MIŁOSZ FRANASZKA

„znam Miłosza nie od dziś i może lepiej go znam niż on sam siebie (…) wypowiadał takie dziwne sądy. Jest jednym z tych, którzy byli moimi przeciwnikami politycznymi od zawsze – jeżeli chodzi o poglądy” – Zbigniew Herbert w 1994 roku.
 

Miłosz Franaszka przypomina sieć autostrad w Polsce. Formułując myśl precyzyjnie – konstrukcja biografii Czesława Miłosza autorstwa Andrzeja Franaszka przypomina budowę tychże autostrad. A efekt, to gotowa sieć polskich dróg ekspresowych rocznik 2011.
Jak budował? Palec na mapę Polski – w tym miejscu zaczynamy i w tym, o tu, by się przydało wbić łopatkę, tu Chińczyk a tam krajowiec, nie łączymy, dobudowujemy, tutaj pas zieleni, a tam konieczna bariera.
I konieczne węzły drogowe - przeważnie bezkolizyjne. Upstrzyć sieć węzłami. Oto przepis na biografię Miłosza.

Węzeł
Autor w „swoich poszukiwaniach” musiał natrafiać na mocno kompromitujące fakty (cytaty), więc ich wymowę „rozbraja”. Pierwszy przykład z brzegu. Dość znane jest mało przemyślane stwierdzenie Miłosza z 1932 roku - „jest pod bokiem najciekawszy kraj świata, ZSRR”. Spuszczamy zasłonę milczenia. Lecz Franaszek trafił na „lepszy cytat” – dziennikarz opisuje wileńską Środę Literacką w listopadzie 1933 roku:

„p. Miłosz mówił o tym, że książka, zwłaszcza dobra książka nie trafia do mas i powoływał się na przykład Sowietów, gdzie milionowe nakłady rozchodzą się po całym państwie”.
 

Smaczniutkie? Cóż Franaszek z tymi kompromitującymi słowami robi? Pisze w następnym zdaniu: … w tym samym czasie w jakimś artykule … poeta zachowuje sceptycyzm wobec … ble, ble.
Redaktorze Tygodnika Powszechnego, wypada tak lekko przeskakiwać nad zauroczeniem Sowietami? A jakie filmy kręcono i jakie książki drukowano bliziutko, tuż pod bokiem? W Wilnie każda praczka i każdy szewc, dosłownie wszyscy doskonale wiedzieli co się dzieje w Sowietach. A poeta – bielmo na oczach?

Co się działo w Sowietach?
Rok wcześniej do domu pisarza narodowego Maksyma Gorkiego wezwano czterdziestu pisarzy. Wśród nich byli między innymi - Michaił Szołochow (Zaorany ugór, Cichy Don), Fiodor Gładkow (Cement) Walentin Katajew (Czasie, naprzód!). I usłyszeli od Stalina:

„Nasze czołgi nie są nic warte, jeśli dusze, które mają je prowadzić, są z gliny. Dlatego powiadam: produkcja dusz jest ważniejsza od czołgów... (…) Człowiek odnawia się poprzez życie, a wy musicie dopomóc w odnowie jego duszy. I dlatego wznoszę kieliszek za was, pisarze, za inżynierów dusz”.

Dodam, że u Gorkiego nieobecni byli Borys Pasternak, Michaił Bułhakow, Osip Mandelsztam oraz Anna Achmatowa.
A Miłoszowi bolszewicka polityka kulturalna imponuje, „powoływał się na przykład”.

Wracając do analogii „autostradowej”. Oczywiście ograniczona jest do nich dostępność – do tychże autostrad. Kto będzie sprawdzał i miał w ogóle taką możliwość (dotarcie do źródeł) by zobaczyć, jak ma się interpretacja Franaszka do tego, jak było naprawdę? Zobaczyć czy wymowa słów, sytuacji czy listu, jest taka jak chciałby biograf.
W ogóle, tło wydarzeń – a właściwie jego kompletny brak, w kluczowych latach 1931 - 1953, to zdecydowanie najsłabsza strona biografii.
Od razu napiszę – ponoć dziesięć lat badań, Polska i Litwa, Francja i Ameryka, penetrowanie archiwów - ale Franaszek nie przekonał biografią, że posiadł jakąś ekskluzywną wiedzę, a wręcz przeciwnie. Przemilczenia, białe plamy i mylne tropy.
Nie dowiedziałem się od niego prawie niczego nowego – i czynię tę uwagę bez zbytniej przesady.

Wysłuchałem Franaszka w radio jeszcze przed lekturą książki. Mówił o „współczuciu” z Miłoszem, o współodczuwaniu. Czy właśnie to „współczucie” redaktora Tygodnika Powszechnego z poetą nie jest przyczyną klęski Franaszka biografa?

