Kooperatywa. 6.

 Stałem obok Marka na konstrukcji schodka. Pospawany z duraluminiowych rurek dawał naszym nogom oparcie. Ziemia była 18 kilometrów niżej. Kiedy Pablo zadzwonił poprzedniego dnia i powiedział że fajnie nam się razem pracowało i że potrzebowałby znowu naszej pomocy od razu pomyślałem o skrzydłach i butach. Były już dość dobrze przetestowane, ale zwykle dolatywali do kilkuset metrów w górę. Nigdy nie mieli skafandrów, więc nie zapuszczali się wyżej. Kiedy przedstawiłem mój pomysł najpierw mieli wątpliwości, ale kiedy powiedziałem że weźmiemy też spadochrony, ot tak na wszelki wypadek, zgodzili się. Do późna pracowaliśmy nad zaadaptowaniem konstrukcji do skafandrów z butlami tlenowymi. Teraz panel założony, spadochrony i osprzęt mamy na sobie. Lecimy. Najpierw skoczył Marek. Usłyszałem jak mówi - olaboga, zajebiście.
Odczekałem dwie minuty i skoczyłem za nim. Byliśmy w dwusiecznej między linami, cały ruch powietrzny został tu wstrzymany, na dole pole patatów, jest bezpiecznie.
Minutę po skoku odpaliłem skrzydła i stopniowo zwiększałem moc. Trójkąt lin był daleko, ale czułem że zwalniam, wreszcie zawisłem kilkanaście kilometrów nad ziemią. Marek też hamował, ale później zaczął i był kilka kilometrów nad ziemią. Teraz zaczął się wznosić. Po chwili zobaczyłem pod sobą czarną kropeczkę, zaczęła się zbliżać. Chłopaki z dołu zaczęli korygować kurs. Robert już wymyślał algorytmy do naprowadzania. Coraz lepiej widziałem Marka. Nade mną wisiało kilka dronów, jeden zaczął się opuszczać. W końcu Marek zawisł obok mnie i dał znak że możemy polecieć kawałek. Polecieliśmy na południowy wschód a potem zakręciliśmy na południe. Przelecieliśmy kilka minut i zaczęliśmy się opuszczać. Paliwa wystarcza na piętnaście minut, zostało jeszcze na sześć, byliśmy dziesięć kilometrów nad ziemią. Zredukowaliśmy silniki i kiedy zostało tysiąc metrów zaczęliśmy hamować. Marek zużył więcej paliwa. Powiedział do mnie, ja otwieram spadochron. Wyłączył silniki i zaczął spadać jak kamień, po chwili zobaczyłem pomarańczową czaszę. Miałem jeszcze pół kilometra i nie mogłem się zdecydować na spadochron. Dałem ciąg na minimum i zacząłem spadać, pięćdziesiąt metrów nad ziemią zwiększyłem i doszedłem do trzydziestu metrów, dwudziestu, przy dziesięciu dałem dużą dawkę, tak że prawie zawisłem i zacząłem się opuszczać do ziemi. Kiedy stanąłem na polu patatów zbiornik był prawie pusty.
Wiceminister był wściekły, jak to, chciałeś przelecieć sprzątaczkę?  Ten palant, ochroniarz powiedział mi że współwłaścicielkę hotelu. Co za hołota bez ambicji, co za bezczelne śmiecie. Mam tego dosyć. Dzisiaj porozmawiam z ministrem. Trzeba coś zrobić z tymi pieprzonymi głupkami. Sacrable.
Minister czekał w salonie. Siedział na kanapie z martini i cygarem. Widząc wzburzenie podwładnego uśmiechnął się lekko i powiedział – co o nich sądzisz? To hołota bez ambicji, to psy, świnie, parszywe gówno. Nie mają szacunku dla nikogo, parszywe dziadostwo, nie ma dla nich nic świętego. To na pewno lewaki i masoneria. Na pewno są wrogami kościoła. Na pewno papież by ich wyklął gdyby ich poznał tak jak ja. Czy pan wie co oni zrobili?  -  Co?  -  Wyrzucili z hotelu mojego siostrzeńca z kolegami, a jakiś dupek z ochrony okłamał mnie bezczelnie, powiedział że mój siostrzeniec chciał zgwałcić współwłaścicielkę hotelu, a to była zwykła pokojówka, chłopaki chcieli się zabawić, przecież nie za darmo. Dostałaby za parę godzin tyle, co za miesiąc roboty.
Minister uśmiechnął się. Słuchaj Garcia, ja muszę być dla nich miły, wiesz, opinia publiczna. Ale tobie daję wolną rękę. Jeśli będziesz potrzebował czegoś, tylko powiedz. Wielu ludzi będzie ci kibicować, to potężni ludzie.
