Nowy Rok z Prezydentem Kaczorowskim - wspomnienie i życzenia

W związku ze Świętami, Sylwestrem i w ogóle okresem sprzyjającym wspomnieniom i podsumowaniom pozwolę sobie już nie po raz pierwszy na odrobinę prywaty.
 To był 1 stycznia roku 1990. W Polsce miały nastąpić wielkie zmiany, o których coraz więcej się mówiło. Ja wtedy mieszkałam w Londynie. Po udanej zabawie sylwestrowej dzięki znajomemu znajomych wraz z gronem przyjaciół zostaliśmy zaproszeni na doroczne spotkanie z prezydentem RP na Uchodźstwie, Ryszardem Kaczorowskim. Zawsze 1-go stycznia na londyńskim „Zamku”, jak zwyczajowo nazywano siedzibę Prezydenta RP na Uchodźstwie, brytyjska Polonia spotykała się ze swoim najwyższym urzędnikiem. Czułam dumę, że tam jestem. Po przemówieniu Pana Prezydenta przedstawiciele środowisk polonijnych złożyli mu życzenia. Pamiętam jak życzyli, żeby to było ostatnie takie spotkanie na „Zamku”. Po pierwszych wolnych wyborach w Polsce, insygnia władzy prezydenckiej miały zostać przekazane do Polski. Faktycznie stało się to prawie rok później, 22 grudnia. Ryszard Kaczorowski w świetle kamer, w Warszawie, podczas zaprzysiężenia Wałęsy przekazuje mu insygnia władzy. Dziś można powiedzieć „perły przed wieprze”, ale wtedy...Człowiek był młody, głupi i wierzył, że komuna dogorywa.
 Wróćmy do 1990. Po skończonych życzeniach, odśpiewaniu hymnu, itp, Ryszard Czarnecki, bo to on był tym "znajomym znajomych” miał przeprowadzić wywiad z Prezydentem dla „Dziennika Polskiego”, dla którego wtedy pracował. Sam Czarnecki w ogóle jawił nam się jak postać z bajki, bo urodzony w Londynie, wybrał życie w Polsce. Większość młodych ludzi, których los zetknął z Anglią, w ówczesnym czasie dokonywała wyborów przeciwnych. Co ja mówię – w ówczesnym czasie? Czy teraz, dwadzieścia parę lat później jest lepiej?
Znowu dygresja...Po skończeniu wywiadu Ryszard Czarnecki przedstawił nas Panu Prezydentowi. To było silne przeżycie. Ryszard Kaczorowski, dżentelmen, od którego Anglicy szafujący tym słowem dziś już bez widocznej treści w ich ojczyźnie, mogliby się uczyć dobrych manier i kultury w sposobie bycia, poświęcił nam trochę czasu na rozmowę. Było nas kilka osób. Każdemu podał rękę, z każdym zamienił parę słów.
„Skąd pani jest?”- spytał patrząc mi prosto w oczy.
„Z Łodzi” - odpowiedziałam.
„Nigdy nie byłem w Łodzi, ale teraz, jak panią poznałem, obiecuję, ze na pewno do Łodzi przyjadę”.  
Nigdy obietnicy nie dotrzymał, a kiedy już wróciłam do kraju, moi rodzice za każdym razem, gdy prezydent Kaczorowski przyjeżdżał do Polski mówili „I znowu cię nie odwiedził”.
Był jedyną osobą, z tych zabitych pod Smoleńskiem, z którą los mnie zetknął. Zawsze ciepło o nim myślałam. Żeby było ciekawiej – tuż po katastrofie dostałam list od koleżanki, dziennikarki lokalnej gazety z małego miasteczka. Pisała, że Prezydent Kaczorowski kiedyś u nich był, że przeprowadzała z nim wywiad i pokazywała mu miejscowe muzeum. Wykazywał duże zainteresowanie, zadawał mnóstwo pytań. Był przesympatycznym człowiekiem, na każdym kroku podkreślającym, że rozmówca go interesuje, że ciekawi go, co ma do powiedzenia, że nie jest to dla niego odfajkowanie kolejnego punktu nudnego programu dnia. Ona też opłakując ofiary katastrofy smoleńskiej myślała głównie o nim...
Ja do Polski wróciłam jakieś pół roku później, niestety jeszcze nie na stałe. Co mnie tu czekało? 25-go listopada wzięłam udział w pierwszych powszechnych wyborach prezydenckich. Do drugiej tury wszedł wtedy Wałęsa z przybłędą Tymińskim. W efekcie wygrał „potomek imperatora Valensa” i tenże „szlachetnie urodzony” przejął insygnia władzy prezydenta Kaczorowskiego. W tym samym roku zaczął się rozpadać Związek Sowiecki (Litwa, Łotwa i Białoruś ogłosiły niepodległość), zjednoczyły się Niemcy. W Polsce zniesiono cenzurę i wprowadzono religię do szkół. Komu wtedy by przyszło do głowy, że dwadzieścia parę lat później wśród tzw. elit rządzących pojawią się głosy żądające zdjęcia krzyża ze ściany sali sejmowej, powrotu religii do przykościelnych salek katechetycznych, a cenzura, choć już nie jako urząd w solidnych murach konkretnego budynku, będzie szalała pod hasłami poprawności politycznej czy „linii” danego medium. A jednak...
Wszystkim życzę, aby ten Nowy Rok 2014 okazał się dla nas dobry, aby Tusk nie musiał ani razu zakładać swojej „kryzysowej kurteczki” i rozpinać koszulki bez krawata, aby jak najwięcej Polaków przejrzało na oczy, aby Polska znowu była Polską.