Pan Jan, pan Lucjan: polski futbol dziękuje !

Koniec listopada, początek grudnia-niebezpieczna dla wielkich piłkarzy pora ... W ciągu nieco ponad tygodnia pożegnaliśmy dwóch wybitnych polskich piłkarzy. Najpierw odszedł Jan Furtok, a potem Lucjan Brychczy. Ciekawe, że obaj pochodzili ze Śląska, tyle że Jan Furtok grał - gdy chodzi o naszą ligę -tylko tam (ponad 200 meczów w GKS Katowice) a „Kici” , jak nazywano Brychczego opuścił Górny Śląsk i od 20 roku życia grał wyłącznie w warszawskiej Legii (ponad 360 meczów!). Obaj byli wierni jednemu klubowi ,co za ich czasów częste nie było, a teraz jest już całkowitą rzadkością.       

Furtok dla reprezentacji strzelił 10 goli w 36 meczach. Brychczy natomiast 18 w 58 meczach. W lidze Furtok strzelił 88 bramek, a Brychczy niemal sto więcej , bo 182.  Trzeba jednak Janowi Furtokowi doliczyć 60 goli strzelonych w Bundeslidze - i w Polsce i w Niemczech był wicekrólem strzelców. Lucjan Brychczy natomiast nigdy nie wyjechał za granicę. Nie było w tym nic dziwnego, skoro grał w Centralnym Wojskowym Klubie Sportowym (CWKS) Legia. Był żołnierzem, a potem oficerem (skończył jako pułkownik), a więc o wyjeździe do zagranicznego klubu na Zachodzie mowy być nie mogło. Komuna miała swoje ograniczenia- dziś dla młodych ludzi brzmi to egzotycznie. I jeszcze jeden wspólny mianownik obu wybitnych napastników: po zakończeniu kariery zostalo trenerami ,ale trenowali wyłącznie „swoje” kluby czyli "Giekse: w przypadku Furtoka i Legie w przypadku Brychczego

Brychczy urodził się jeszcze w II Rzeczypospolitej, zresztą w tym samym roku co mój ojciec -1934 i przeżył kilka piłkarskich epok. Mógłby być śmiało ojcem Furtoka, który przyszedł na świat dziewięć i pół miesiąca przede mną - w marcu 1962 roku. 

Ciekawe, że dokładnie, co do dnia rocznica śmierci Furtoka będzie pokrywała się z rocznicą śmierci... Diego Maradony, uważanego za jednego z dwóch największych piłkarzy w dziejach futbolu ,obok Brazylijczyka Pele. Argentyńczyk i Polak zmarli 24 listopada tyle, że Maradona w 2020 roku a Furtok w 2024. Obaj byli zresztą napastnikami i obaj przeszli do historii także z powodu słynnego gola ręką: Maradona zrobił to w ćwierćfinale Mundialu w meczu z Anglią, a Furtok w spotkaniu z San Marino. Tę bramkę Furtoka, która zdecydowała o wymęczonym zwycięstwem nad europejskim futbolowym outsiderem zapamiętaliśmy bardziej niż tą, która strzelił nam na Wemblay Paul Scholes, która była jednym z jego trzech goli w meczu zakończonym wynikiem 3-1 (jedynego gola dla Biało-Czerwonych  zdobył nasz kapitan i późniejszy trenerami kadry -Jerzy Brzęczek, skądinąd wuj Kuby Błaszczykowskiego). Pamiętam ten mecz bardzo dobrze, bo byłem wtedy na "starym" Wembley...