Radio Jutrzenka AK nadaje

Radio Jutrzenka AK im. Gen. Grota-Roweckiego wciąż nadaje, choć jego założyciel zmarł parę dni temu. Stworzył je człowiek niezwykły, geniusz fizyki, niedoceniany w PRL wynalazca i wizjoner techniczny, Andrzej Cielecki (1928 – 2016). Patriota, wrażliwy na przyrodę, rozumiał głębokie powiązanie rzeczy świata, ogromny umysł, twórca nadzwyczajnych aparatur, eksperymentator i specjalista w dziedzinach, których nazwy trudno nawet wymówić.
Co to znaczy patriota polski (bo niektórzy nie wiedzą, nie rozumieją, nie chcą). Zawsze, od pokoleń, praca dla Polski. Andrzej Cielecki pochodził ze świetnej rodziny ziemiańskiej z Ćmielowa. Rodzice poznali się w 1920 roku, podczas bitwy pod Radzyminem. Mama była weterynarzem i opatrywała ranne w bitwach konie, a jak było trzeba, to i ludzi. Ojciec był finansistą; w 1935 roku kupili od Potulickich 40-hektarowe gospodarstwo pod Konstancinem, gdzie hodowali wchodzące wtedy w modę pomidory. Andrzej nie znosił ich przez długie lata.
Podczas wojny kolega wciągnął go do Szarych Szeregów. W Powstaniu miał 16 lat. Ciężko ranny, został wywieziony przez Niemców do obozu w Łambinowicach a potem Mulbergu nad Łabą. Uciekł z niewoli do wojsk gen. Maczka w Ems. Skończył szkołę techniczną Wawelberga. Zanim się to stało, w 1949 roku aresztowany był przez UB, maltretowany w podziemiach MBP przez Julię Brystygierową. Po uwolnieniu ukończył studia, a potem m.in. montował zagłuszarki dla Polskiego Radia. Nakazano mu wtedy przerabianie amerykańskich radiostacji wojskowych, pochodzących z darów UNRRA, na zagłuszarki programów radiowych zagranicznych stacji. Niestety, jego zagłuszarki ciągle źle działały... Wznowiono przesłuchania. Uciekł przed prześladowaniami.
Czasy się powoli zmieniały. Był współtwórcą pierwszej polskiej kamery telewizyjnej. Ukończył studia na Politechnice Warszawskiej, na Wydziale Elektroniki. W 1968 roku uzyskał doktorat z optoelektroniki, potem pracował w Instytucie Fizyki PAN. W 1969 roku NOT odznaczył go tytułem Mistrza Techniki. Opatentował w Polsce i za granicą liczne wynalazki.
Pamiętam go jeszcze z lat 70., gdy „Życie i Nowoczesność”, świetny jak na owe czasy dodatek do „Życia Warszawy”, drukował tasiemce o przejściach Andrzeja z rozmaitymi zawistnikami, a naprawdę ze służbami komunistycznymi, którzy usiłowali odebrać mu własność patentów i zahamować wdrożenie jego niezwykłych wynalazków. „Nie mieścił się w pragmatyce służbowej instytutów państwowych”, jak napisał o nim Jerzy Zieleński w artykule „Ballada o straszliwym Cieleckim”. Próbował opisywać jego działalność, ale dość prędko cenzura spacyfikowała te zamiary.
Wtedy był już powszechnie podziwiany, ale nazywany „trudnym charakterem”. Po prostu był niepodległym umysłem. Założył laboratorium naukowe we własnym domu. Robił fotografie aparatem Kirljana – na zdjęciach widać było elektryczny kontur amputowanych roślinie części, jakby plan, wg którego odtwarzała utracone tkanki. Robił eksperymenty parapsychologiczne. Napuszczał wodę do wanny i pokazywał zdumionym przyjaciołom pływające po niej stateczki z papieru, sterowane tylko umysłem.
