Gen. Anders ratuje polskie dzieci z nieludzkiej ziemi

"Szlaki Nadziei. Odyseja Wolności. Gen. Anders ratuje polskie dzieci z nieludzkiej ziemi.
Prócz wojska, nikt, w całej polskiej emigracji, nie miał takiej siły aby sprostać temu zadaniu. A sprawa była wagi pilnej i niezwykle trudnej, jak każda w której na szali leży życie dzieci. Były ich tysiące, głównie sieroty mające za sobą traumatyczne doświadczenia syberyjskiego piekła. Na nieludzkiej ziemi znalazły się deportowane przez Sowietów wraz ze swoimi rodzinami. Kiedy w sierpniu 1941 r. tzw. amnestia dała możliwość utworzenia polskiej armii w ZSRS, do punktów rekrutacyjnych, ze wszystkich odległych miejsc zesłania, przybywali ochotnicy a z nimi dzieci. Gen. Anders, kierowany ojcowską obowiązkiem, rozkazem z 19 września 1941 r. utworzył Szkołę Junaków. Przyjmowano praktycznie wszystkich, bez względu na wiek, ważne było aby ratować polskie dzieci od chorób i głodowej śmierci. Wiosną 1942 r. po ewakuacji na bliski wschód, stan ilościowy wskazywał ponad 15 tyś. młodocianych rekrutów.

Tak liczna grupa młodzieży, wymagająca opieki medycznej i edukacji, wzbudziła wśród elit polskiej emigracji gorączkową dyskusję, kto i jak weźmie ten ciężar na swoje barki. Od angielskiej misji wojskowej, po negocjacjach, uzyskano zgodę na organizację polskiego szkolnictwa, pod warunkiem, że będzie miało charakter wojskowy. Za podstawę wzięto paragraf “Young Soldiers Battalions”, wcielony w życie podczas Iwś. Chronił on nieletnich ochotników dopóki nie osiągnęli pełnoletności, pozwalając na odesłanie ich do domów lub zapewniając odpowiednią opiekę i szkolenie.

Zasady programowe szkół junackich oparto na polskiej Ustawie Szkolnej z 11 marca 1932 r. Anglicy udostępnili swoje warsztaty, sprzęt techniczny i delegowali, dla wsparcia organizacyjnego i merytorycznego, instruktorów. Brytyjskie Ministerstwo Lotnictwa zaproponowało m.in otwarcie szkoły w stacji RAF w Halton, gdzie zorganizowano szkolenie w Lotniczej Szkole Technicznej dla 285 junaków. Z tej grupy chłopców, 100 odkomenderowano do stacji RAF w Cranwell na wydział komunikacyjno-radarowy. Początkowo kadra nauczycielska (głownie oficerowie i podoficerowie) skoncentrowana była na przekazaniu wiedzy ogólnej w celu doprowadzenia chłopców do poziomu pozwalającego rozpocząć szkolenie techniczne. W Halton junacy mogli kształcić się w pięciu zawodach: płatowce, przyrządy pokładowe, elektrotechnika, rusznikarstwo i silniki. Wykłady odbywały się po polsku, jednak pod koniec kursu wszyscy uczniowie musieli przejść na j. angielski, gdyż końcowe egzaminy odbywały się właśnie w tym języku. Wielce pomocne, w poznawaniu j. angielskiego, okazały się krótkie urlopy, które uczniowie otrzymywali dwa razy do roku. Dzięki gościnności zaprzyjaźnionych rodzin, chłopcy mogli je spędzać w brytyjskich domach, poznając angielski styl życia a przede wszystkim doskonaląc sam język.

Zakończenie działań na frontach II WŚ nie przerwało nauki w Szkołach Junackich. Cała grupa uczniów zdała egzaminy w dwóch terminach: w lipcu 1947 r. i w marcu 1948 r. Około 35% absolwentów szkoły w Cranwell i około 50% szkoły w Halton, podpisało kontrakty na pięcioletnią służbę zawodową w Royal Air Force..."

W Stalinowskiej roSSji zginęli by z głodu i wycieńczenia w lasach Syberii i Moskiewskich katowniach.

Żródło : IPN https://www.facebook.com/ipnra...

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Tezeusz

19-05-2022 [08:21] - Tezeusz | Link:

Sowiecka inwazja z 17 września 1939 roku zapoczątkowała masowe deportacje ludności polskiej na Syberię. Trafiali tam nie tylko wykształceni i zdyscyplinowani „wrogo­wie ludu”, jak wojskowi czy policjanci, lecz tak­że ich rodziny. W sumie z domem musiało się pożegnać około 1,7 mln mieszkańców Kresów.
Gdy Hitler zaatakował ZSRR, Stalin zmie­nił zdanie na temat przyszłości deportowanych: Polacy mieli walczyć u boku Rosjan. Armię zło­żoną z ludzkich cieni zaczął tworzyć w Uzbe­kistanie gen. Władysław Anders. Obserwując jednak nieprzyjazną politykę Stalina wobec Polaków, doprowadził do ewakuacji swoich żołnierzy i ich rodzin do Persji. 116 tys. prze­siedleńców, w tym tysiące sierot, przeprawiło się przez Morze Kaspijskie.
Gdy odmaszerowało wojsko, na irańskiej ziemi pozostało 45 tys. cywilów, w tym około 13 tys. dzieci do lat 14. Teheran był gościnny, ale nie mógł pomieścić wszystkich uchodź­ców. I wtedy, mimo wojennej pożogi, domy dla polskich cywilów zaczęto organizować w odległych krańcach globu. Zapraszano ich do Meksyku, Indii, Afryki i do leżącej na anty­podach Nowej Zelandii.
Jesienią 1944 r., po miesięcznej podróży, 733 polskich dzieci wysiadło na ląd w porcie Wellington. John Roy-Wojciechowski, dziś Konsul Honorowy Rzeczypospolitej Polskiej, miał 10 lat, gdy stanął na nowozelandzkiej zie­mi. Razem ze swoją nową wielką rodziną: kole­gami, osieroconymi jak on dziećmi, mającymi za sobą pełną koszmarnych obrazów ucieczkę z Syberii. Na statku nie było źle, kołysanie dało się znieść. W podróży opiekowali się nimi pol­scy lekarze, pielęgniarki i nauczyciele. Nawet na statku dzieci nie przerywały edukacji. Czyta­nie, pisanie, liczenie - to była miła odmiana po walce o przetrwanie w syberyjskich mrozach.
https://www.focus.pl/artykul/d...
https://dzieje.pl/aktualnosci/...