Problemem UE, jest dziś ona sama!

Polska powinna wychodzić z inicjatywami, pomysłami, planami. Tymczasem rząd nie ma żadnej strategii ani koncepcji, którą można by przekuć na realne działania – mówi były europoseł PiS Ryszard Czarnecki w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl.
DoRzeczy.pl: Za nami szczyt Unia–Ukraina. Czy padły na nim jakieś konkretne deklaracje? Czy też to tylko pozorowane działania?
Ryszard Czarnecki: Jak zwykle mamy do czynienia z litanią pobożnych życzeń, wishful thinking, lamentami i zwróceniem się w kierunku Ameryki, która – według Europy – powinna dawać pieniądze, bronić, wysyłać uzbrojenie, a jednocześnie była do tej pory wygodnym obiektem krytyki. Natomiast Europa, która chce widzieć siebie jako przebudzonego olbrzyma, jest – jeśli już – olbrzymem z pustymi kieszeniami. I to jest problem.
UE nie ma pieniędzy?
Unia Europejska jako całość jest w olbrzymim kryzysie finansowym. Nie mówię tu nawet o wszystkich 27 krajach członkowskich. Nie dość, że dwa główne motory integracji europejskiej – Niemcy i Francja – znajdują się w głębokim kryzysie gospodarczym, to jeszcze sama Unia jest zadłużona po uszy. Warto zauważyć, że ostatnia pomoc dla Ukrainy w większości – bo aż w dwóch trzecich – była pożyczką, którą Unia zaciągnęła i którą będzie musiała spłacić. Środki te poszły na wynagrodzenia dla nauczycieli, przedszkolanek, pracowników szpitali na Ukrainie itd. Problemem Unii Europejskiej nie jest dziś tylko Ukraina, czy Donald Trump, ale przede wszystkim ona sama. Mało kto zwrócił uwagę – a ci, którzy słyszeli, wolą zapomnieć – na wrześniowy raport Europejskiego Trybunału Obrachunkowego, czyli unijnego NIK-u. W raporcie stwierdzono, że w 2028 roku Unia stanie się bankrutem. Jak na to zareagował ówczesny unijny komisarz ds. budżetu, Austriak Johannes Hahn? Stwierdził jedynie, że "to bardziej skomplikowane". Nie zaprzeczył, tylko uznał, że sprawa jest złożona. To pokazuje, że mamy do czynienia z olbrzymem, który ma świadomość swojej wielkości, ale stoi na glinianych nogach. Jest skazany na współpracę z Ameryką, a tymczasem zamiast budować sojusz, Unia Europejska wymachuje nie pięściami, lecz raczej groźbami pod adresem nowej administracji amerykańskiej, co w praktyce oznacza autodestrukcję potencjalnego partnerstwa euroatlantyckiego.
Czy Polska, sprawując obecnie prezydencję w Radzie UE, wykorzystuje swoją szansę? Mam wrażenie, że Donald Tusk jedynie jeździ od szczytu do szczytu, jest zapraszany, bo wypada go zaprosić, ale nie ma zbyt wiele do powiedzenia.
Dla mnie, jako Polaka, to sytuacja wielkiego upokorzenia. Polska po raz drugi w historii sprawuje sześciomiesięczną prezydencję w Unii. To idealna okazja, by inicjować kluczowe debaty i zwoływać szczyty, ale robi to za nas Emmanuel Macron. Polska powinna wychodzić z inicjatywami, pomysłami, planami. Tymczasem rząd nie ma żadnej strategii ani koncepcji, którą można by przekuć na realne działania. To wyjątkowa sytuacja – formalnie kierujemy Unią, więc możemy działać nie tylko w interesie Polski, ale także w ramach unijnych mechanizmów. Niestety, ten rząd mógłby napisać podręcznik o tym, jak spektakularnie zmarnować szansę. To – mówiąc językiem teologicznym – wielki grzech zaniechania.
Co moglibyśmy zrobić lepiej?
Jestem po prostu wściekły, bo jako osoba od lat zajmująca się integracją europejską wiem, że prezydencja w Radzie UE to świetne narzędzie nie tylko do obrony interesów narodowych – przykład Węgier, które podczas swojej prezydencji forsowały strategię naddunajską, korzystną dla nich – ale także do narzucania Unii własnych rozwiązań i przedstawiania ich jako unijnych inicjatyw. Tymczasem obecny rząd nic nie robi. To jest absolutna kompromitacja. A jedynym bardziej „spektakularnym” wydarzeniem w czasie polskiej prezydencji było... rozdawanie pączków w tłusty czwartek. To po prostu żałosne. Polska nie jest firmą cateringową, tylko piątym co do wielkości krajem w Unii Europejskiej i powinna prowadzić politykę adekwatną do swojej pozycji. Przypomnę, że po Brexicie Polska stała się dla USA najważniejszym partnerem w Unii. Tymczasem obecny rząd dokonuje spektakularnego samounicestwienia polskiej pozycji na arenie międzynarodowej.
* Wywiad z redaktorem Łukaszem Zygadło ukazał się na portalu "DoRzeczy"