Media establismentowe w USA nadal dyskredytują Trumpa

wPolityce.pl: Wziął pan udział w zaprzysiężeniu Donalda Trumpa na 45. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Uroczystościom inauguracyjnym w Waszyngtonie towarzyszyły rozległe protesty. Na ulice wyszły m.in. feministki. Ta „gniewna” Ameryka to nowość. Żaden inny prezydent USA nie musiał zmagać się z tak silnym społecznym sprzeciwem…

Ryszard Czarnecki: Znalazłem się, chcąc nie chcąc, w samym środku tych protestów. Demonstranci nie chcieli mnie wpuścić do hotelu. Pomogła mi policja. Widziałem zdewastowane, zdemolowane sklepy, ludzi rozbijających szyby kamieniami. Jeszcze nigdy nie było w historii amerykańskiej stolicy tak wielkich zamieszek. Około pół tysiąca aresztowanych, agresywnych demonstrantów, ranni policjanci. Przy czym zaskakujące było duże zróżnicowanie protestujących. Na ulice wyszli zarówno antyglobaliści, którzy Trumpa traktują jako przykład globalizmu, jak i anarchiści, ubrani na czarno, którzy uważają, że należy sprzeciwiać się każdej władzy. Trzecią grupę demonstrantów stanowiła lewica antykapitalistyczna dla której Trump to uosobienie Wall Street. W zasadzie ci ludzie mogliby protestować równie dobrze przeciwko Hillary Clinton. Protestowały także feministki, to była czwarta grupa, najbardziej widoczna medialnie. Kobiety w różowych czapkach, szalikach i koszulkach, które po spełnieniu obowiązku, czyli po demonstracjach, zasiedliły waszyngtońskie restauracje. W końcu lunch się należy (śmiech). Nie zabrakło też tzw. antyrasistów, którzy protestowali przeciwko rzekomo rasistowskiej postawie Trumpa wobec mniejszości etnicznych, szczególnie Meksykanów. To oczywiście bzdura. Sam byłem w miniony czwartek, przed inauguracją, na spotkaniu aktywistów republikańskich należących do mniejszości z krajów Azji i Pacyfiku. Dla nich Trump jest szansą na przebicie szklanego sufitu.

To przypomina słynne „czarne protesty” w Polsce, których uczestniczki zamiast różowych czapek z uszami, miały wieszaki i parasolki. Nie zapominając oczywiście o KOD-zie. Na ile mamy w Polsce i USA do czynienia z podobnym zjawiskiem?

Oczywiście, jest analogia z sytuacją w Polsce. Ciekawe jest jednak to, że w dniu gdy wracałem z Waszyngtonu do Polski spotkałem panie z tego marszu feministycznego na lotnisku. Wsiadły do samolotów z rodzinami, które przybyły do Waszyngtonu wspierać Trumpa. To było niesamowite jak ci ludzie grzecznie siedzieli obok siebie, spokojnie, bez żadnej agresji. Widziałem w Waszyngtonie ludzi pełnych entuzjazmu, jest poparcie dla Trumpa; ale jest też Ameryka gniewu.

Media mainstreamowe robiły co mogły, by zdyskredytować nowego prezydenta, rzucić cień na jego inaugurację, posługując się rożnego rodzaju technikami manipuacyjnmi.

Media zupełnie nierzetelnie atakują prezydenta Trumpa. Tam ten przekaz jest na inną skalę, czarno-biały, wszystko co złe to Trump. Media w Polsce w okresie smuty rządów PO-PSL były mimo wszystko bardziej wiarygodne, ten pluralizm był większy niż jest dziś w Ameryce. Establishmentowe telewizje pokazywały głównie demonstracje, Trumpa nie było. Po co pokazywać inaugurację prezydenta? To w końcu nudne, bo nikt się nie bije. Niektóre stacje telewizyjne mniej lub bardziej otwarcie zachęcały do udziału w anty-Trumpowych marszach.

Rozmawiała Aleksandra Rybińska, wPolityce.pl (23.01.2017)