Rola pisarza
Poniższe słowa o Czesławie Miłoszu pozostawię bez komentarza:

„Miłosz miał dojść wyjątkowe podejście tutaj do sprawy roli pisarza w trakcie okupacji, czy w sytuacji katastrofy historycznej (…) Otóż on oczywiście uważał, że rolą pisarza nie jest walka zbrojna(…). Jego rolą jest wykorzystanie tego czasu na myślenie, czytanie, pisanie i podtrzymywanie takiej tkanki intelektualnej czy kulturalnej społeczeństwa i konsekwentnie to bardzo i konsekwentnie to i z wielkim pożytkiem dla nas to robił”.
 

Ale zapytajmy: Czy sowietyzacja Polski po wojnie i eksterminacja jej elity, nie była katastrofą historyczną?
Jaki wniosek? Jeżeli biograf Miłosza wypowiada takie zdanie – dzieli się takim przemyśleniem, pisze to jako ten, kto zgłębiał życie swojego bohatera lat dziesięć – to albo ma marne pojęcie (a więc i kwalifikacje biografa) o tym, co się działo w Polsce w latach 1945 – 1951, albo też spogląda na sprawę z jakiegoś mi obcego punktu widzenia.
Pytam retorycznie – czy Miłosz wspólnie z Krońskim, Putramentem, Borejszą, Hertzem, Iwaszkiewiczem, Andrzejewskim, Mitznerem, przyjaciółmi bliższymi i dalszymi, kręgiem wileńskich znajomych podtrzymywał tkankę intelektualną społeczeństwa?

Wykorzystywali właściwie ten czas Andrzeju Franaszku, czy tylko tak sobie palnąłeś?
I słucham jak płynie z radia wyznanie - „Miałem nadzieję, że mógłbym spojrzeć w oczy Czesławowi Miłoszowi, jako jego biograf”.
A czy mógłby spojrzeć w oczy chociażby Zbigniewowi Herbertowi?

Opisując znaną kłótnię Herberta z Miłoszem w berkelejskim domu Carpenterów pisze, że „gwałtowna tyrada” Herberta, który zarzucił Miłoszowi brak patriotyzmu, to był bodaj („bodaj” – dobre sobie zastrzeżenie) początek tych stanów psychicznych, które w połączeniu z alkoholem powodowały ataki niekontrolowanej agresji.
Zarzucił - oprócz braku patriotyzmu, ukrywanie się podczas okupacji za paszportem litewskim, niechęć do AK oraz fakt najbardziej znany, że zdaniem Miłosza – „Polskę należałoby zamienić w jeszcze jedną republikę radziecką”. Franaszek stwierdza, że słowa o republice sowieckiej nie padły.

17 republika radziecka
Po kolei.
Gdy w tym miejscu podkreślę, że rozmowa miała miejsce w roku 1968, ale po marcu, czy właśnie Miłosz mógł sobie tak prowokująco zażartować? Sprowokować Herberta? Jak najbardziej tak. Zapewne (bodaj), to właśnie słowa Miłosza, że lepiej byłoby dla Polski, gdyby została siedemnastą republiką radziecką, były zapalnikiem.
Po drugie – Franaszek używa zwrotu „niechęć do AK”, a tymczasem Jerzy Giedroyc w swojej autobiografii pisze, o słowach - „bandyci z AK”. Widocznie Franaszkowi nie udało się dotrzeć do tej relacji, albo też odezwał się w nim cenzor. Może uznał, że lepiej to przemilczeć, jakże przez klawiaturę mogły mu przejść miłoszowe słowa o „bandytach z AK”.
Idźmy dalej. Zdrada czy brak patriotyzmu? Ale przecież Herbert wygarnął Miłoszowi część tego, o czym się mówiło w „warszawce”. Przecież Miłosz doskonale – od zawsze - zdawał sobie z tego sprawę. Pisał o swojej służbie dla reżimu, że dla jednych (jego wileńskie środowisko) to rzecz normalna, dla innych była hańbiącą kolaboracją.
Paszport litewski? Zarzut doskonale znany – w różny sposób formułowany.

