Smoleńsk - jeden z najbardziej wzruszających filmów

Smoleńsk Krauzego to jeden z najbardziej wzruszających filmów ostatnich lat jakie widziałem. I nie chodzi mi tutaj tylko o kino polskie, gdzie dominuje sieczka i copy-past-erstwo. Moim zdaniem, gdy film trafi do tv, a sądzę, że trafi, będzie to po prostu hicior. Mam zresztą nadzieję, że, podobnie jak w przypadku Służb Specjalnych, film zostanie przerobiony na miniserial.

Przyznam, że do kina poszedłem raczej niechętnie. Dominowały bowiem opinie, że jest to film średni, a średniość to nijakość. Przeważył, że tak powiem, patriotyczny obowiązek.

No i cóż. Gratulacje dla pana Krauzego. Film bardzo dobry. Bardzo wzruszający. Scenariusz bardzo ciekawy, nie ma dłużyzn, nie ma nudy. Nie ma patrio - zadęcia, wyśmiewanego przez Gombrowicza, a to była jedna z największych moich obaw. Nie ma też prop-agitu. jest za to ciekawa, opowieść składająca się z przeplatających się, nakładających wątków,  podobnie jak w książkach Forsytha, które b. lubię. W opisie określono ten film jako dramat. Moim jednak zdaniem wymyka się on kategoriom. Określiłbym go raczej jako wzruszający, chwytający za gardło opis trudnych chwil średniego, środkowoeuropejskiego narodu, w którym wątki fabularne przeplatają się z paradokumentalnymi i sensacyjnymi. Końcowa scena - połączenia się ofiar Smoleńska z duszami poległych w Katyniu wciska w fotel.

Gratulacje też dla p. Lorenza, muzyka to jeden z najważniejszych i bardziej wzruszających elementów tego filmu.

Obsada aktorska bardzo dobra. Pani grająca E. Błasik wprost genialna, samym swoim wejściem powodująca wzruszenie. Podobnie matka p. Fido. J. Zelnik jako tajemniczy dyplomata, aktorzy grający Remigiusza Musia czy A. Wosztyla. Ogólnie aktorzy  drugiego planu są jednym z atutów filmu. Zgadzam się z twierdzeniami, że p. Dałkowska trochę zawiodła jako Maria Kaczyńska. P. Maria prezentowała się jako osoba pogodna, uśmiechnięta i to, przynajmniej ja, głównie po niej zapamiętałem. Niestety główna postać p. Fido nie udźwignęła zadania, nie na tyle jednak, by zepsuć film. Zdaje się, że plan był taki, był pokazać drapieżną dziennikarkę - ducha naszych czasów - pannę z dobrego domu - starej polskiej inteligencji - która za parę stów i chwile w blasku fleszy jest zdolna do każdej podłości. Pod wpływem faktów - ludzkiej tragedii - dziennikarka ta miała zmienić się w człowieka. No niestety nic z tego nie wyszło: ani drapieżność, ani przemiana, ani człowiek. Pozostał raczej plastik, choć być może właśnie to jest jakimś ciekawym symbolem współczesności polskiego tzw. dziennikarstwa: zero myślenia, zero emocji, podstawianie mikrofonu i wykonywanie poleceń szefa - przemiana w robota.

To nie dziennikarka grana przez p. Fido okazała się jednak głównym bohaterem tego filmu, choć być może takie było zamierzenie. Jego głównym bohaterem jest zbiorowość. Różne sposoby i formy przeżywania czy to narodowej czy osobistej tragedii. Od czerpania z niej zysków, brudnej gry tajnych służb, przez rozpacz, współczucie po narodową jedność. I to chyba te elementy wychodzą w tym filmie najlepiej i są filarami jego pozytywnego odbioru (przynajmniej z mojej strony).

Bardzo ciekawym zabiegiem artystycznym było wplecenie w film aż tak wielu scen dokumentalnych, odznaczonych wyraźnie niższą rozdzielczością. Przyznam że początkowo dosyć mnie to drażniło, ale z biegiem minut, stawało się coraz bardziej ciekawe. Dzięki temu film zyskiwał na autentyczności. W ogóle jest to bardzo ciekawe z artystycznego punktu widzenia, bo nie wiem czy dotąd ktoś na taką skalę stosował tego typu zabieg. Czyni to chyba ze Smoleńska film wyróżniający się na trochę szerszą skalę.

Tyle o samym filmie.

Nie jestem kinomanem. Filmów jednak oglądam dosyć sporo. Niestety większość z nich to sieczka. Europejskich wprost nie da się oglądać może z wyjątkiem szwedzkich, robionych w bardziej mrocznym klimacie. Wśród nich polskie kino wyróżniało się niskością poziomu, może z wyjątkiem kilku rodzynków, lecz bardziej z gatunku kina sensacyjnego. Na takim tle Smoleńsk jest jednak filmem wyjątkowym. Przede wszystkim w związku z tematyką. Bo to głównie temat niesie ten film. Sceny tam przedstawione na prawdę chwytają za gardło i trudno przejść nad nimi do porządku dziennego. Trudno je zignorować. Szybko wchłonąć , szybko wydalić, zamówić kolejne trociny. To nie jest popcorn.

Smoleńsk powstał bez wsparcia państwowych pieniędzy, w kontrze do wiodącej narracji krytyków i autorytetów. Może to i dobrze. Bo prawdziwa sztuka tak się rodzi. Wbrew obłudzie, hipokryzji, szczerze ujmując się za krzywdą. Lecz gdy już taka sztuka się narodzi to powinna być pielęgnowana, również mecenatem państwowym. Pewnie to mało realne, mam jednak nadzieję, że powstanie eksportowa wersja Smoleńska. Zmienić trzeba by naprawdę niewiele. Przede wszystkim, niestety, główną aktorkę. Zastąpić ją kimś kto potrafiłby pokazać tę triadę: drapieżność i cielęcą głupotę leminga mającego jednak dobre korzenie - przemianę - powrót do człowieczeństwa. No i trochę więcej backgroundu, tak aby film był bardziej czytelny również dla widza zagranicznego. W sumie trochę dokrętek i pracy komputerowców. Myślę, że wówczas moglibyśmy mieć hit eksportowy w dziedzinie kinematografii i życzliwe spojrzenie tych ludzi, którzy w kinie lubią przede wszystkim dobre filmy.