Pusty fotel. Zaczęło się od Polski

Naiwnym entuzjastom ONZ-u warto polecić „Dzieje pustego fotela” Aleksandra Bregmana (Londyn, 1948), książkę która wyjaśnia wiele współczesnych minusów tej nowej ligi narodów. Zaciążyły one już na samym początku istnienia tej organizacji, a zrodziła je bezmyślna ustępliwość Zachodu wobec wujaszka Joe czyli Stalina. Wypada tylko zdradzić, co kryje się za tytułem książki. Dotyczy ona konferencji w San Francisco (w 1945 r.),  gdzie zawiązano Organizację Narodów Zjednoczonych. A pusty fotel był miejscem dla nieobecnej tam delegacji Polski! Jak mogło dojść do tak wielkiej historycznej niesprawiedliwości? Kraj, który stał się pierwszą ofiarą wojny w 1939 roku, ofiarą w dodatku dwóch agresji – niemieckiej i rosyjskiej – nie był reprezentowany w ONZ!

Skutki Jałty były niestety dalekosiężne. W perfidny sposób pominięto Polskę, ponieważ Anglia wraz USA (nasi wojenni sojusznicy) cofnęli poparcie dla rządu londyńskiego, a ZSRR domagał się przyjazdu do San Francisco „rządu” lubelskiego! Ustępstwa Zachodu nie mogły pójść tak daleko, podczas konferencji miejsce polskiej delegacji znaczył więc pusty fotel. Konferencja trwała aż 9 tygodni, wystarczająco długo, by Zachód zorientował się, o co naprawdę chodziło Rosjanom. Od początku konferencji wystąpienia Mołotowa, pełne cynicznej przewrotności, zdradzały intencje Kremla. A w ósmym dniu konferencji dowiedziano  się, że uprowadzonych (jeszcze w marcu) do Moskwy 16-tu przedstawicieli Polski Podziemnej wtrącono do więzienia. Podczas obiadu z Edenem oraz z amerykańskim przedstawicielem Stettinusem (3 maja) Mołotow, nie przerywając jedzenia, wspomniał niedbale, że 16-tu czeka proces. Był to policzek szczególnie wobec Edena, który na prośbę Stalina zdekonspirował nazwiska oraz adresy 16-tki, nabrany obietnicą rozmów Sowietów z delegatami Polski Podziemnej. Eden osobiście obiecywał ich chronić, zapewnił o tym rząd londyński. Tymczasem wywiedziony w pole przez Rosjan, był bezsilny.

Telegram polski do ONZ w sprawie uprowadzenia 16-tu pozostał też bez echa. Stettinus wraz z Edenem powiadomili konferencję o podstępnej akcji Sowietów dopiero 5 maja, podając przy tym oficjalne „wyjaśnienie” Mołotowa, że polskich przedstawicieli aresztowano za…”dywersyjną działalność przeciw Armii Czerwonej”!  Jedyną retorsją za ten jawny gwałt było przerwanie rozmów z Rosją na temat Polski, fotel pozostał jednak nadal pusty! Dyplomacja sowiecka dążyła wręcz do wyeliminowania sprawy polskiej w San Francisco, co jednak nie udało się, lecz zabrakło nam poparcia ze strony anglo-amerykańskiej. Bronili nas delegaci krajów nie mających tak wielkich wpływów jak premier Nowej Zelandii Frazer, czy minister Meksyku Padilla oraz minister Kolumbii Camargo. Wystąpienie tego ostatniego zawierało zdanie: „Polska, która była ofiarą dwóch inwazji, potrzebuje silnego, niepodleglego rządu”. Usłużny tłumacz, sterowany zapewne przez Anglo-Amerykanów płaszczących się przed Stalinem, opuścił je z całą beztroską. Pozostało atoli w tekście hiszpańskim przemowy ministra Camargo. A Masaryk (kontrolowany przez Rosjan) oświadczył jedynie nieśmiało, że krzesło polskie jest puste. Wprawdzie Mołotow w pięknych słowach przypomniał zasługi narodu polskiego w walce ze wspólnym nieprzyjacielem, ale uczynił to wyłącznie po to, by postulować przyjazd delegatów „rządu” lubelskiego!