Sprawa „paszportu” była wielokrotnie wałkowana w peerelowskim salonie literacko-artystycznym. Jan Kott – dobry znajomy Miłosza, podczas okupacji obracał się w tym samym towarzystwie, na naradzie partyjnej w obecności przyjaciela poety Jerzego Andrzejewskiego, Tadeusza Brezy (po wojnie Miłosz wspólnie z nim dzielił krakowskie mieszkanie), Antoniego Słonimskiego, Adama Ważyka, Wiktora Woroszylskiego, Arnolda Słuckiego, Jerzego Borejszy (Miłosz twierdził, że był z jego stajni, to również dzięki niemu dostał placówkę dyplomatyczną), Kazimierza Brandysa, i oczywiście Jakuba Bermana, który łączył w sobie opiekę nad bezpieką i kulturą, i wielu innych, mówił, że Miłosz „powołuje się na swoje doświadczenia okupacyjne, ale nie wspomina o tym, że w czasie okupacji wziął paszport litewski, aby uchronić się od dzielenia losu i doli narodu polskiego”.
I co? Przecież niektórzy obecni nie jeden raz podczas okupacji wspólnie z poetą przemierzali warszawskie ulice, doskonale go znali i z Warszawy i po wojnie z Krakowa. Nikt nie zabrał głosu? Nie zaprzeczył? Nie dał świadectwa prawdzie?

A wspomniany Kazimierz Brandys cztery lata później w opowiadaniu „Nim będzie zapomniany” napisał to samo znacznie brutalniej.
Opisał oczami szwagra Lisickiego scenę po upadku powstania z obozu w Pruszkowie. W chwili, gdy ich grupę prowadzono do transportu, usłyszał nagle niemiecki głos: „Herr Wejmontinas? Herr Wejmontinas! Dwóch oficerów SS w towarzystwie Polaka F., podejrzewanego o kolaborację, odwołało Wejmonta na bok. Podobno wręczono mu glejt, był wolny”. Malarz Wejmont (Wejmontinas), to poeta Czesław Miłosz.

A milczący na naradzie - wbrew swej naturze polemisty - Antoni Słonimski? Pominę litościwie jego tekst o Miłoszu, ale w „Roku Myśliwego” czytam, że poetę z Londynu przesunęli do Warszawy (zwracam uwagę na użyty przez Miłosza zwrot – przesunęli, to nie był powrót do Polski) i ten „ze strachu zbłaźnił się, pisząc służalczy artykuł przeciwko mnie. Co potem i ja, i inni wybaczyli?”
Otóż to – ONI, inżynierowie dusz prawie zawsze sobie wybaczali. Tyrmand pisał o nich jako o „najpotężniejszej mafii świata”, lepiej zorganizowana i funkcjonująca niż Cosa Nostra. Tyrmanda właśnie ONI zmusili do emigracji. Formułując to oskarżenie  w „Porachunkach Osobistych” był rozgoryczony, a wiec jego opinia, którą w stu procentach podzielam nie jest obiektywną.

Wracając do Biografii Miłosza. Przeczytałem ją bardzo uważnie, gdyż szukałem odpowiedzi na wiele, wiele pytań. Uzbierały się przez lata.
Pierwsze z brzegu. Co dokładnie Miłosz robił w czasie wojny, ze szczególnym uwzględnieniem tego, w jakim środowisku się obracał? Po lekturze Kotta „Przyczynku do biografii”, byłem ciekaw czy podczas okupacji spotkał na swej drodze towarzysza „Tomasza”, czy bywał w mieszkaniu Stefana Żółkiewskiego? Białe plamy.
W rozmowie z Fiutem (1981) na pytanie, „co pan robił w czasie wojny”, poeta odpowiada: „Ja nie bardzo lubię mówić o tym wszystkim. Otóż to, ale, od czego biograf Franaszek?
Po drugie bardzo mnie interesowało przedwojenne środowisko Miłosza – konkretnie. Kiedy - daty, kto - nazwiska, co, z kim w jakiej organizacji – nazwy, no i komunizowanie. Z tym słabo. Jędrychowski, Putrament, Mitzner, no i Henryk Dembiński. Więcej się dowiedziałem z eseju o Dembińskim w Arcanach niż z książki. A cóż dopiero szczegółowe opisanie służby reżimowi komunistycznemu.  

Leży przede mną kilkanaście kartek – a na nich numery stron, odnośniki i hasła. Zamierzałem kreśląc tych kilka zdań wyjść z całkowicie innego punktu, pisać o czymś innym, ale przeczytałem fragment listu Miłosza, w którym donosi Giedroyciowi, że z Herbarta po pijanemu wylazł oprych.
Herbert oprychem – roześmiałby się szelmowsko.

Miłosz pisze dalej w liście, że nie może przezwyciężyć pewnej odrazy i zacytowane są dziwne, wieloznaczne słowa:
„Ten flirt (…) z ludźmi stamtąd oparty był na fikcjach – nie zaglądało się pod podszewkę, a okazało się, że w 90proc. to ideologia akowsko-zbowidowa”.
Herbert i ZBoWiD? Zbowidowska ideologia?

