Oficjalnie stwierdzono, że prezydenci obu krajów rozmawiali m.in. o sprawach mniejszości: polskiej na Litwie i litewskiej w Polsce. Ta akurat rzecz kładzie się głębokim cieniem na naszych wzajemnych relacjach. Państwo polskie nie umie sobie poradzić z ewidentną dyskryminacją naszych rodaków w Republice Litewskiej. Nie pomagają prośby - czy pomogą groźby, że postawimy tę sprawę na forum międzynarodowym (Parlament Europejski, Rada Europy)? Należy postawić pytanie, co osiągnął Komorowski w tym właśnie, absolutnie newralgicznym obszarze? Obawiam się, że nic. Stanowisko Sejmasa, czyli litewskiego parlamentu, i rządu tego kraju wobec Polaków jest więcej niż sceptyczne. Czy to nastawienie zmieni wizyta Komorowskiego? Oby. Ale osobiście wątpię. Jednak to nie kwestia moich odczuć czy obaw. To kwestia faktów. Jeżeli w najbliższych tygodniach Wilno zmieni w praktyce, także legislacyjnej i wykonawczej (decyzje ws. polskiej oświaty!), swój stosunek do naszych rodaków-obywateli Litwy - to będę pierwszy, który za to Komorowskiemu podziękuje. Jeśli jednak nic się nie zmieni - to będę pierwszy, który publicznie oskarży prezydenta RP o współodpowiedzialność w tym zakresie. Albo-albo. Albo zmiana nastawienia do tamtejszych Polaków - albo zgoda na ich dalsze, cyniczne wynaradawianie. To jest gra o sumie zero-jedynkowej. Już niedługo zobaczymy, co Komorowski osiągnął na Litwie. Lub też czego nie załatwił. Obawiam się fiaska. Z ostatecznymi ocenami się wstrzymam - ale przeczucia mam złe, albo nawet bardzo złe...
Prywatna, niezapowiedziana wizyta prezydenta Komorowskiego na Litwie (ale i urlop tamże przez niego spędzany) zebrała wiele pochlebnych komentarzy. Należy jednak najpierw poczekać na efekty tej eskapady, a dopiero potem chwalić.