O mojej Mamie, której nie ma od 5 lat, dla której profesura i kariera naukowa zawsze była mniej ważna niż jedyny syn. Po tym, gdy odeszła przestałem się bać śmierci. O babci Bronisławie, więźniu politycznym „za Stalina”, która nigdy w PRL nie była na żadnych wyborach, by nie legitymizować systemu, a w czasie II wojny współpracowała z „Żegotą” i ratowała żydowskie dzieci z warszawskiego getta. Może dlatego tak bardzo oburzały ją, już jako staruszkę, zarzuty „polskiego antysemityzmu” kierowane wobec jej narodu i jej pokolenia. O babusi Konstancji, cichej, oddanej, która towarzyszyła mojej rodzinie przez blisko pół wieku. O wujku-dziadku Walerym, ochotniku w wojnie z bolszewikami w 1920 roku, strzelcu wyborowym, którego zupełnie nie rozumiałem, gdy mówił mi, dzieciakowi, jak bardzo przeżywał śmierć pierwszego, zastrzelonego przez siebie czerwonoarmiejca (zastrzelił go na wieży kościelnej, skąd tamten strzelał do Polaków). Dziś rozumiem go więcej. O dziadku Ryszardzie, którego nie poznałem, który zginął pod gruzami warszawskiego domu w 1946 roku, domu zbombardowanego wcześniej przez Niemców. O stryjecznym dziadku Jerzym, który, jako „kapitan Ostrowski” poległ w AK-owskiej partyzantce w lasach w 1943 roku, a którego grób znajduje się na warszawskich Powązkach. O ciotecznym dziadku, Eugeniuszu, który zmarł z obrażeń odniesionych w wypadku w Jerozolimie, jeszcze w latach 20. zeszłego stulecia. O babci Franciszce, która zmarła w czasie porodu brata Mamy. O ciotecznym dziadku Romanie, zaginionym gdzieś na bezkresnych obszarach Brazylii, gdzie udał się, jak wielu Polaków, za chlebem. O dziadku Henryku, ojcu ojca, dyrektorze teatrów w II Rzeczypospolitej, m.in. w Sosnowcu, z którym jeździł na tereny plebiscytów śląskich, by polską mową wspierać polskie wybory Ślązaków, ale też w Częstochowie i Grudziądzu.
Myślę o Was z miłością. Po latach zrozumiałem frazesy, wcale nie wyświechtane, o „narodzie jako sztafecie pokoleń”...
W przeddzień Wszystkich Świętych, w okresie PRL nazywanego eufemistycznie „Świętem Zmarłych” myślę o moich najbliższych, którzy odeszli, a którzy przecież są - wierzę - w innym, lepszym świecie.