To uczucie ulgi

Łukaszek wraz z tatą wracali z kolejnych ostatnich zakupów przedświątecznych. Szli pieszo. Nie wzięli samochodu nie z obawy przed coraz bardziej agresywnymi bojówkami cyklistów, którzy z zemsty za to, że nigdy nie będzie ich stać na auto niszczyli cudze pojazdy. Prawa była o wiele bardziej prozaiczna. Samochodów było tak dużo, że nie było gdzie zaparkować.
Szli zatem z autobusu wraz z grupą ludzi, przez osiedle i kiedy dotarli pod swój blok ujrzeli przedziwną scenę.
Oto ich dozorczyni, pani Sitko, wraz ze swoim mężem wynosili do śmietnika jakieś krwawe resztki. Tak przy tym rozmawiali:
- ...cieszę się, że się wreszcie zdecydowałaś.
- Decyzja była nasza wspólna.
- No tak, ale wiesz, trudno było się przełamać, bo to jednak... No wiesz...
- Wiem. Krew i to wszystko...
- Bałem się, że się załamiesz po pierwszym ciosie.
- Daj spokój, wszyscy to robią, jak sobie wyobrażałeś dalsze życie z nim pod jednym dachem?
- Dobrze, że już po wszystkim.
- Tak, tego uczucia ulgi nie da po prostu opisać.
- Brawo! - mama Wiktymiusza wyprzedziła Łukaszka i jego tatę, po czym poklepała panią Sitko po ramieniu. - Cieszy mnie, że zdecydowała się pani na aborcję!
Pani Sitko osłupiała.
- Jaką aborcję???
- No tą tutaj, co pani za szczątki tu wynosi? Nie płód aby? Spokojnie, ja nikomu nie powiem - uśmiechnęła się mama Wiktymiusza i gestem zachęciła wszystkich by podeszli bliżej. - Patrzcie ! ta oto dzielna kobieta w tym opresyjnym państwie usunęła płód...
- To nie jest płód - wyjąkał przerażony pani Sitko.
- A co, może dziecko? - rzucił jakiś zirytowany młody człowiek. - Nauka, słyszy pan, nauka niezmienna od tysięcy lat stwierdziła niedawno, że człowiekiem się jest od dwunastu tygodni po urodzeniu. Chyba nie będzie pan podważał nauki?
- Dziecko to też nie jest - powiedziała słabo pani Sitko.
- A co?
- Karp.
Wybuchła potworna awantura.
- Potwory! Mordercy! Polak musi, no po prostu musi dręczyć zwierzęta! Skopać chomika! Powiesić kota! Trzymać psa na krótkim łańcuchu! Trzymać norki w obozach! Bo zwierzę nie ma żadnych praw! Można je męczyć, torturować, zabić! Tylko Polak czerpie z tego radość i satysfakcję! - darła się jakaś pani z opakowaniem foie gras w siatce.
- To wszystko wina kościoła katolickiego - utrzymywał jakiś poważny pan. - Mamy tu modelowy przykład krwawego, ludycznego podejścia do wiary. Taka kombinacja polskiej duszy, watykańskiej narracji i pogańskiego zabobonu. Bóg się rodzi, więc jak Polak musi uczcić to wydarzenie? Krwawym zmasakrowaniem żywego stworzenia. I pomyśleć, że mamy Europę i dwudziesty pierwszy wiek! We Francji, proszę państwa, cywilizowani ludzie jedzą homary. A my nie.
- Przecież to żywa istota - zalała się łzami mama Wiktymiusza. - Dlaczego państwo to zrobili?
Pan Sitko podrapał się po brodzie i odparł prostodusznie:
- Chcieliśmy odzyskać miejsce w wannie.