Niesłychana sytuacja, konferencja w San Francisco toczyła się wręcz pod dyktando Rosji, która broniła ogólnych postanowień z Dumbarton Oaks oraz sekretnych z Jałty. Jej celem był taki kształt przyszłego ONZ-u, łącznie z prawem weta, aby mogła ona realizować swoje imperialne marzenia. Nie mogła dopuścić, by mechanizm ONZ-u stwarzał możliwość takich sankcji jak to stało się w roku 1940, gdy Liga Narodów w Genewie usunęła ZSRR z grona swych członków za inwazję Finlandii. Jawne pogwałcenie sprawy polskiej w San Francisco rzucało cień na narodziny ONZ-u, a – jak pisze A. Bregman, wytrawny przedwojenny publicysta polityczny – „maskarada taka była możliwa tylko ze względu na pasywność oraz tchórzostwo polityki anglosaskiej. Skoro USA z Anglią nie miały odwagi żądać zaproszenia prawowitego rządu polskiego, ani stanąć w obronie swego wiernego sojusznika, to dlaczego Mołotow miał się krępować?”. Koniec cytatu.

Taki był połóg ONZ-u, który szybko okazał się bezużyteczny już podczas kryzysu berlińskiego, a potem podczas wojny na półwyspie koreańskim, która toczyła się prawie pod dyktando Sowietów i Chin, a sekretarz generalny ONZ Trygve Lee – piętnujący komunistyczną agresję północnej Korei – został zmuszony przez Kreml do dymisji. Prawo weta nieraz służyło Moskwie w okresie zimnej wojny, nie tylko w okresie komunistycznej agresji na południowy Wietnam. Także w XXI wieku ONZ nie służy rozwiązywania sporów międzynarodowych. I nie daje oparcia słabszym w konfliktach z mocarstwami, a czego niedawnym dowodem była inwazja Rosji na Ukrainę, której ONZ nie potrafi zatrzymać, podobnie jak rozwiązać sprawy aneksji Krymu z 2014. ONZ było też bezradne podczas inwazji Rosji na Gruzję w 2008 oraz oderwania od niej dwóch gruzińskich prowincji. Szczyt NATO w Lizbonie wydał wprawdzie potem rezolucję, w której  domaga się od Rosji cofnięcia uznania niepodległości dla tych terytoriów, lecz władze Kremla ignorują ten apel.

Podobnie jak japońskie wezwania o zwrot kilku wysepek, zajętych przez Armię Czerwoną z końcem drugiej wojny światowej, albo Mołdawii oderwanej od Rumunii, mimo że w średniowieczu była ona częścią tego kraju. Mamy zatem w tym regionie Europy dwa państwa tego samego narodu, co przypomina casus Albanii i Kosowa, zamieszkałego dziś głównie przez Albańczyków, chociaż Kosowo było kiedyś historyczną kolebką Serbii. Kosowo jest raczej tworem Unii Europejskiej, choć odwołuje się do pewnych niejasnych zaleceń ONZ-u z r. 2007. Jako odwieczna prowincja serbska, Kosowo niewiele ma szans na ekonomiczną samodzielność, zwłaszcza w narastającym kryzysie finansowym w krajach UE. A rząd Brukseli nawet bez tego kryzysu nie byłby w stanie wyasygnować miliardów euro na utrzymanie proklamowanej republiki, której Serbia zresztą nie uznała. Władze UE uzyskały jednak precedens dla dzielenia państw europejskich, zaś lista separatystycznych dążeń jest długa: Siedmiogród, pogranicze słowacko-węgierskie, spór między Flamandami a Walonami w Belgii, Katalonia, Galicja, Baskonia, może Szkocja -- a u nas portal „Silesia” daje też sygnały.

Każdy z tych przypadków ma swoją specyfikę, a każdy region warzy inne piwo. I to jest jedynym plusem w tej plątaninie interesów, gdy tyle etnii marzy o swym fotelu w ONZ, organizacji całkowicie bezużytecznej i nie chroniącej praw narodów, ani praw człowieka tak skrupulatnie wymienionych w Karcie Praw, która jest nic nie znaczącym papierem. Innym dowodem bezkarności dyktatur jest Myanmar (Burma), gdzie wojskowy reżim ma wsparcie komunistycznych Chin i  Rosji. Reżim ten dopuszcza się masowych zbrodni podczas pacyfikacji kraju, gdy Burmańczycy w bronią w ręku walczą o demokrację. Bez walki padła już demokracja w Hong Kongu, Pekin chce przejąć Taiwan i zniszczyć tam demokrację, a północna Korea zamierza narzucić totalitarny system południowej Korei. A Rosja chce uczynić to samo z Ukrainą.

