karę śmierci w USA. Oto fragmenty mojego wystąpienia w sprawie najbiedniejszego kraju na świecie, czyli Bangladeszu:

 

"(…) Sytuacja w Bangladeszu jest bardzo poważna od zawsze, ale szczególnie od półtora roku, od momentu, gdy wprowadzono tam stan wyjątkowy - w jego efekcie np. zwiększono ilość wyroków śmierci. A ponad 300 tysięcy zostało aresztowanych, przy czym szereg osób torturowano. Problem w tym, że represje nie słabną. Półtora miesiąca temu aresztowano ponad 12 tysięcy osób. To wszystko dzieje się w dramatycznym kontekście ekonomicznym: o 1/3 wzrosły ceny ryżu i innych podstawowych produktów żywnościowych. Do tego wszystkiego dochodzi prawdopodobny, olbrzymi exodus - do 25 milionów (!) w ciągu najbliższych 40 lat, spowodowany bardzo prawdopodobnymi powodziami, które będą wynikiem podnoszenia się wody w Zatoce Bengalskiej."

 

Prezydent Francji Nicolas Paul Stéphane Sárkozy de Nagy-Bocsa zaszczycił swoją obecnością sesję Parlamentu Europejskiego w Strasburgu. Wracał ze szczytu G-8 i chciał przyjechać w czwartek po południu, ale na szczęście wytłumaczono mu, że wówczas na sali plenarnej słuchałaby go jedynie garstka posłów - eurodeputowani w swej znaczącej większości ewakuują się w czwartek ok. 13.