Jego matka, jego ojciec

Jako dziecko jeździł zabawkowym samochodzikiem po wawelskich krużgankach. Między królewskimi grobami bawił się z bratem w chowanego. Lato spędzał z matką w pałacu Potockich w Krzeszowicach. Matka pozowała na wielką damę. Policzkowała służbę, dla niego i czwórki jego rodzeństwa czasu nigdy nie miała. Ojciec? Nie pamięta żadnych z nim czułości. Może ze dwa razy pogłaskał go po głowie.
Kto to? Jakiś królewicz? Potomek polskich arystokratów? Nie, to Niklas Frank, syn Hansa Franka, generalnego gubernatora okupowanej Polski. Urodził się w marcu 1939 roku. Już w 1940 przybył z rodziną do Krakowa, gdzie jego ojciec objął urząd najważniejszej persony w Generalnej Guberni. Hans Frank od Hitlera dostał władzę absolutną. „Rozkazy wydaje tylko Gubernator Generalny w zastępstwie Fuhrera. Poza tym nikt”- ogłosił 12 września 1940 roku.
Niklas ma też inne wspomnienia z dzieciństwa. Pamięta jak Hitler głaskał go po twarzy. Pamięta wycieczkę do obozu zagłady, na jaką zabrał go ojciec. Specjalnie dla nich przygotowano widowisko. Wsadzano wymęczonych ludzi na rozjuszonego osła, a kiedy zwierzę ich zrzucało, wsadzano ich kolejny raz. Klepano osła po zadzie, żeby bardziej go zdenerwować.  „Podnosili się bardzo powoli i wcale ich to nie bawiło tak jak mnie”. – opowiada o dręczonych więźniach Niklas Frank. „To było fantastyczne popołudnie. Potem wypiliśmy kakao z dowódcą - takie g… wspomnienia mam po swoim ojcu" – konkluduje.
Nie ma też ciepłych wspomnień o matce.  Brygitte Frank zależało głównie na życiu w luksusie.  Dbała tylko futra i dobre jedzenie. Wiedziała, co się działo w obozach koncentracyjnych. Wyciągała od błagających o pomoc Żydów z krakowskiego getta kosztowności, obnosząc się potem z nimi, mimo, że nawet nie kiwnęła palcem żeby ratować skazanych na zagładę ludzi.
Kim dziś jest Niklas Frank? Z zawodu – dziennikarzem niemieckiego Sterna. Był korespondentem wojennym w Angoli i na Bliskim Wschodzie. Jako jeden z pierwszych zagranicznych dziennikarzy przeprowadził w latach –80-tych wywiad z Wałęsą. W Polsce w bywa często. I to nie z tęsknoty za dzieciństwem. W swoich  wywiadach mówił: „Czy mam ojca oceniać według tego, że dwa razy w życiu pogłaskał mnie po głowie? Czy też mam go oceniać po masach zwłok, które zostawił? Decyzja jest przecież jasna”. „Czy moi rodzice byli dla mnie miłą parą z tą jedną wadą, że po prostu pozostawili po sobie kilka stosów trupów? Nie, dla mnie te stosy trupów określają obraz moich rodziców”
1 września 2003 roku na otwarciu wystawy o okupowanym Krakowie powiedział: „Proszę o wybaczenie w imieniu swoim i śmiertelnie chorego brata Normana za wszystkie zbrodnie popełnione przez rodzinę Franków na Polakach” -
Niklas Frank wcześnie pogodził się z faktem, ze jego ojciec był zbrodniarzem. Dziś mówi, że tylko dzięki tej akceptacji rzeczywistości może normalnie żyć.
Nie usprawiedliwia ojca. Czasami wygląda na to, że za swoje główne życiowe zadanie uważa przepraszanie za jego grzechy.     
„Przez całe życie nie udało mi się uwolnić od pamięci o ojcu. Śnią mi się sterty ciał w obozach. Ciągle żyję w poczuciu głębokiego wstydu z powodu tego, co zrobił”- mówi.  Karę śmierci przez powieszenie dla ojca uważa za słuszną , choć w ogóle jest przeciwnikiem kary śmierci.  Myśli, że to sprawiedliwe, że ojciec mógł poczuć ten strach, który przeżywały miliony jego ofiar skazanych na śmierć.
  „Ojciec przed śmiercią napisał list do mojego starszego brata, z którego wynikało, że do końca nie zrozumiał nic z tego co zrobił. Nie miał żadnych wyrzutów sumienia. Ja też, choć byłem dzieckiem, liczyłem na to, że przed śmiercią da mi jakąś życiową radę. Ale bardzo się rozczarowałem” – pisał Niklas Frank w swojej książce o Hansie Franku.
Kim trzeba być, żeby zasłużyć na całkowity brak akceptacji ze strony własnego syna? Potworem? Szatanem? Niklas mówi, że jego ojciec szatanem nie był. Był zwykłym kryminalistą,  stał się mordercą dla pieniędzy i kariery, bo to Hansa Franka interesowało najbardziej.
