W zdrowej głowie zdrowy rozsądek

Kiedy w 1981 roku toczyły się zajadłe negocjacje „Solidarności” nauczycielskiej z Ministerstwem Oświaty (szefem zespołu „S” był nieodżałowany niedawno zmarły śp. Stefan Starczewski), poziom umysłowy przedstawicieli panującej wówczas komunistycznej władzy co i raz odsłaniał nam swe straszliwe oblicze. Pomijam takie radosne przejęzyczenia (być może), jak „mam do państwa pewną modus vivendi” itp. Któregoś dnia zdrowo partyjnie umocowana ekipa MEN broniła się, w sposób dla solidarnościowców niezrozumiały, przed udzieleniem dyrektorom szkół choćby raz na rok prawa do usunięcia nauczyciela wprawdzie słusznego partyjnie, ale niekompetentnego, który swoją niekompetencję i szkodliwość dla dzieci udowodnił wielekroć i dobitnie. Nie można było zrozumieć – o co tym panom chodzi? Dlaczego nie miałby dyrektor choć raz na rok mieć prawo usuwać niekompetentnych? Już wtedy dawno było jasne, że rozmaite bywały ścieżki karier nauczycielskich i nie wszystkie prowadziły przez uniwersytety albo choćby licea nauczycielskie, i z tymi, co mimo wieloletniej praktyki nie zdobyli choćby minimum wiedzy, należałoby jednak móc się wreszcie pożegnać. Tymczasem wysoce kształceni a jeszcze wyżej usytuowani luminarze oświatowi, już we łzach niemal, bronili się przed tym prawem jak  przed zarazą.
Poprosiliśmy o wyjaśnienie. „No przecież to jasne – niemal szlochał dyrektor ważnego departamentu, a może nawet wiceminister – przecież istnieje jedność praw i obowiązków! I jeżeli dyrektor będzie miał prawo zwolnić kogoś takiego, to będzie miał i obowiązek to zrobić, nawet jeżeli takiej osoby w szkole nie znajdzie. I co? skrzywdzi się jakiegoś przyzwoitego nauczyciela, bo kogoś zwolnić będzie trzeba!”
Kiedy porażeni tym sposobem myślenia przyszliśmy wreszcie do przytomności, ktoś z nas wpadł na salomonowe rozwiązanie: „To może zamiast MA PRAWO wpiszmy, że MOŻE zwolnić. Nie ma słowa prawo, nie będzie słowa obowiązek”. Radość ministerialnych urzędników nie miała granic, zgodzili się błyskawicznie na ten zapis i sprawy poszły dalej.  W nas ugruntowało się powstałe już wcześniej podejrzenie, że rządzący Polską z sowieckiego nadania mają coś inaczej z głową niż reszta obywateli. Czego skądinąd najlepszym dowodem było pchanie się do tak kompromitujących sfer jak ta władza.
Ta zasada zdrowej głowy to popularnie umiejętność logicznego myślenia (wynikania), ale ja bym nawet tak daleko nie szła. Mało kto dziś rozumie wynikanie logiczne. W dobie postmodernizmu mąt w głowach przybrał szaty szczególnej mądrości. Mąci się dzieciom w główkach od małego, potem coraz większym obywatelom, w końcu nawet naukowcom (nie mylić z uczonymi), nie mówiąc o dziennikarzach.
Ja bym więc tak daleko nie szła. Ja bym oczekiwała odrobiny zdrowego rozsądku, opartego wprawdzie na możliwie zdyscyplinowanym myśleniu, ale niechby choć potocznej wiedzy o życiu codziennym. Czasem nie chodzi przecież o jakiekolwiek rozumowanie czy jakąkolwiek wiedzę, zdrowy rozsądek zupełnie by wystarczył.
Te refleksje opanowały mnie w ostatnich dniach dwukrotnie i w obu przypadkach po wysłuchaniu pogadanek w mediach.