Garcia wychodził od Ministra w świetnym humorze. Dostanę tych szmaciarzy.
Ewa klęczała w kaplicy. Matka Boska Częstochowska patrzyła na jej łzy. Matko Najświętsza, jakaż ja jestem niegodna, żeby tu wejść do Ciebie. Nie umiem sobie poradzić. Zakochałam się w Marku i kocham Manuela. Matko Najświętsza, jaka niegodna jestem, ale nie umiem się zmienić. Od dawna trwała tak na klęczkach w pustej kaplicy, co chwila szloch przeszywał jej plecy. Po jakimś czasie wreszcie się uspokoiła, wytarła chusteczką oczy, wstała i wyszła z kaplicy żegnając się znakiem krzyża. Poszła do łazienki, umyła twarz a potem poprawiła delikatny makijaż. Nie było tego dużo,  szminka i coś na rzęsach. Była młoda i śliczna. Faceci zakochiwali się w niej, niektórzy to wyznawali, inni nie, ale ona wiedziała. Cieszyła się tym, albo to przeklinała, ale była jaka była.
Dwa tygodnie minęło od odlotu reszty spółdzielni na księżyc. Na teleodprawie tydzień temu postanowiliśmy że w miarę możliwości będziemy przyjmować nowych, ale nie musimy się spieszyć. Zwykła procedura to co najmniej dwa lata pretendowania a potem pół roku nowicjatu. Wielu odpada bo warunki są surowe. Absolutna abstynencja od alkoholu i narkotyków, a na etapie nowicjatu również od seksu. Zakaz hazardu, w to wchodzi również gra na giełdzie. Zakaz zaciągania pożyczek w komercyjnych bankach. Absolutna uczciwość. Nie wolno kłamać ani niczego zataić. Ten system tak działa, że nie da się żyć z kłamstwem. Na początku przychodzili tacy co lubili wypić, później pazerni na pieniądze, trafiali się szpiedzy, tacy prawdziwi, opłacani przez rządy. Nikt nie umiał utrzymać jakiegokolwiek kłamstwa dłużej niż przez rok. Rekordzistą był pewien Żyd z Mosadu. Pękł po piętnastu miesiącach. Ruscy i Amerykanie mogli dotrwać do pół roku, inni pękali do trzech miesięcy. Nie chcieli wierzyć że tak to działa, ale fakty mówiły swoje. Niby dali sobie spokój, ale od czasu do czasu kogoś podsyłają.
Przyjmujemy najchętniej wykluczonych i narażonych na wykluczenie. Opieramy się na słowach Jezusa „kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym”. Zwykli ludzie też do nas trafiają, ale im jest trudniej. Wykluczony przewartościowuje całe swoje życie, więc łatwiej mu używać prawdy w komunikacji, bo żył po drugiej stronie osi, różnica jest dla niego widoczna po kilku tygodniach. Kiedy trafia do nas człowiek, który standardowe społeczne prawdy i kłamstwa miał na co dzień wymieszane, potrzebuje więcej czasu do odrzucenia powszechnych fałszywych przekonań.
Marek był przez ten czas szczęśliwy, wszystko robił jak w transie. Obliczał pola przekształceń energii i pisał jakieś długie, skomplikowane wzory. Robert siedział przy klawiaturze i programował to, co wymyślił Marek. Ja z Karolem udoskonalaliśmy  laser, kiedy spytał czy umiem strzelać z konwencjonalnych rodzajów broni. Powiedziałem że umiem z kałacha, ale to dawno było, gdy ostatni raz miałem w rękach. Zresztą nie wierzę w strzelanie, kopnięcie w jaja, albo uderzenie w krtań są skuteczniejsze. Karol spojrzał na mnie z ironią i powiedział tam leżą mopy, spróbujmy trochę pomachać. Wziąłem swój kij i przyjąłem postawę jak na filmach, Karol zrobił ruch i poczułem że ręce mam puste. Kij leżał kilka metrów ode mnie. Podniosłem go i skoncentrowałem się, Karol stał naprzeciw, w następnej sekundzie nie było go przede mną, czułem za to na gardle przystawiony koniec jego broni. Gdyby walka była prawdziwa, byłoby kiepsko.
Nie wiem co się stało, brałem udział w zadymach i zdarzało się wygrywać, ale dzisiaj jestem zdruzgotany – powiedziałem do Karola – nie przejmuj się, jest niewielu ludzi na świecie, którzy mogą mi dorównać, a awantur i tak lepiej unikać, już swoje narozrabiałeś. Teraz stawaj i zaczynamy treningi. Zaczęliśmy od tai-chi, wydawało mi się głupie, podnoszenie rąk w górę i w dół, i oddychanie w takim rytmie. Potem pół godziny nauki trzymania kija. Tragedia.
