Fałszywym świadectwem, teorią symetrii lub sondażem

Można na chama, czyli łgać w tzw. żywe oczy a la Lenin lub Goebbels. Chociaż nie stronią od tej metody gwiazdy żurnalistyki mainstreamu konfabulacji oraz autorytety moralne z salonu warszawki i saloniku krakówka, to nie warto tracić czasu na poważne nad tym rozważania, bo taka narracja trafia tylko do rozumków niby wykształconych ćwierćinteligentów.

Subtelniejszą metodą fałszowania rzeczywistości jest teoria symetrii, która poza tym sama się powiela i nie wiadomo, kto ją uruchomił. Faktem jest wszak, iż coraz częściej się z tym kuriozum spotykam tak w życiu towarzyskim, jak i na forach internetowych. Ludzie pochylają się w szlachetnej trosce nad dramatem podziału Polaków na dwa zwalczające się bezwzględnie plemiona.

Osią owej symetrii ma być spór pomiędzy ugrupowaniami pochodzenia solidarnościowego PiS i PO – „kłócą się zamiast zawrzeć kompromis” – powiadają zatroskani. Mieliby rację, gdyby to była konfrontacja poglądów politycznych, np. dotyczących liberalizmu i interwencjonizmu gospodarczego. Nie jest to jednak – jak uważam i nie jestem w tym odosobniony – spór o poglądy polityczne. To jest spór zasadniczy o praworządność, etykę życia społecznego oraz o suwerenność w polityce.

Jaka bowiem może być symetria w traktowaniu następujących kwestii?:
# rzeczpospolita kolesiów – PiS usiłowało ją zlikwidować, a rząd PO ją restauruje i konserwuje:
# afery łapówkarskie - PiS z nimi walczyło, a działacze PO w nich uczestniczą;
# szpiegowska agentura sowiecka – PiS ją likwidowało, a rząd PO osadza ją w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i w ambasadach;
# fałszowanie wyborów – PiS podnosiło alarm, a działaczom PO prokuratura stawia zarzuty za przestępstwa wyborcze;
# pozycja Polski – politykę wobec sąsiadów PiS wzorowało na idei jagielońskiej, niewątpliwie unijnej, a PO wzoruje na uległości Stanisława Augusta wobec Rosji i Prus, co doprowadziło kiedyś do likwidacji Polski...

Trzecią metodą socjotechniczną mącącą w głowach Polaków są tzw. badania preferencji wyborczych. Po ubiegłorocznej – nie przez wszystkich dostrzeżonej – kompromitacji krajowych firm socjometrycznych, Organizacja Firm Badania Opinii Rynku zleciła zespołowi kierowanemu przez prof. Henryka Domańskiego ocenę metodologii i rezultatów sondaży wyborczych.

28 stycznia zespół opublikował raport , który: raz – nie stanowił rzetelnej analizy, dwa – nie wywołał dostatecznego echa w mediach. Jak by nie było zawierał dwa istotne stwierdzenia:
1 – cytuję – „Sondaży wyborczych nie można traktować jako prognozy wyborcze”;
2 – ustalono stopień „realizacji” nawet na poziomie 10 – 20 proc., czyli 90 do 80 proc. indagowanych nie chciało ankieterom odpowiadać na pytania.

Profesjonalnie przeprowadzone badania opinii publicznej obarczone są błędem statystycznym wynoszącym 3%. Jaką przeto wartość mają wyniki badań preferencji wyborczych z tygodnia 11- 17 lutego 2011 r. – podaję stosunek PO – PiS w procentach: CBOS 37 – 20; Homo Homini 32 – 28; GFK Polonia 46 –32. Czy jest to wynik niechlujstwa i braku profesjonalizmu, czy wypaczanie na zamówienie opinii publicznej poprzez tworzenie tzw. samospełniających się przepowiedni?

W trakcie narady wojennej na temat strategii w walce z Murzynami pod wodzą Shaka Zulu, jeden z brytyjskich oficerów zaproponował – Wpierw trzeba dzikiemu zabełtać we łbie!

Niestety, obecna manipulacja opinią publiczną w Polsce ma więcej wspólnego z kolonialnym podbojem Zulusów niż z demokracją.