Niestety „Czytelnik” wydał listy Jerzego Giedroycia i Czesława Miłosza tylko z lat 1952-1963 i niezbyt prędko (jeżeli w ogóle) należy spodziewać się dalszego ciągu. 
A szkoda, gdyż natrafiłem na „głęboki” trop – konieczny dłuższy cytat.
15 stycznia 1963 roku Giedroyc pisze do Miłosza:
 

„czy mógłby Pan opracować esej (który byłby w pewnym sensie skorygowaną i skondensowaną wersją „Zniewolonego umysłu”), w którym by Pan zanalizował, co myśleli i wiedzieli polscy intelektualiści bezpośrednio po zakończeniu wojny o Stalinie, jak wyglądał, jak zaciążył czy przełamywał się wśród nich mit Stalina. Formułuję to bardzo nieudolnie, ale rozumie Pan, o co mi chodzi.
Po dyskusji z Watem jesteśmy z nim całkowicie zgodni, że tylko Pan może coś takiego napisać i że nawet Pan to musi zrobić. Niech Pan nie odmawia. To naprawdę jest bardzo ważne i potrzebne. (…)
Chciałbym w tym n[ume]rze dać mały wybór „stalinowski" intelektualistów polskich, którzy się specjalnie świnili.
Idzie mi jedynie o tych les durs, którzy teraz specjalnie ciążą (Putrament, Żukrowski, Mitzner, Żółkiewski - przy nim bardzo upiera się Wat, uważając, że mimo pewnych „ludzkich" personalnych odruchów jest to człowiek bardzo szkodliwy). Myślałem o Koźniewskim, ale to mały piesek i chyba nie warto robić mu reklamy”.

 

Czyż akapit nie jest doskonały? Ale jego analiza innym razem. Analiza ze szczególnym uwzględnieniem tego, kto jest „szmatą” i w jaki sposób szmatą można przestać być, no i kto się specjalnie ześwinił.

Rewizjonistyczne Stajnie Wyścigowe
Kończę w tym miejscu informacją wydawniczą od innego poety, znacznie bardziej uzdolnionego od Czesława Miłosza, który nie miał takiego szczęścia do protektorów, no i nie zdołał go ukąsić żaden skorpion.
Otóż w londyńskich „Wiadomościach” Józef Łobodowski pisze o następujących nowościach wydawniczych: „Prawdziwy humanizm kapitalistyczny” Leszka Kołakowskiego (wyd. Z podróży małego Guliwera), ale Kołakowski to tylko kwiatuszek, nowością jest ukazanie się Jerzego Giedroycia „Od Miłosza, poprzez Straszewicza, Gombrowicza i Hłaskę, aż po Andrzeja Brychta. Dzieje stopniowego upadku gustów literackich na emigracji”. Praca ukazała się nakładem Rewizjonistycznych Stajen Wyścigowych.
Jeżeli ktoś zastanawia się, wziąć do ręki Franaszka czy też nie podpowiadam. Nie. Sięgnąć do szkicu o Miłoszu Jacka Trznadla „Lewy profil”. Można zajrzeć na stronę internetową autora, ale lepiej – sięgnąć po książkę „Spojrzeć na Eurydykę” (pozycja dostępna) – zacne i szlachetne wydawnictwo Arcana.

A zaoszczędzony czas przeznaczyć na lekturę pozostałych esejów pomieszczonych w tymże tomie - o Józefie Mackiewiczu, Andrzeju Bobkowskim, Ferdynandzie Goetlu i o żywocie człowieka gwałtownego Józefa Łobodowskiego. Trznadel stwierdza, że spojrzenie ogólne na literaturę budzi grozę swoim zafałszowaniem.
Jakże się mylił pisząc w 1993 roku o „ruchu w Panteonie” - wstydliwie wynosi się zabalsamowane zwłoki książek nicości literackich, a pisarze długo przemilczani zaczynają wpisywać swe nazwiska w świadomość czytelników. Ani jedno ani drugie.

Łobodowski uważał, że: „Polska poezja nie miała szczęścia w ostatnim pięćdziesięcioleciu. Jedni z wybitnych zginęli przedwcześnie inni zeszli na manowce i wykoleili się”.
Miłosz był i jest wybitny. Właśnie, dlatego zasługuje na prawdę o sobie. Biograf Franaszek Miłosza nie ogarnął.

Po cóż Poecie brązownik? Po cóż mu franaszkowe kadzidła?

Tekst opublikowany w Nr. 22/2011 Warszawskiej Gazety
Andrzej Franaszek "Miłosz. Biografia" Znak, Kraków