 
Marek biegł jak na skrzydłach, Ewa czekała na skwerze obok uniwersytetu. Podszedł do niej i już z daleka zobaczył że jest bardzo poważna. Zwolnił zaniepokojony i powiedział witaj kochanie.
Marku, musze ci coś ważnego powiedzieć.
Co?
Zakochałam się w tobie…
Marek się uśmiechnął radośnie
… ale kocham też Manuela.
Marek zbladł
Nic nie mów. Idę teraz do domu, jeśli zechcesz spotkamy się jutro.
Odwróciła się i odeszła. Marek został sam i nie mógł uwierzyć w to co się stało. Gardło zacisnęło mu się tak, że z trudem oddychał.
Wrócił do pokoju i położył się na łóżku, leżał z oczami utkwionymi w sufit. Kiedy przyszedłem powiedział, kurwa, zazdroszczę tym, którzy mogą się upić, czasami jest w człowieku taki ból, którego nie można znieść.
Co się stało
Nie chcę o tym mówić.
Oczywiście, kiedy zechcesz – powiesz.
Leżał i co jakiś czas ciężko wzdychał. Ja się zabrałem za testy chi – kwadrat, od czasu do czasu warto poćwiczyć, potem jeszcze zamierzałem zabrać się za past perfect, gdy nadszedł Karol.
Chodźcie do nas, mamy ważnych gości.
Marek podniósł się niechętnie i powlókł za Karolem, szedłem na końcu.
Weszliśmy do pokoju i zrobiło się ciasno.
Stefan Inskip, którego znałem był w mundurze SOC. Azjatyckiej urody atleta to Dzion Lee – służył spółdzielni jako jeden z członków komórki analiz społecznych i politycznych, Piotr Mastalerz był przedstawicielem atlantyckiego zarządu.
Nawet Marek na chwilę zapomniał z wrażenia o Ewie. Musiało stać się coś nadzwyczajnego.
Zaczął Dzion. Wiecie że aktywność szpiegów w kooperatywie wzrosła w ostatnich kilku tygodniach?
Jak to odkryliście?
Monitorujemy korelację wstąpień i wystąpień i aplikacji o pretendenturę. W kilku regionach tau kendala przybiera wartości 0,5 do 0,7 ale najwyższa jest przy waszej wieży.
Ale ciągle przyjeżdżają do nas z całego świata, to spora atrakcja otrzeć się o kosmos, nawet przy sprzątaniu albo hydraulice.
Tak było zawsze, uwzględniamy ten wskaźnik, ale ostatnie kilka tygodni to wzrost, korelacja jest wyraźna.
Czy my możemy w czymś pomóc? To są sprawy na walne zgromadzenie , ewentualnie na zarząd.
To wy dwaj skakaliście wczoraj?
Tak, skąd wiecie?
Wszyscy wiedzą, jesteście gwiazdami portali lotniczych, a miliony nastolatek już się w was rozkochały.
Coś ty?
Przecież filmowaliście wydarzenie, poszło do sieci i nawet telewizje pokazują. Macie pół miliarda odsłon.
Siedzieliśmy bez słowa patrząc po sobie.
Robert powiedział – ja wysłałem film paru znajomym, wczoraj wieczorem. Przepraszam.
Nic złego się nie stało, wręcz przeciwnie. Ale teraz muszę was prosić o ważną rzecz, to będzie coś bardzo nietypowego i tylko w bardzo wyjątkowych przypadkach stosujemy takie prośby. Chcemy żeby to, o czym będziemy rozmawiać było objęte ścisłą tajemnicą.
To ja wychodzę -  powiedziałem - Cały świat pogrąża się w gównie bo ludzie robią sobie tajemnice, to jest niezgodne z naszymi zasadami. Bawcie się beze mnie.
Poczekaj proszę, nie unoś się. Wolno nam ze względów bezpieczeństwa czasami utrzymywać w tajemnicy pewne fakty.
Wiem że wam wolno, wiem że dobrze robicie, wiem że dla dobra kooperatywy, ale ja wychodzę, róbcie swoje. Ty Marku proszę cię, zostań, jesteś mądrzejszy ode mnie. Wiem że macie ważną sprawę i że to co robicie jest istotne dla bezpieczeństwa kooperatywy. Jedyne co zrobię, to nie powiem o tym spotkaniu nikomu. I tak złamię moje święte zasady. Brzydzę się tajemnicami.
Wyszedłem i zająłem się ćwiczeniami z past perfect. Nie spytałem nawet dlaczego wybrali taki test zależności.