Zapomniany prezydent Warszawy (2)

Książę Lubomirski, konsekwentnie zachowując postawę apolityczną, okazał się znakomitym prezydentem Warszawy.
 
       Potrafił znakomicie godzić racje przedstawicieli przeciwstawnych sobie obozów politycznych w stolicy. „Jest to najpiękniejsza może karta w jego życiu – pisał Witold Kamieniecki - . Trzeba było niezwykłego taktu, aby nie doprowadzać na każdym kroku do zatargów z okupacyjnymi władzami niemieckimi, a jednocześnie bronić interesów miasta i ludności. Z nieustraszoną odwagą, zachowując nienaruszoną godność narodową i osobistą, wywiązywał się książę-prezydent ze swych obowiązków w sposób znakomity. Ogromna popularność była mu zasłużoną nagrodą”.
 
        Szczególnie sprawnie książę radził sobie w stosunkach z mieszkańcami stolicy. Miał wyjątkowe wyczucie sytuacji, dzięki któremu potrafił zdobywać serce tłumów. W zwyczajnych kontaktach międzyludzkich był „miły, szczery i koleżeński”, błyskotliwy w pogawędce z „ripostą szybką i odruchową”. Wychodził na miasto, aby „wejść w kontakt z bieżącymi wypadkami i pulsem stolicy”. Nie bał się trudnych sytuacji, wręcz przeciwnie, to właśnie one pobudzały go i motywowały. Potrafił, w czasie rozruchów wywołanych głodem, wyjść do tłumu oraz zwyczajnie z nim porozmawiać i uspokoić. Nic dziwnego, że warszawiacy uwielbiali go, wielokrotnie zaznaczając swoje poparcie dla niego okrzykami: „Niech żyje książę-prezydent!”.
 
        Podobne wiwaty usłyszał Lubomirski podczas wielkiej patriotycznej manifestacji z okazji 125-lecia uchwalenia Konstytucji 3 Maja. „Miał szalone powodzenie – notowała Maria Lubomirska – Z balkonów obsypywano go kwiatami i wywoływano nieustannie: «Niech żyje prezydent książę – nasz książę Lubomirski – kochany Lubomirski», a nawet przyszły król Polski. To ostatnie z ust niewieścich przy pękach kwiatów”.
 
        Uroczystość zrobiła ogromne wrażenie na społeczeństwie polskim i władzach okupacyjnych. Ulicami Warszawy przeszło blisko 200 tysięcy mieszkańców stolicy. Niebagatelną rolę w przygotowaniach odegrał książę, który w trakcie rozmów na temat uroczystości „podkreślał, że obchód nie powinien w żadnym szczególe mieć charakteru germanofilskiego”. W odpowiedzi poseł Michał Łempicki zaznaczył, że tak samo „ żadne przemówienie nie powinno mieć odcienia rusofilskiego. Na tę uwagę prezydent odpowiedział dłuższym przemówieniem dowodzącym, że on nigdy nie był zwolennikiem Rosji”. Relacja ta potwierdza przemianę, jaka nastąpiła w poglądach księcia. Tym bardziej, że organizacja wcześniej tak surowo zabranianego przez Rosjan święta, miała pewien wydźwięk antyrosyjski.
 
        Przebieg uroczystości 3 maja zrobił wrażenie także na von Beselerze, który przekonał się do kompetencji Lubomirskiego. Generał-gubernator zezwolił nie tylko na funkcjonowanie polskiego szkolnictwa, ale zaopiekował się archiwami warszawskimi tworząc Cesarski Zarząd Archiwalny na czele z Adolfem Warshauerem, a także pozwolił działać Radzie Głównej Opiekuńczej pod przewodnictwem Adama Ronikiera.
 
        Od momentu pierwszych wyborów w maju 1916 roku warszawska Rada Miejska oraz Lubomirski zyskali nowe uprawnienia. Odtąd spośród dwóch burmistrzów (zastępców prezydenta), jednego wskazywały władze okupacyjne (wybrano ponownie Drzewieckiego), drugiego wybierał książę (wybór padł na Zygmunta Chmielewskiego). W tym czasie przestał istnieć Komitet Obywatelski, który przekształcił się w magistrat.
 