Najpierw sprawa mała, bo i siła rażenia niewielka. O słonecznym poranku czworo wybitnych, znanych, doskonale kształconych dziennikarzy – nazwiska z litości pominę – rozważało słynną sprawę poddania się karze aż siedmiu lat więzienia przez oskarżanego o molestowanie dzieci na Dominikanie księdza Wojciecha G. Sprawa bardzo bulwersująca, bardzo smutna, zaskakująca wysokość autowyroku. Ktoś dodał: „Ale jak to siedem lat, on nawet nie przyznał się do winy!” I nastąpiły dłuższe rozważania, jak to można zaproponować dla siebie samego tyle lat więzienia, a winy nie przyjąć. Może jakiś chętny na męczennika, może będzie dopominał się potem rewizji, skoro do winy się nie przyznaje? Aż w końcu komentatorzy doszli do zbiorowego zdumienia: jak to? to w ogóle można skazać kogoś, kto się nie przyznał? Zdrowy rozsądek i znajomość życia wskazywałyby co prawda, że gdyby przyznanie się było konieczne do skazania, to każdy oskarżony szedłby w zaparte i żadnego wyroku nigdy by żaden sąd nie wydał. Zdumiewające, zdumiewające... Od dziennikarzy warto by oczekiwać choćby elementarnej wiedzy o prawie, no, choć wrzucenia do internetu jakiegoś pytania związanego z planowanym tematem dyskusji.
W drugiej audycji było gorzej. Postpeerelowskie dziwne myślenie zalęgło się tym razem, po 35 latach, w umyśle przedstawiciela Bardzo Ważnej Naukowej Instytucji Państwowej. Rozmowa kilku dziennikarzy i przedstawiciela Fundacji Helsińskiej toczyła się wokół tak ostatnio często kwestionowanych wyników testów szkolnych. Ktoś przypomniał, że niektórzy poszkodowani oblali egzaminy z tego powodu, że egzaminatorzy nie umieli poprawnie dodać punktów w testach. Uczniowie odwołując się, wspierali zażalenia zdjęciem swej pracy, zrobionym telefonem komórkowym. I wtedy wysoki przedstawiciel BWNIP lekko rzucił, że fotografowanie swojej pracy egzaminacyjnej to działanie bezprawne. Otóż jego zdaniem narusza to ustawę. W ustawie mianowicie zaznaczono, że praca musi być anonimowa. Ktoś, kto sfotografuje swą pracę i podpisze, że to jego, narusza anonimowość tej pracy. Trzeba przyznać na korzyść pozostałych dyskutantów, że tym razem musiał ten pan trzy razy im powtórzyć, co ma na myśli, i że i nie dali się w tę logikę wpuścić. Anonimowość, tłumaczyli, jako obowiązek dotyczy egzaminatora, a nie autora pracy, ten aby złożyć odwołanie, musi je przecież, a tym samym pracę, oznaczyć swoimi danymi. Wysoki Przedstawiciel jednak do końca audycji obstawał przy swoim i przekonać się nie dał.
Jak w MEN 35 lat temu... Na 10 lat przed transformacją ustrojową i nastaniem (podobno) państwa prawa. Ale za to już po wykształceniu co najmniej jednego pokolenia wyznającego  postmodernizm. Realnie patrząc – groch z kapustą.
_____________________________
felieton opublikowany we czwartek na portalu sdp.pl

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

26-03-2015 [15:38] - NASZ_HENRY | Link:

Z głową mają w MENie nie wszystko w porządku, jak nauczyciel nauczania POczatkowego jest zatrudniany, w projekcie e-podręczników, na stanowisku eksperta dla przedmiotów przyrodniczych ;-)

Obrazek użytkownika Lektor

26-03-2015 [17:51] - Lektor | Link:

Polskę trzeba wyzwolić raz jeszcze !!! Katolicy polscy co wy na to ? W tym roku premierem i prezydentem będą katolicy !! No przecież Papież powiedział: Chrześcijanin ma być nie głupkiem, lecz barankiem.