POEZJA A SZMAL...

Poeta to nie zawód, a charakter, podobnie jak kurwa*, czego nie należy mylić z prostytutką, bowiem to już jest zawód, podobnie jak literat. Tako rzekł kiedyś znakomity, niestety już nie żyjący, poeta z Łodzi Jerzy Jarmołowski. Słowo, które ma gwiazdkę odnośnika, użyte jest świadomie i z premedytacją. Otóż obchodzimy 600-cie jego debiutu. Wzorem angielskiego „Fuck dicionary definition”, wypadałoby stworzyć dzieło słownikowe temu wyspiarskiemu adekwatne, bo bez tej uniwersalnej kategorii, mowa polska byłaby niepełna, wytrzebiona, ascetyczna, a w szczególnych przypadkach – porozumienie wykluczone. Termin ten etymologicznie znaczył „zbiór kur”, a podówczas kurą zwano srom.
Poezja, traktowana serio, to ciężka przypadłość, która wielu tytanom jej ducha, przedwcześnie oferowała obola przed przeprawą via Styks. To eksperymenty z rozkalibrowaniem jaźni, nieokiełznane szastanie wyobraźnią, a nierzadko zdrowiem dla osiągnięcia tej satysfakcjonującej esencji „wypieków” i „wywarów”. Poeta Gregory Corso (z powieści Ronalda Sukenicka „Nowojorska bohema”) – twierdzi wręcz – kiedy uwierzysz, że jesteś poetą – jesteś ocalony.
Na szczęście te zaklęcia nie tyczą szerokiej rzeczy poetników i poecic fejsbucznych, całej blogosfery i forów im wirusowo zbliżonych tym skażeniem twó4rczym. Ocean grafomanii wystąpił z brzegów i żadne zapory i przeszkody tego nie opanują. Skoro wodzenie Pelikanem po hektarach śnieżystych formatów A4 spełnia funkcje terapeutyczną, to niechaj wiersz, pamflet czy inne epitalamium, będzie skutecznym antydepresantem. A może i przy okazji coś skapnie do sakiewki.
Swego czasu deliberowaliśmy z Jerzym Stachurą ( świetnym poetą ostatnimi czasy nawróconym na malarstwo – czyli poezję na płótnie) i doszliśmy do banalnej konkluzji, że poezja to  użycie właściwych słów i li tylko tych właściwych. Są takie wyrazy, których nie tylko nie można, wręcz nie wolno użyć w wierszu. Jeden taki „wtręt”, a efekt jak kompozycja adidasów z frakiem.
Ad rem. Skoro poeci w Internecie sypią się jak łupież, musi się to w jakiś, nie tylko emocjonalny sposób opłacać.  Wiadomo wszystko jest poezja (Sted), więc rozszalała się epidemia konkursów poetyckich. To już poe-pandemonium. Każde miasto, każdy większy przysiółek i wieś chce mieć swój konkurs literacki. Tylko Reda jest wyjątkiem, gdzie odbyło się już pięć edycji konkursu O Srebrną Łuskę Pstrąga. Ale nowy funkcjonariusz od kultury wyciął tego chwasta na rzecz (sic!) orkiestr dętych i gry w „Baśkę”. Na Głupotę nie wymyślili lekarstwa nawet Kaszubi. Ale to tak by the way.
Nagrody główne w tych konkursach wahają się średnio od 500zł do 5000zł (gdyńska satyra – O Grudę Bursztynu). I tak w ciągu kilku lat ukształtowała się „liga poetów konkursowych”. Jest to ok. 40-tu nazwisk, które powtarzają się notorycznie we wszystkich poe-korridach od Pcimia po Gniewino. A że bywam jurorem w kilku wyścigach wierszorobów, miewam często dylematy, jak i ubaw po pachy. Szmalolubni spece z ww ligi analizując skład jury (a to też pismacy) potrafią lekko pastiszując jurora, trawestując nawet jego figury metaforyczne, mizdrząc się percepcyjnie, napisać novum o pociągającym „zabarwieniu lokalnym”. Dobrymi wierszami nie sypie się z rękawa, a jeśli już taki „wypiek” powstanie, to służy konkursowiczowi na kilka z rzędu okazji. Regulaminy z zasady to wykluczają, ale przy masowej, wręcz taśmowej, produkcji wierszy (a liga to zawodowa) jury nierzadko daje się nabrać. Są w tym gronie szalbierze – bezczele. Robią „preparaty” z co bardziej udanych fraz i metafor internetowej miazgi poezjo-podobnej, a nawet zrzynają od swoich znajomych po piórze. Ba! Znam taką jedną poetessę, co skonstruowała wyjątkowo smakowity panegiryk z samych tylko tytułów wierszy koleżanek i kolegów. Wiadomo – dobry tytuł – to połowa sukcesu, a taki „koncentrat” – to był dopiero „pershing” estetyczny i wynalazczy.   
Za komuny z pisania żyło kilkuset mistrzów pióra a zarazem artystów od meandrów ideowych. Teraz rynek zastąpił wszelkie idejki, liczy się sprzedaż, z pisania żyje kilkunastu (może kilkudziesięciu) literatów płci obojga. Grono elastycznych autorów wszechkonkursowych wypiera zawodowców z Krakowskiego Przedmieścia**. W końcu – poeta to nie zawód a charakter…o czym było na początku…w kontekście pierwszej gwiazdki.
** – siedziba ZLP