       Generał-gubernator relacje polsko-niemieckie postrzegał przez pryzmat koncepcji Mitteleuropy – utworzenia  w Europie Środkowej niewielkich organizmów państwowych połączonych z Niemcami siecią powiązań gospodarczych i kulturowych. Jednocześnie jako wojskowy  chciał zorganizować i dowodzić armią polską. Naciski von Beselera na rząd, odnośnie pozyskania milionów rekrutów z ziem polskich, wywarły w 1916 roku wpływ na decyzję Berlina o wydaniu wspólnie z Wiedniem aktu 5 listopada.
 
       Kanclerz Theobald Bethmann-Hollweg już w kwietniu 1916 roku podczas obrad parlamentu stwierdził dobitnie: „Życie nie zawraca wstecz. Nie było zamiarem Niemiec ani Austro-Węgier stawiać kwestii Polski. Postawił ją los bitew. Teraz ona jest i domaga się rozstrzygnięcia”. Podstawy rozwiązania kwestii polskiej ustalono na konferencji w Wiedniu w sierpniu 1916 roku, w czasie której postanowiono m.in., że państwo polskie będzie samodzielnym królestwem o ustroju konstytucyjnym utworzonym wraz z końcem wojny.
 
       Książę Lubomirski odmówił jednak uczestnictwa w delegacji, która podczas wizyty w Berlinie miała wyrazić formalne życzenie utworzenia państwa polskiego. Na tę decyzję prezydenta wpływ miała presja szefa warszawskiej policji Ernesta von Glasenapa, aby magistrat – wobec fiaska dobrowolnego zaciągu - wsparł niemieckie starania o pozyskanie polskich robotników. Książę Lubomirski odmówił. W tej sytuacji von Beseler wezwał do siebie prezydenta na rozmowę. Pomimo gróźb generał-gubernatora Lubomirski nie ugiął się.  „Polskich rządów im się chce – wołał von Beseler na kolejnym spotkaniu – Ja Wam pokażę cały ciężar pięści generała niemieckiego wykonującego z całą bezwzględnością prawa wojenne. Panowie żądają i zapominają, że Wam tylko prosić wolno. Wszystko coście otrzymali było tylko moją łaską”. Lubomirski nie zmienił jednak swojej postawy.
 
        W dniu 5 listopada 1916 roku  zgromadzeni w sali kolumnowej Zamku Królewskiego wysłuchali treść manifestu odczytanego przez von Beselera w języku niemieckim i Hutten-Czapskiego po polsku. Tego samego dnia na posiedzeniu Rady Miejskiej rektor Uniwersytetu Brudziński zakończył swoje przemówienie wznosząc okrzyk: „Wielka i Niepodległa, jednością i  duchem silna Ojczyzna, nasza najmilsza niech żyje”. Tłum pod wpływem emocji zaczął skandować kolejne hasła: „Niech żyje Polska od morza do morza” i „Niech żyje Poznań”. Te ostatnie słowa szczególnie gorliwie wykrzykiwał książę-prezydent, na co Hutten-Czapski „skromnie i milcząco spuścił oczy”.
 
        Zdzisław Lubomirski komentując nową sytuację w wywiadzie dla szwajcarskiego dziennikarza Edmonda Privata podkreślił, iż  „cały kraj żąda niepodległości. Należy, aby to za granicą zrozumiano. Wszyscy kochamy Anglię i Francję i oczekiwaliśmy słów zachęty z ich strony. Odpowiedź Rosji i jej aliantów na proklamację austro-niemiecką spotkała się z niech niechęcią najlepszych ich przyjaciół w Polsce (…) Mamy wszelkie podstawy nieufania żadnym przyrzeczeniom i przede wszystkim liczymy na własną siłę narodową. To jest to właśnie, o czym zapomnieli nasi przyjaciele, którzy wyemigrowali za granicę, którzy nie chcą brać w rachubę tego, co się w kraju dzieje (…).  Możesz Pan stwierdzić, że my wszyscy tutaj pracujemy dla niepodległości i wyrazi Pan wolę narodu, głosząc to za granicą”.
 
