Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
POEZJA A SZMAL...
Wysłane przez Tadeusz Buraczewski w 20-12-2015 [20:32]
Poeta to nie zawód, a charakter, podobnie jak kurwa*, czego nie należy mylić z prostytutką, bowiem to już jest zawód, podobnie jak literat. Tako rzekł kiedyś znakomity, niestety już nie żyjący, poeta z Łodzi Jerzy Jarmołowski. Słowo, które ma gwiazdkę odnośnika, użyte jest świadomie i z premedytacją. Otóż obchodzimy 600-cie jego debiutu. Wzorem angielskiego „Fuck dicionary definition”, wypadałoby stworzyć dzieło słownikowe temu wyspiarskiemu adekwatne, bo bez tej uniwersalnej kategorii, mowa polska byłaby niepełna, wytrzebiona, ascetyczna, a w szczególnych przypadkach – porozumienie wykluczone. Termin ten etymologicznie znaczył „zbiór kur”, a podówczas kurą zwano srom.
Poezja, traktowana serio, to ciężka przypadłość, która wielu tytanom jej ducha, przedwcześnie oferowała obola przed przeprawą via Styks. To eksperymenty z rozkalibrowaniem jaźni, nieokiełznane szastanie wyobraźnią, a nierzadko zdrowiem dla osiągnięcia tej satysfakcjonującej esencji „wypieków” i „wywarów”. Poeta Gregory Corso (z powieści Ronalda Sukenicka „Nowojorska bohema”) – twierdzi wręcz – kiedy uwierzysz, że jesteś poetą – jesteś ocalony.
Na szczęście te zaklęcia nie tyczą szerokiej rzeczy poetników i poecic fejsbucznych, całej blogosfery i forów im wirusowo zbliżonych tym skażeniem twó4rczym. Ocean grafomanii wystąpił z brzegów i żadne zapory i przeszkody tego nie opanują. Skoro wodzenie Pelikanem po hektarach śnieżystych formatów A4 spełnia funkcje terapeutyczną, to niechaj wiersz, pamflet czy inne epitalamium, będzie skutecznym antydepresantem. A może i przy okazji coś skapnie do sakiewki.
Swego czasu deliberowaliśmy z Jerzym Stachurą ( świetnym poetą ostatnimi czasy nawróconym na malarstwo – czyli poezję na płótnie) i doszliśmy do banalnej konkluzji, że poezja to użycie właściwych słów i li tylko tych właściwych. Są takie wyrazy, których nie tylko nie można, wręcz nie wolno użyć w wierszu. Jeden taki „wtręt”, a efekt jak kompozycja adidasów z frakiem.
Ad rem. Skoro poeci w Internecie sypią się jak łupież, musi się to w jakiś, nie tylko emocjonalny sposób opłacać. Wiadomo wszystko jest poezja (Sted), więc rozszalała się epidemia konkursów poetyckich. To już poe-pandemonium. Każde miasto, każdy większy przysiółek i wieś chce mieć swój konkurs literacki. Tylko Reda jest wyjątkiem, gdzie odbyło się już pięć edycji konkursu O Srebrną Łuskę Pstrąga. Ale nowy funkcjonariusz od kultury wyciął tego chwasta na rzecz (sic!) orkiestr dętych i gry w „Baśkę”. Na Głupotę nie wymyślili lekarstwa nawet Kaszubi. Ale to tak by the way.
Nagrody główne w tych konkursach wahają się średnio od 500zł do 5000zł (gdyńska satyra – O Grudę Bursztynu). I tak w ciągu kilku lat ukształtowała się „liga poetów konkursowych”. Jest to ok. 40-tu nazwisk, które powtarzają się notorycznie we wszystkich poe-korridach od Pcimia po Gniewino. A że bywam jurorem w kilku wyścigach wierszorobów, miewam często dylematy, jak i ubaw po pachy. Szmalolubni spece z ww ligi analizując skład jury (a to też pismacy) potrafią lekko pastiszując jurora, trawestując nawet jego figury metaforyczne, mizdrząc się percepcyjnie, napisać novum o pociągającym „zabarwieniu lokalnym”. Dobrymi wierszami nie sypie się z rękawa, a jeśli już taki „wypiek” powstanie, to służy konkursowiczowi na kilka z rzędu okazji. Regulaminy z zasady to wykluczają, ale przy masowej, wręcz taśmowej, produkcji wierszy (a liga to zawodowa) jury nierzadko daje się nabrać. Są w tym gronie szalbierze – bezczele. Robią „preparaty” z co bardziej udanych fraz i metafor internetowej miazgi poezjo-podobnej, a nawet zrzynają od swoich znajomych po piórze. Ba! Znam taką jedną poetessę, co skonstruowała wyjątkowo smakowity panegiryk z samych tylko tytułów wierszy koleżanek i kolegów. Wiadomo – dobry tytuł – to połowa sukcesu, a taki „koncentrat” – to był dopiero „pershing” estetyczny i wynalazczy.
Za komuny z pisania żyło kilkuset mistrzów pióra a zarazem artystów od meandrów ideowych. Teraz rynek zastąpił wszelkie idejki, liczy się sprzedaż, z pisania żyje kilkunastu (może kilkudziesięciu) literatów płci obojga. Grono elastycznych autorów wszechkonkursowych wypiera zawodowców z Krakowskiego Przedmieścia**. W końcu – poeta to nie zawód a charakter…o czym było na początku…w kontekście pierwszej gwiazdki.
** – siedziba ZLP
Komentarze
20-12-2015 [23:55] - maks jamnicki | Link: Miło trafić na temat, o
Miło trafić na temat, o którym się nie ma pojęcia, a teraz już "cuś tam wiem" jak to się toczy, przybliżył mi Pan nieco nowe dla mnie zagadnienie. Ot, lepiej wiedzieć. Swoją drogą, tłumaczył mi w tym roku pewien dalszy znajomy, właściciel drukarni cyfrowej, na czym polega dzisiaj łatwość wydania czegoś małego, np tomiku wierszy, co kiedyś, za komuny było pewną nobilitacją, bo tylko "za pozwoleniem" przez państwo i drogie, dużo zachodu. Samemu zabronione. Dziś zgłasza się do niego młoda "poetka" by sobie wydrukować 200 szt własnego tomiku a'50 str. Nawet to miłe. I Mickiewicz, początkujący poeta, na swój koszt wydawał swoje tomiki wierszy. Było to drogie. Dziś w zasadzie koszt to czas wprowadzenia do komputera plus "trochę". Tak mi tłumaczył ten znajomy. Młoda osoba nie ma pieniędzy, to np. zrobią jej po kosztach i ma tomik, 200 szt. ładnie wydane za ok... 350zł. Jak to już jest wprowadzone do komputera, to ona może przyjść i poprosić np o 20 szt, prawie od ręki. Tyle co kłopot puszczenia maszyny w ruch. To ja chyba sobie spłodzę jakąś broszurę, tak sobie teraz pomyślałem ::)) Pozdrawiam :) A poezja? Jeden z moich ulubionych wersów: "I myśl o śmierci, jak odgłos burzy podczas pikniku", Auden.