Bez rozgłosu i nie wiadomo czemu wycofano priorytet „Strategia Morza Bałtyckiego”. Doszły 3 nowe: Rynek wewnętrzny, Wspólna Polityka Bezpieczeństwa i Obrony, Pełne wykorzystanie kapitału intelektualnego Europy. Ale ostatnio w czasie wizyty w Turcji min. Sikorski dodał niespodziewanie jeszcze jeden priorytet, dość zaskakujący: przyspieszenie przyjęcia do UE tego właśnie, islamskiego kraju...Tyle, że jak priorytetów jest za dużo, to tak naprawdę nie ma ich wcale.
Sprawa zmieniających się priorytetów polskiej prezydencji pokazuje, że w tej sprawie, kluczowej, jakby nie było, w rządzie panuje chaos i kompletnie nie ma wizji. Skądinąd: nie tylko w tej sprawie...
Co to oznacza? Ano to, że w czasie naszej prezydencji nie będziemy w stanie załatwić spraw dla Polski najważniejszych. Nie będziemy, bo rząd Tuska ma kłopoty z ich zdefiniowaniem. Tusk poklepie się tradycyjnie z Merkelową i jeszcze kimś, zrobi sobie przedwyborcze fotki (w trakcie prezydencji będą wybory) i ogłosi wszem i wobec, żeśmy odnieśli niesamowity (jak zwykle od 2007 roku!) sukces. Inne większe kraje, z nami rywalizujące, odetchną z ulgą: u Polaków znów para poszła w propagandowy gwizdek... Media sympatyzujące z rządem zrobią - taka norma! - dobrą minę do złej gry i będą udawać, że wszystko jest cacy... A będzie zgoła na odwrót.
Polska prezydencja w UE zaczyna się za niespełna 8,5 miesiąca, ale rząd Tuska dalej nie wie, co chce w czasie, gdy będziemy przewodzić Unii, ugrać dla Polski. Priorytety naszej prezydencji, uroczyście ogłaszane, są cichaczem zmieniane. W styczniu 2009 r. było ich 4 (Budżet UE, Partnerstwo Wschodnie, Bezpieczeństwo energetyczne, Strategia Morza Bałtyckiego), a w lipcu 2010 r. - 6. Przybyły jednak nie 2, a... 3 priorytety.