       W tym czasie Józef Piłsudski w liście do płka Edwarda Rydza-Śmigłego wskazał, iż „po raz pierwszy w tej wojnie światowej dzisiaj w miastach naszych publicznie z ust przedstawicieli wielkich armii-narodów padają zapomniane poza Polską słowa: Niepodległość Polski, Rząd Polski, Wojsko Polskie. Za te słowa ongiś umierali na polach bitew nasi ojcowie i dziadowie, z tym szliśmy po kryjomu, nieraz z ofiarą własnej wolności czy nawet życia, tworzyć podwaliny ich istotnej treści, te same słowa próbowaliśmy wymówić w imieniu Polski pamiętnego dnia 6 sierpnia 1914 roku”.
 
       Podczas gdy Polacy oczekiwali stworzenia realnego zalążka państwowości polskiej w postaci rządu bądź sejmu, to wydanie decyzji werbunkowej przez von Beselera musiało zostać odebrane  jako próba wyzyskania za wszelką cenę zasobów ludzkich Królestwa.  Generał-gubernator naciskał także  na Lubomirskiego w sprawie poparcia powołania polskiej armii. Wysłał do niego szefa zarządu cywilnego Wolfganga von Kriesa, któremu książę-prezydent odpowiedział, że stworzenie wojska polskiego byłoby jednym z atrybutów państwowości, a ponadto nie chciałby wysyłać polskiego żołnierza przeciwko Rosji.
 
        Ostatecznie generał-gubernator wycofał się z tej fatalnej decyzji, a na początku grudnia wraz z generał- gubernatorem austro-węgierskim ogłosił rozporządzenie o Tymczasowej Radzie Stanu.
 
       Von Beseler ustąpił ostatecznie również w kwestii Legionów, którym notorycznie odmawiano wejścia do stolicy. W dniu 1 grudnia, po raz pierwszy od powstania listopadowego, wojsko polskie pod dowództwem Stanisława Szeptyckiego wkroczyło do Warszawy. Niewiele później przybył tu także Piłsudski, który 13 grudnia 1916 roku spotkał się z von Beselerem oraz prezydentem Lubomirskim. O ile rozmowa z von Beselerem wywołała obustronną, znaczną niechęć, to przypadku księcia obaj panowie przypadli sobie do gustu, zgadzając się, że zasadniczym celem Polski była niepodległość, a wobec Niemców powinno się „jedynie politykować”. Komendant wprost zadeklarował: : „Proszę Księcia, my możemy we dwóch wziąć teraz Polskę za łeb”. Lubomirski powściągliwie odpowiedział: „Panie komendancie, można wszystko razem zrobić, ale na współpracę trzeba mieć do siebie bezwzględne zaufanie. Pan do mnie może ma zaufanie, ale przekonanie moje, że Pan uchodzi za socjalistę, mnie powstrzymuje”. Piłsudski stwierdził na to: „Ja nie jestem wcale socjalistą”.
 
        Wbrew naciskom Lubomirski odrzucił możliwość wejścia do TRS. „To nie była żadna władza – stwierdził później – Niemcy chcieli mieć tylko dowód, że Polacy idą z nimi”.   Był świadom, że rada ta stanowiła jedynie pewien organ autonomiczny, a zadania jakie przed sobą postawiła, czyli „możliwie rychłe przygotowanie sejmu prawodawczego oraz opracowanie konstytucyjnego ustroju państwa” i „utworzenie licznej, bitnej a karnej armii polskiej” w tamtym czasie nie były osiągalne.
 
        Jednocześnie wysłał list do cara, w którym zaznaczał, iż  „Pomny zaciągniętego zobowiązania, dotąd z narażeniem życia stałem niezłomnie na obranym stanowisku. Lecz zmieniły się czasy, jestem Polakiem, woła mnie Ojczyzna – usuwając się od ofiarowanych mi rządów, mogę mojej najdroższej sprawie zaszkodzić – zaś biorąc na siebie odpowiedzialność, mogę powstrzymać od błędów daleko idących. (…) Stoję na dogmacie niezależnej Polski, jestem przeciwnikiem wojska i wypowiadania wojny Rosji – od tego chciałbym obronić”.
 
        W odpowiedzi Mikołaj II, przekazanej za pośrednictwem Władysława Wielopolskiego, podkreślił, iż „mam do niego zaufanie i proszę go, aby robił wszystko co uzna za pożyteczne dla dobra kraju”.
 
CDN.