Ale były i rzeczy znaczne poważniejsze. Skonstruował pierwszy na świecie model podczerwonego mikroskopu elektronowego, modele dynamicznego elastometru i integratora fotoelektrycznego do badań materiałów półprzewodnikowych. Prowadził prace w zakresie ochrony roślin kroplami naładowanej elektrycznie wody. Prowadził zajęcia w liceach, szczególnie uwielbiane przez młodzież zajęcia techniczne, gdzie dowiadywali się wszystkiego o wszystkim. O wszystkim pisywał też Andrzej w „Wiedzy i Życiu”, konkurując swobodnie z Lemem. Opisywał niezwykłości mózgu ludzkiego, jako aparatu elektronicznego, i niezwykłe perspektywy człowieka. Sformułował „prawo maksymalnych odchyleń” w technicyzującym się społeczeństwie. „Jak brak tlenu i wody w organizmie ludzkim daje o sobie znać natychmiast, tak w organizmie rewolucji postępu technicznego i technologicznego obserwujemy zanik wyższych wartości. Rozwój tej tendencji poniżej pewnej dopuszczalnej granicy może stworzyć nieznośne stosunki międzyludzkie, których nie zdołają ułagodzić paragrafy prawa. Jesteśmy twórcami naszych stosunków międzyludzkich, pamiętajmy o prawie odchyleń!” – pisał proroczo. I gdzie indziej: „Gdyby wymyślił ktoś sposób na obliczanie strat materialnych wynikłych z nieliczenia się z osobowością ludzką, cyfra tych strat byłaby ogromna”. Oj, jakie ciągle prawdziwe.
W 1981 roku dołączył jako nauczyciel fizyki do organizowanego przez Krystynę i Stefana Starczewskich Zespołu Oświaty NSZZ „Solidarność”, planującego m.in. uruchomić od 1 września 1982 społeczną szkołę podstawową, w miarę możliwości niezależną od układów państwowych. Niestety, 1 września 1982 już od 10 miesięcy trwał stan wojenny i małe dzieci szły do szkoły płacząc od gazów łzawiących, rozrzucanych dzień wcześniej przez ZOMO podczas demonstracji w drugą rocznicę powstania „Solidarności”. Na szkołę społeczną trzeba było czekać jeszcze 7 lat, ale Andrzej już pofrunął wtedy w inne rejony działalności.
Po 13 XII 1981, po ogłoszeniu stanu wojennego, był pomysłodawcą i twórcą Radia „Jutrzenka”, wtedy jeszcze noszącego nazwę Radio Szarych Szeregów. Już 14 grudnia uruchomił dwa nadajniki krótkofalowe i otwartym alfabetem Morse'a na częstotliwo­ściach morskich SOS wysyłał w świat wiado­mości o wydarzeniach w Polsce. Jego pierwszą audycję (anglojęzyczną informację o wprowadzeniu stanu wojennego i sygnał SOS). Potem radio wyemitowało na UKF około 40 audycji poświęconych historii Polski. Audycje redagowała i czytała Jadwiga Augustyńska-Latoszyńska, córka Zygmunta Augustyńskiego, od 1945 redaktora naczelnego „Gazety Ludowej”, organu PSL Mikołajczyka.
Opracował koncepcję systemu działania podziemnego radia, opartego na małych nadajnikach „Zazule”. Wraz z Elżbietą Wasielewską, Eugeniuszem Szczęśniakiem i Jackiem Szymanderskim przygotowywali produkcję tych nadajników i emisje programu Radia "Solidarność"/Radia Wola i organizacji podziemnych. W latach 1983–1985 wraz z żoną, Elżbietą Żełabin, wyprodukował około 2400 malutkich nadajników UKF na potrzeby Radia „Solidarność”.
Nadawali również ze swojego mieszkania, z bloku na szóstym piętrze na warszawskim Ursynowie. Andrzej planował obicie całego mieszkania blachą, żeby nie ekranowało, śmiał się też, że może tu przetrwać długotrwałe oblężenie, a gdyby SB zachciało się dostać do niego, musiałaby użyć helikoptera.
Radio, już jako Radio Jutrzenka, wznowiło działalność w 1991 roku. Oficjalne pozwolenie na nadawanie otrzymało dopiero w 2001 r.
Odznaczony orderem Virtuti Militari (niestety, nie zachowały się dokumenty), Krzyżem Walecznych, Warszawskim Krzyżem Powstańczym, Odznaką Akcja „Burza”, Krzyżem Zasługi dla Harcerstwa z Rozetą i Mieczami, Krzyżem Komandorskim Orderu Polonia Restituta, oraz Medalem OPOKA Czynu, pamięci Piotra Skórzyńskiego.
Lata mijały, Andrzej zajmował się końmi, psami i przyrodą, Radio Jutrzenka nadawało cały czas, m.in. dzięki ogromnej pracy śp. Witka Kalinowskiego, innego patrioty, który poważnie zajął się radiem.
Andrzej twierdził, że rozkaz gen. Okulickiego „Niedźwiadka” o rozwiązaniu AK nie obejmował wojsk łączności. On uważał się za ostatniego oficera AK.
Nie było rozkazu „Spocznij!”.
----------------------------------------------------------
Felieton ukazał się na portalu sdp.pl