I tak powoli rozszerza się strefa reżimów despotycznych, a ONZ nie potrafi temu zapobiec, gdyż werbalne potępienie inwazji czy ludobójstw nie wystarczy, aby zatrzymać proces destrukcji demokracji w wielu krajach świata (także np. w Wenezueli, nadal na Kubie). ONZ niestety nie jest tworem dla skutecznej obrony demokracji czy praw człowieka, co udowodniła długa epoka zimnej wojny. A dziś pokazały to inwazje postkomunistycznej Rosji na byłe republiki ZSRR albo ekspansja komunistycznych Chin na kraje leżące w ich zasięgu.

ONZ nie spełnia swoich podstawowych założeń, przyjętych w akcie fundacji z r. 1945, przeciwnie i paradoksalnie sprzyja powolnej ekspansji totalitaryzmu i uśmiercaniu demokracji na planecie. W istocie to oba mocarstwa totalitarne (w sojuszu z Koreą Północną, pozostawioną lekkomyślnie przez Trumana) posługują się zręcznie i cynicznie organizacją ONZ w celu zniszczenia demokracji i zaprowadzenia na całym świecie systemu władzy totalitarnej, a wraz z nią nowej sieci gułagów. Reforma ONZ mogłaby zatrzymać ten zgubny dla ludzkości proces, napędzany negatywną energią i furią państw totalitarnych, gdy drugim rozwiązaniem jest jedynie otwarta wojna w obronie demokracji. I taka wojna trwa już na ziemiach Ukrainy. Od jej wyniku zależy czy nasza planeta ocali wartości demokracji czy stoczy się powoli w otchłań totalitaryzmu, opisanego sugestywnie w powieści Orwella „1984”.  

                                                          Marek Baterowicz

P.S. Polecam obowiązkowo ważną rozmowę pana Leszka Szymańskiego z prof. Krzysztofem Szczerskim, ambasadorem Polski przy ONZ, która doskonale przedstawia kryzys po rosyjskiej inwazji Ukrainy (r. 6/2022 krakowskiego „Wpisu”). Przy okazji dowiadujemy się jak działa teraz ONZ zbudowany na dwóch płaszczyznach. Na pierwszej z nich każde państwo ma prawo głosu i wyrażania swego punktu widzenia, aczkolwiek po otrzymaniu zgody ze strony ONZ. Po wybuchu wojny na Ukrainie prof. Szczerskiemu odmówiono już pięć czy sześć razy. Drugą płaszczyzną jest „koncert mocarstw”, a jego areną jest Rada Bezpieczeństwa, gdzie Rosjanie kłamią w żywe oczy każdego dnia i czynią to całkiem bezkarnie – jak mówi prof. Szczerski – co jego zdaniem wynika z wieloletniego oderwania polityki, w tym i ustawodawstwa, od moralności.

Pięć krajów, stałych członków Rady Bezpieczeństwa, ma prawo weta, a Rosja korzysta z niego nagminnie, dlatego ONZ jest bezradny wobec agresora. Ostatnio przeprowadzono – z wielkim trudem - drobną reformę, po niej mocarstwa zmuszone są do wyjaśnień po zastosowaniu weta, a odbywa się to podczas ogólnej debaty, co buduje pewną presję, chociaż mocarstwa nie przepraszają za weta, ani ich nie wycofują. Najgorsze jest to, że można używać weta we własnej sprawie, więc Rada nie jest funkcjonalna. A jak wiemy, dyplomaci rosyjscy w ONZ idą w zaparte i są przy tym niezwykle butni i agresywni, posługują się horrendalnymi kłamstwami jak czytamy w relacji. Osoby słyszące ich wypowiedzi są zszokowane, a Rosjanie nieustannie też atakują Zachód.

W najważniejszych sprawach (wojny i pokoju) ONZ jest bezużyteczny, nie służy bowiem w ogóle ludzkości, ani państwom, które są ofiarami agresji. Ta słabość ONZ sprzyja niestety powolnej ekspansji totalitaryzmu na kraje demokratyczne, ułatwia agonię demokracji w wielu rejonach świata.
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika u2

30-08-2022 [10:57] - u2 | Link:

Prawo weta nieraz służyło Moskwie w okresie zimnej wojny

Wystarczyłoby, aby w ONZ decydowało zgromadzenie ogólne, a nie rada bezpieczeństwa, która de facto rządzi w sposób daleko nie demokratyczny.