Rachunek Tuwima

 Ktoś sobie przypomniał o jego istnieniu. Nieważną  pozostaje okoliczność skłaniająca do poszukiwania w odmętach  internetu frazy >>Tuwim rachunek<<. Uparcie wypływało na wierzch jedno i to samo dziełko dla niedorosłych.  Infantylne (z pozoru) i nie tak psychodeliczne,  w porównaniu z tym poszukiwanym. „Trudny rachunek” (Szły raz drogą trzy kaczuszki),  lektura dla przedszkoli okazywała się, w świetle sugestii wyszukiwarki,  dla prawie wszystkich zobowiązaniem kompletnie satysfakcjonującym i zamknięciem matematyki na całe życie. Rezultatu pożądanego łowy nie przyniosły. Rzućmy więc toto przyniesione skądinąd w te nieczyste wody;  dorośli też zasługują na swój rachunek i na myślenie poważne. Spróbujmy potem dokarmić tę poetycką niesamowitość słowem marnej reklamy, żeby nie zdążyła zdechnąć w jałowym środowisku niezrozumienia.

Julian Tuwim
Rachunek

Liczą mnie jacyś przez noc całą,
Piszą i piszą, a wciąż mało.
Skacze pokraczny szyfr.
Już jestem słaby i zmęczony,
Piszą biliony, kwadryliony,
Roi się szereg nieskończony
Cyfr.

Nie mogą zliczyć mnie, nie mogą,
Mylą się, kreślą gorączkowo,
Gdzieś sterczy głupi błąd.
Więc znów na nowo i na nowo
Wieszają nad mą pełną głową
Liczb robaczywych rząd.

Miliard miliardów naliczyli,
Przez sto milionów pomnożyli,
A jeszcze straszą, jeszcze grożą,
Że przez 13 mnie pomnożą,
Przez nieskończoność mej mordęgi
Będą mnie wznosić do potęgi,
Do 17-tej, do 9-tej, do 365-tej,
I znów pomnożą, znów podniosą,
Spiętrzą się liczby ku niebiosom,
Rozsadzą wszechświat, w bezmiar wyjdą,
Urosną nad mą biedną głową

Abrakadabrą, piramidą,
Kolumną runą stuwiekową,
Jak wszy rozbiegną się w zakątki,
Rozpadną się i znów rozmnożą
W siódemki, dwójki, czwórki, piątki,
W ósemki, zera i dziewiątki,
Spęcznieją w rojne stubiliony,
Miliardy, seksty - oktyliony,
Żarłoczną mnie opadną dziczą,
Aż mnie przeliczą, aż doliczą,
Aż mnie pomnożą czarne katy
Przez wszystkie światy i wszechświaty.
 
Wierszyk jest bolesny – znane powiedzenie „kosmos jest w nas” daje poczucie luksusu duchowego, tutaj  nie ma nawet tego „my”, za którym się można schować; jest jedyne  „ja” próbujące się bronić przed sprowadzeniem go w całości do liczby – wzoru, sztancy pozwalającej usuwać i odtwarzać a w istocie zapowiadające zero. Odtwarzać? Po co? Przeliczyć, przemleć, przesortować i zapomnieć.

Jacyś. Każdy wie, że istnieją naprawdę. Namierzają, sprawdzają, kontrolują. W epoce autora  wszechkontrola była już na  zaawansowanym etapie swego rozwoju,  natomiast komputer i cyfryzację czuć mógł wtedy tylko poeta-wróż.

Cyfrrrrrr…
Wydzielone. Brzmi to jak gitarowy riff w  z „Summertime” Joplin i Big Brother & the Holding Company. Albo jak wyśpiewane tu  „rich”. Piękne.
http://www.tekstowo.pl/piosenka,janis_joplin,summertime.html

http://www.youtube.com/watch?v=d_-FhTc78yM

Dlaczego takie skojarzenia i po co ten drugi link z żywymi ludźmi, nie wiem. Antidotum jakieś i odtrutka na zwątpienie – kołysanka to w końcu.

Błąd. Wierzący w istnienie duszy powiedzą, że to ona jest tą niepoliczalną cząstką; niewierzący kibicują tej samej nadziei nieredukowalności człowieka - mówią o „szczelinie antropologicznej”, niedającym się ujarzmić i oszacować szaleństwie, w jakie wyposażony jest każdy człowiek (E. Morin).

Nic to… Policzą, przeliczą i doliczą do końca.
 W najdalej idących teoriach kosmologów liczba wszechświatów może wynosić 10^10^10^7, jest to liczba, której  w postaci dziesiętnej ma liczbę zer większą od liczby atomów w obserwowalnym wszechświecie szacowaną na 10^80 (za Wikipedią).

http://www.atlasoftheuniverse.com/

Co więcej?