Osobiście nadzorował eksterminację Żydów i prześladowania Polaków. Bez wahania likwidował polską inteligencję i kulturową tożsamość.
„Stwierdzam, że wraz z objęciem kierownictwa na tym obszarze przez zwycięskie Niemcy problem Polski w Europie został rozwiązany na zawsze” powiedział Hans Frank w styczniu 1940 roku.
 Nie bez powodu Wawel wybrał na swoją rezydencję. 
„Od dzisiaj nie ma Wawelu, lecz Krakauer Burg” ogłosił 16 lutego 1940 roku.  Niklas Frank mówi: „Zawsze kiedy myślę o Wawelu rozmawiam z ojcem i przeklinam go”
„Nie obchodzi mnie, czy z Polaków i Ukraińców zrobią mielone mięso”- mówił Hans Frank w jakimś przemówieniu, po którym pojechał do opery wzruszać się muzyką Mozarta.
Niklas Frank wspomina, jak w powojennej gazecie zobaczył zdjęcia dzieci zamordowanych w obozach koncentracyjnych, pod którymi widniał napis „Polska”. Był jeszcze dzieckiem, ale wiedział, ze Polska należała wtedy do jego rodziców. „Ja w tym czasie mieszkając na Wawelu jadałem pieczone gołąbki. I tego się całe życie wstydzę. Ale w demokracji nie potrzeba szczególnej odwagi, by o tym mówić.”
„Dla mnie każdy Niemiec ma dwa nazwiska – to rodowe, a drugie to Auschwitz (...) W ludzkiej wyobraźni jesteśmy na zawsze połączeni z obozami koncentracyjnymi”.  „Mamy możliwość spojrzeć historii w twarz albo zapomnieć”. On zapomnieć nie chce.
Pamięta, jak służba w Krzeszowicach za każdą niesubordynację była karana śmiercią. Jakąś służącą zastrzelono za kradzież jedzenia. Służący, który czasem bawił się z nim, kiedyś podczas gonitwy za Niklasem wysypał niechcący trochę sadzy z kominka na pościel. Też czekała go śmierć, ale Niklas zaczął tak strasznie płakać, że służącemu darowano życie, choć pobito go do nieprzytomności. Dziś Niklas Frank cieszy się, że choć jednej osobie uratował życie.
Po wojnie, już podczas studiów Niklas Frank często jeździł z domu na południu na uczelnię na północy Niemiec autostopem. Pytał kierowców, czy wiedzą kogo wiozą, po czym mówił, ze jest synem Hansa Franka. To byli często eks –żołnierze, więc natychmiast podchodzili do swojego pasażera z sympatią, a nawet fundowali mu obiady w przydrożnych restauracjach. Tylko raz, jedyny raz się zdarzyło, że kierowca na wyznanie Niklasa zatrzymał samochód, wysiadł, otworzył drzwi od strony pasażera i wrzasnął ‘Wynocha!”.
 „Był to jedyny porządny człowiek, jakiego spotkałem na swojej drodze. Tak powinien się zachować każdy Niemiec” – mówi dziś Niklas Frank.
W ramach rozliczania się z przeszłością Niklas Frank napisał dwie książki „Mój ojciec Hans Frank” i „Moja niemiecka matka”.
Wystarczy przytomnie rozejrzeć się dokoła, żeby stwierdzić, że historia Niklasa Franka nie jest niestety reprezentatywna. Wtedy nie byłoby o czym pisać. Syn doktora Mengele, mimo że znał miejsce ukrywania się ojca, nigdy go nie wydał. Troje z rodzeństwa Niklasa Franka stara sie usprawiedliwić swojego ojca. Siostra z mężem wyemigrowali do RPA, bo podobal im się apartheid. Kiedyś do niej zadzwonił. ‘Co słychać?” – spytał ‘Właśnie tak sobie rozmawiamy i obliczyliśmy, że jeśli spalono 6 milionów ludzi, to znaczy, że jedno ciało paliło się 6 sekund. Oni wszyscy kłamią.”- odpowiedziała. Niklas rzucił słuchawką.
„Tysiąc lat przeminie, zanim zatarta zostanie wina Niemiec” powiedział nagle w czasie procesu norymberskiego Hans Frank.
Czy rzeczywiście?  Czy wtedy ktoś mógł przewidzieć, że już po kilkudziesięciu latach tamci Niemcy będą dla świata nieokreślonymi etnicznie „nazistami”, obozy koncentracyjne będą „polskie”, a naród niemiecki będzie się gromadził przed telewizorami, żeby obejrzeć epopeję o tragedii narodu niemieckiego i polskich zbrodniarzach , którzy gwarząc o bigosie napadają na „nazistowskie” pociągi, aby stłoczonych w nich Żydów i tak zostawić na śmierć? Czy ktokolwiek przewidział, ze cały świat pozna Oskara Schindlera, a pamięć o Witoldzie Pileckim będzie tylko sprawą lokalną? Że Żydzi otrzymają rangę jedynego narodu skazanego przez „nazistów” na zagładę? Czy ktoś to wszystko przewidział?