Sportowa pocztówka z Bośni i Hercegowiny

Jestem w Bośni- Hercegowinie. Miasto Mostar z górującym nad okolicą wielkim krzyżem. Mniej więcej połowa mieszkańców to Chorwaci - katolicy, druga połowa to Bośniacy-muzułmanie, a co 25 mieszkaniec to Serb-a więc prawosławny.  Miejscowi to fani piłki. Chorwaci dopingują Chorwację, co może oczywiste, Serbowie- Serbię, –za to Bośnię i Hercegowinę wspierają przede wszystkim sami Bośniacy . Dumą miejscowych jest Luka Modrić. Poważny biznesmen pokazuje mi z dumą zdjęcie Modrićia, kapitana reprezentacji Chorwacji, wicemistrzów świata z 2018 roku w koszulce klubu z Mostaru. To w nim zaczynał swoją profesjonalną, seniorską karierę na wypożyczeniu z Dinama Zagrzeb, aby stąd, z Hercegowiny wrócić do tego klubu w chorwackiej stolicy ,a dopiero potem podbić piłkarską Anglię w Tottenham Hotspur, a następnie Półwysep Iberyjski i świat, będąc kluczowym graczem „Królewskiego” Realu Madryt. Miejscowi Chorwaci – katolicy podkreślają po cichu, że jego dziadek podczas wojny na Bałkanach przed trzydziestu laty został zabity przez Serbów, a mały Modrić wraz z rodzicami byli uchodźcami.
 
Przed wojną były tu cztery kluby. Pierwszy to najstarszy klub w Bośni i Hercegowinie, liczący 117 lat, skupiający Chorwatów – Zrinjski. Nazwa klubu pochodzi  od nazwiska starego chorwackiego szlacheckiego rodu (jeden z potomków tej zasłużonej rodziny został przedsiębiorcą,  który dorobił się wielkich pieniędzy w Wiedniu). Klub był patriotyczny i antykomunistyczny – jego prezes został w 1945 roku powieszony przez partyzantów Josipa Broz Tito na rynku w Mostarze. Po II wojnie Zrinjski nie usunął ze swoich piłkarskich strojów chorwackich symboli i został zlikwidowany, aby odrodzić się po niemal półwieczu. Drugi miejscowy klub, też jeszcze przedwojenny to Velež – skupiał i skupia głównie muzułmanów. Po I wojnie światowej była też Slavija i Jugosloven. Teraz zostały dwa: Zrinjski i Velež. Właśnie w tych dniach Zrinjski Mostar po raz siódmy zdobył tytuł mistrza Bośni i Hercegowiny. Na murach miasta, ale też poza nim widzę napisy „Mostar 1905” (data powstania klubu). Stroje ma czerwono –białe , tak jak argentyńskie River Plate czy hiszpański Rayo Vallecano (w ostatnich dniach Rayo sensacyjnie na wyjeździe ograł 1:0 Barcelonę).
 
Taksówkarz, z którym jadę, jest oczywiście kibicem. Podkreśla, że chociaż Zrinjski to chorwacki klub, ale grają w nim poza Chorwatami również Serbowie i Bośniacy.
 
Dla odróżnienia klub Bośniaków – Velež gra w strojach czerwonych. Z Veležem grała parę lat temu w europejskich pucharach warszawska Legia. W przeciwieństwie do drużyn z Kazachstanu, Łotwy czy Luksemburga udało się jej ten bośniacko-hercegowiński klub wyeliminować.
 
Za szybą auta mijam kolejne, pełne zieleni i gór, krajobrazy. Na murach widzę napisy: „Naprijed Zrinjski” – czyli „naprzód Zrinjski”. Ale są też inne jak „Zrinjski ultras”. Akurat kiedy jestem w Bośni i Hercegowinie, już koronowany ,po raz kolejny, mistrz tego kraju  Zrinjski Mostar wygrywa wyjazdowy mecz ligowy w stolicy BiH z FC Sarajewo 2:1.
 
Wśród miejscowych kibiców czuć respekt dla Polski i polskiej piłki. Jedni wymieniają nazwiska polskich piłkarzy – czołowych futbolistów świata z lat 1970-ch, inni głoszą chwałę Roberta Lewandowskiego. Na egzotycznym Mundialu w Katarze Biało-Czerwoni zagrają, a Bośnia i Hercegowina nie...
 
*tekst ukazał się w „Słowie Sportowym” (02.05.2022)