Znienacka pojawiły się publiczne wypowiedzi ze strony rządowej (wcześniej nawet nie do pomyślenia!) krytykujące Moskwę za opieszałość, za dostarczanie niepełnej dokumentacji czy choćby stwierdzające sam fakt, że nasi wschodni sąsiedzi się z tym śledztwem jakoś nie uwijają... Skąd ta zmiana? Bo jednak jest to zmiana wyraźna! Ewidentnie narracje w tej sprawie narzucił Jarosław Kaczyński i poselski zespół, w którym są tylko posłowie PiS. Opozycja wprowadziła temat, narzuciła tempo debaty. I choć została przez polityków rządu i PO totalnie skrytykowana za „antyrosyjskość" czy wykorzystywanie (!!!) tragedii smoleńskiej do własnych interesów to jednocześnie w tym obszarze odniosła sukces : prokuratura i rząd są tutaj o wiele energiczniejsze niż były. I jednak nie z własnej woli. Zostały wprzęgnięte de facto, chcąc nie chcąc, w moralno-polityczny plan Jarosława Kaczyńskiego . Plan maksymalnego wyjaśnienia przyczyn tragedii i rozliczenia tych, którzy za nią odpowiadają, obojętnie od ich narodowości. Ludzie z rządu wiedzą, że nie mogą dalej udawać ,że Rosjanie (i oni sami zresztą) są w sprawie śledztwa OK. Musieli zmienić język. Musieli zająć sie tematem. I odtąd zaczęli odgrywać role ze scenariusza Jarosława Kaczyńskiego. Nawet jeśli o tym jeszcze nie wiedzą lub wciąż nie zdaja sobie z tego sprawy. Już samo poważniejsze postawienie tematu, odejście-choćby częściowe-od dotychczasowego programu rządu w tej kwestii, który charakteryzował się określeniem: być jak struś, który chowa głowę w piasek- jest już, mówiąc językiem futbolu amerykańskiego, zdobyciem pierwszej bazy. Teraz pora na kolejne. Bo że opozycja w tej sprawie dalej będzie narzucać język i tematykę Panom z PO jest oczywiste.
Nagle przedstawiciele polskiej administracji i politycznego zaplecza rządu dostrzegli, że król jest nagi-czyli to, co wcześniej wiedziały nawet dzieci- i że Rosjanie nie spieszą się bynajmniej ze śledztwem ws. katastrofy smoleńskiej.