Faktyczny dualizm sędziowski, czyli kierdel i burdel a UE

                 Ponieważ w Sądzie Najwyższym „nadzwyczajni” rozhulali się ostatnio wręcz nieprzyzwoicie, zaś poziom emocji niektórych już zaślepia, warto wyłożyć kawę na ławę i uświadomić towarzystwo, że dopiero coś od połowy lutego są wreszcie pewnego rodzaju sędziami (i to z łaski p. Ziobry i "pisowskiego" Sejmu), ale na pewno nie są nimi w rozumieniu prawa UE (to znaczy za wyjątkiem jednego sędziego SN, zresztą kobiety, ale mniejsza o to).

                W czym rzecz. Otóż Ustawą o zmianie ustawy - Prawo o ustroju sądów powszechnych, ustawy o Sądzie Najwyższym oraz niektórych innych ustaw (Dz. U. Dz.U.2020.190), Sejm – jak sądzę korzystając z prerogatywy zawartej w art. 182 Konstytucji o zasadach udziału obywateli w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości – wprowadził w sposób faktyczny kategorię „sędziów orzekających”, to znaczy takich, którzy nie będąc „sędziami kontytucyjnymi”, czyli sędziami w rozumieniu Konstytucji, a więc powołanymi przez Prezydenta na wniosek KRS, mają przyznane sędziowskie prawo orzekania wyłącznie na mocy otrzymania aktu powołania od Prezydenta, już bez zaangażowania KRS (np. art. 2 pkt 20 czy art. 3 pkt 1 albo art. 4 pkt 1 ppkt a).
                Jeszcze dobitniej to podkreślono w art. 7, przyznając właśnie taki status „sędziego orzekającego” wszystkim tym, którzy zostali powołani w dowolny inny sposób, byle ważny w momencie powołania, w ogóle pomijając Prezydenta, nie mówiąc już o KRS.

                Sejm oczywiście ma do tego pełne prawo, vide udział ławników w składach orzekających wszystkich sądów, ale z tego że Sejm przyzna komuś prawo orzekania w charakterze sędziego danego sądu, bynajmniej nie wynika nagła zmiana statusu na „sędziego konstytucyjnego”, po prostu.

                Paradoksalnie, w efekcie Sejm potwierdził w ten sposób, że członkami-sędziami KRS od pierwszej kadencji po wejściu w życie Konstytucji były osoby nie mające statusu "sędziego" nie tylko w rozumieniu konstytucji, ale w ogóle, skoro dopiero teraz status ten im nadano (ale - siłą rzeczy i z racji umocowania konstytucyjnego - jedynie "orzeczniczy"), to zaś - w świetle nie tylko jazgotu "nadzwyczajnych", ale i prawa - powoduje, że formalnie KRS nie istniał, a w konsekwencji wszystkie uchwały podejmowane przez osoby mające status członków KRS, również nie istnieją, w tym jako wnioski o nominacje do Prezydenta. A jak nie ma wniosków KRS, to nie ma nominacji Prezydenta na "sędziego konstytucyjnego", ale skoro akt nominacji został wręczony, to mocą w/w Ustawy mamy "sędziego orzekającego".

                No i super, przynajmniej Sejm uznał, że ferowane przez takie osoby wyroki są ważne i uznawane przez Państwo.

                To przecież teraz pp. Iwulski i Rączka powinni być zachwyceni tym, że zamiast odesłać ich do właściwego miejscowo MOPS po zapomogę starczą z braku konta w ZUS i prawa do normalnej emerytury, ktoś na stare lata pomocną rękę do nich wyciąga, bo przecież wyłącznie dzięki temu będą być może mogli cieszyć się sędziowską emeryturą i dalej udawać „sędziów konstytucyjnych”, ale powstaje zasadne pytanie, co na to powiedzą nie tylko w Paryżu i Berlinie, ale przede wszystkim w Luksemburgu? Szczególnie jak się wreszcie dowiedzą o faktycznym umocowaniu starego pawiana do przywileju spożywania bananów na konto europejskiego podatnika? Bo przecież i on i cała reszta powinna wiedzieć, że prawo do bycia sędzią nie wynika z nawet codziennych wizyt w sądzie, tylko jakichś tam przepisów, a on ich wymagań po prostu nie spełnia. No i co kumple z sąsiednich gałęzi teraz mu zrobią z tymi bananami?
                To że bzdury sobie gada stary bambosz, z twarzy podobny całkiem do trampka, no to wiadomo, wiek robi swoje, czegoś nie doczytał, ktoś mu nie powiedział, może i z internetem nie za bardzo, trudno, skoro Sejm postanowił finansować mu starość, to niech tam sobie ciągnie do końca. Ale na litość Boską, przecież oczywistym jest że nie jest i nigdy nie był „sędzią konstytucyjnym”, choćby dlatego, że w tamtych czasach obecnej Konstytucji jeszcze nie było, a ponieważ stanów pośrednich do połowy lutego tego roku polski system prawny nie znał, no to i jego prawo do gardłowania „w imieniu” i „jako były” wynikało z jakiegoś dziwnego obyczaju telewizyjnego, a nie prawa stanowionego. Więc może niech wreszcie siedzi cicho, bo jeszcze ktoś się sprawie tego „stanu spoczynku” badawczo przyjrzy, a naprawdę ciężkie czasy idą – zaś przywileje co do sędziowskiego wynagrodzenia i emerytur wynikają z Konstytucji i powinny dotyczyć co do zasady jedynie „sędziów konstytucyjnych”, a nie osób, do których przez grzeczność ludzie zwracają się per „panie sędzio”.
                 Co prawda Sejm może nadać dowolne uprawnienia dowolnym osobom, a emerytury sędziowskie nawet woźnym sądowym czy członkom ochrony, ale takie ewidentnie niekonstytucyjne ustawy to na pstrym koniu jeżdżą, więc należy się z niespodziewanego przywileju radować, ale dyskretnie i cicho, a nie na pełny regulator pyszczyć przeciwko dobrodziejowi na różne tam okoliczności, bo może być nieciekawie.

To tak dla uspokojenia całego towarzystwa, gdyż przywilej z art. 7 w/w nowelizacji dotyczy wszystkich, i łysych, i siwych, i kapusiów, i porządnych itd., więc "cum grano salis", proszę, bo jeszcze ktoś wpadnie na pomysł sprawdzenia konstytucyjności wspomnianych zapisów tej ustawy i nawet Unia nie pomoże, jak się ludzie zorientują, że przez bandę starych komuchów są od lat robieni w trąbę.

Natomiast próba ominięcia problemów z KRS poprzez koncept statusu "sędziego orzekającego" wskutek powołania, ot, tak sobie, przez Prezydenta, będzie podważana przez TSUE i UE ze względu na niejasny tryb tego powoływania.

Ale gdyby tak metodą wyborów obywatelskich...? Instytucję ławników w polskim systemie prawnym mamy "od zawsze", tylko tryb ich wyboru jest nieco kulawy, ale jakby to trochę ulepszyć?

Co?